11 komentarzy - nowy rozdział.
Zdziwienie,
a może zszokowanie? Zdecydowanie oba uczucia towarzyszyły ciemnowłosej
dziewczynie, gdy drzwi do starej rudery otworzyły się z hukiem. Była pewna, że
zamykała je na klucz. Jakim cudem ktoś mógłby dostać się do środka? Mimo
wszystko nie miała zamiaru ryzykować. Pośpiesznie złapała omdlałe ciało Amy i
zaciągnęła je w drugi kąt pokoju. Nie słyszała żadnych kroków, więc
przeczuwała, że ktoś próbuje wyważyć drzwi.
Nie
wiedziała kto i chyba nawet nie chciała wiedzieć. Popchnęła swoją ofiarę na
ścianę po czym pochyliła się i odchyliła klapę, która zasłonięta była
niewielkim, prostokątnym dywanikiem. Musiała się ogromnie natrudzić by
zaciągnąć Amy do tej zatęchłej piwniczki. Ale kiedy jej się udało – zatrzasnęła
pośpiesznie klapę i oparła się o piwniczną ścianę oddychając ciężko.
Cieszyła
się, że jej ofiara była nieprzytomna. Nigdy nie lubiła sprawiać bólu innym
osobom, ale ten przypadek był wyjątkowo wyjątkowy. Pragnęła jej śmierci jak
niczego innego i choć nie wiedziała skąd ta nienawiść – nie miała ochoty się
nad tym roztkliwiać. Jednego była pewna – jeśli ją dopadną, gorzko tego
pożałuje. A tego z pewnością nie chciała.
Nadstawiła
uszy, stając na pierwszym stopniu drabinki. W oddali usłyszała ponowne
uderzenie w drzwi, a później huk. Drewniana płyta ciężko opadła na
niedokończoną podłogę. Wkrótce salon wypełnił tupot stóp.
-Nie ma ich tutaj!
Kłamałeś. Pierdolony zdrajco, kłamałeś! – aż nazbyt dobrze rozpoznała ten
rozwścieczony głos. Liam wiele razy się irytował z jej powodu, ale jeszcze
nigdy nie słyszała w jego głosie tyle pasji, zmęczenia i przerażenia zarazem.
Nagle poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca. Nie miała czasu na wyrzuty
sumienia. Niezależnie od tego jak bardzo Liam kochał tą małą, niczego nie wartą
osobę – Danielle nie miała zamiaru się wydać. Nigdy, przenigdy. Nie była
samobójczynią i nie wróżyła sobie przyszłości w więzieniu, gdzie nie mają
dobrej kosmetyczki i fryzjera.
-Jezu, Liam! Daję
słowo, że nie kłamałem! Sprawdźmy górę, może tam ją zaciągnęła. –
wiedziała, że Mike ją zdradzi. A mimo to mu zaufała. Jak głupia, naiwna
nastolatka zaufała mężczyźnie. Ale była sprytniejsza niż oni wszyscy. W tej
piwniczce nikt nie miał prawa ich znaleźć, dopóki same się nie wydadzą. To
znaczy Danielle, bo Amy najwyraźniej poddała się ciemności, która opanowała jej
pustą głowę.
Najwyraźniej
Liam zgodził się z propozycją zdrajcy, bo głosy ucichły. Nie było słychać nic
oprócz skrzypienia podłogi, która miała już swoje lata. Danielle wiedziała, że
nawet jeśli ktoś chodzi na górze to było to słychać piętro niżej. Konstrukcja
tego domu była wadliwa w każdym calu.
Jakież
było jej zdziwienie, kiedy doszła do wniosku, że to nie podłoga na piętrze
skrzypiała…
-LIAM! CHOLERA, MAM JE!
*
Biegł
na złamanie karku, przeskakiwał po dwa schodki. O dziwo było naprawdę dużo
schodów jak na tak stosunkowo niewielki dom. Już w oddali słyszał zaprzeczenia
Danielle, ale nie spodziewał się, że będzie zdolna posunąć się aż tak daleko.
-My się tutaj tylko
ukrywałyśmy! Nigdy w życiu nie zrobiłabym jej krzywdy, przysięgam!
-Będziesz miała swoje
pięć minut na policji. A teraz zamknij się. LIAM SZYBKO! – zniecierpliwiony
głos Kate pobudził go do ruchu. Nawet nie zorientował się kiedy przystanął i
zaczął wysłuchiwać tych wszystkich słów, które wypowiadała Danielle. Przez ułamek
sekundy niemal uwierzył w jej zapłakany głos. Ale po chwili wróciła jego
świadomość i nie dał się omamić tym słodkim, zrozpaczonym głosikiem.
-LIAM, ONA UCIEKA!
Brunet
stanął w drzwiach – jedynej możliwej ucieczce z salonu. Kiedy otworzył drzwi,
został potrącony przez biegnącą Danielle. W ostatniej chwili udało mu się ją
złapać i przycisnąć do ściany. Cała ta sytuacja przyprawiła go o szybki oddech,
kosztowała sporo nerwów, ale i tak był szczęśliwy. W końcu mieli mieć ten
koszmar za sobą.
*
Okropny
ból głowy przeszywał ją na wskroś. Nie wiedziała gdzie się znajdowała, jak
długo była poza domem i czy ktoś przy niej czuwał. Słyszała pikanie maszyn, a w
jej lewym przedramieniu coś boleśnie wbijało się w jej żyłę. Próbowała ruszyć
ręką – bezskutecznie. Ktoś mocno ją przytrzymywał i nie miał najmniejszego
zamiaru by ją puścić.
Czuła
się usztywniona, było jej gorąco. Miała ochotę gryźć i kopać. Bronić się przed
czymś, ale nie miała pojęcia przed czym. Miała ogromną dziurę w głowie.
Próbowała sięgnąć pamięcią wstecz, lecz jedyne co pamiętała to jedna, wielka
luka. Zacisnęła usta ze zdeterminowania i wtedy uświadomiła sobie, że ktoś w
tle prowadzi ożywioną rozmowę.
-(…) nie mogłem!
Cholera jasna, zrobiłbym wszystko, żeby dotrzeć tam piętnaście minut wcześniej.
Może pozbawilibyśmy ją tego skręconego biodra, podczas tego upadku.
-Liam, nic nie możesz
już zrobić. Chodź, pojedziemy do mieszkania Harry’ego. Oboje musimy odpocząć.
Ból rozsadza mi głowę.
Amy
chciała parsknąć śmiechem, ale nic takiego nie chciało przejść przez jej
gardło. To zabawne, bo ją też okropnie bolała głowa. Z tym, że ona nie miała
pojęcia co tak naprawdę się stało.
Słyszała
ich jak przez mgłę, musiała się domyślać końcówek słów, zdań. Miała w głowie
istną karuzelę i czuła, że zaraz zwymiotuje. I prawdopodobnie zrobiłaby to,
gdyby nie fakt, że nie potrafiła się ruszyć.
-Nie mogę. Muszę być
przy niej jak się obudzi. Słyszałaś rozpacz w jej głosie, jak zabierali ją do
szpitala?
Kate, bo ten właśnie głos
należał do jej przyjaciółki, westchnęła głęboko. Szuranie krzesła na podłodze
wyrwało Amy z dziwnego otępienia.
-Wciąż nie mogę
uwierzyć w to, że jej siostra próbowała ją zabić. Chore.
Kilka kroków i Amy poczuła
dłoń na swoim policzku. Czuła jej ciepło i wiedziała, że to dłoń Liama. Nie
mogła dłużej czekać, musiała zobaczyć jego nieogoloną twarz, ciepłe,
czekoladowe oczy i zmartwiony uśmiech. Uchyliła powieki co okazało się
niezwykle trudne. A jednak się udało i już po kilku sekundach mogła patrzeć
prosto w ciemnobrązowe oczy miłości swojej życia. Stał nad nią i czule ją
obserwował, nie odzywając się ani jednym słowem.
-Cześć – odezwała się nieco zbyt ochryple. Drzwi lekko
stuknęły, ale Amy nie zauważyła kto wszedł lub wyszedł. Liam obejrzał się do
tyłu i przysunął sobie taboret, na którym usiadł. Brunetka wyciągnęła dłoń w
jego stronę, chcąc dotknąć chociażby jego koszulki. Cóż, jakoś ciężko było jej
uwierzyć, że wciąż tu przy niej siedział. Nawet, jak nie wiedziała czemu
znalazła się w szpitalu.
-Hej śpiochu – uśmiechnął się ciepło, ujmując delikatnie jej
dłoń. Obrócił ją wierzchem ku górze i delikatnie musnął swoimi ciepłymi ustami.
Nagle zapragnęła wstać i usiąść mu na kolanach, móc go pocałować, a potem
zwyczajnie w świecie stąd wyjść – Jak się czujesz?
-W skali od jednego do dziesięciu? – zapytała, a kiedy Liam
skinął głową skrzywiła się nieznacznie – Minus sto pięćdziesiąt.
Brunet
zacisnął usta, po czym wbił wzrok w podłogę.
-Hej, musiałam zrobić coś strasznie głupiego, skoro nawet
tego nie pamiętam – uśmiechnęła się, resztką sił potrząsając delikatnie dłonią
Liama. Chłopak uniósł wzrok, nie bardzo wiedząc czy ma jej wierzyć.
-Nic nie pamiętasz? – zdziwił się.
-A co, zepchnąłeś mnie ze schodów? – uniosła brwi ku górze.
Wydawać by się mogło, że nawet to ją bolało. Nie zdała by sobie sprawy jak
szybko zaczęło jej bić serce, gdyby nie maszyna stojąca obok jej łóżka. Rzuciła
jej gardzące spojrzenie, ale nawet to nie pomogło. Wobec tego westchnęła cicho
i zwróciła swoją uwagę na Liama – Co jest?
Brunet
patrzył na nią, głęboko zastanawiając się nad jakimś faktem. Amy przymknęła
oczy, bo długie wyostrzanie wzroku jeszcze bardziej irytowało jej rozsadzającą
się czaszkę. Wciąż widziała niewyraźnie.
-Wstrząs mózgu, trzy złamane żebra i zwichnięcie stawu
biodrowego. O, widzę, że pacjentka już się obudziła! – do sali wkroczył
rezolutny lekarz. Na twarzy miał szeroki uśmiech, który tylko dodawał mu urody.
Amy nie
bardzo wiedziała, dlaczego lekarz z wejścia mówił o jej urazach, ale
zorientowała się po chwili, iż za jego plecami stoi pielęgniarka w średnim
wieku.
Mężczyzna,
również doświadczony wiekowo, podszedł do końca jej łóżka i oparł się o ramę
dłonią. W drugiej studiował kartę medyczną, którą najprawdopodobniej wyjął ze
skrzyneczki na drzwiach pokoju.
-Biodro nastawiliśmy, noga jest wyciągnięta. Złamania na
żebrach są proste, nie doszło do żadnych uszkodzeń tkanki. Opaskę założyliśmy, także… No i to nieszczęsne wstrząśnienie mózgu.
Niestety obawiam się, że została pani unieruchomiona na co najmniej kilka dni.
Liam
patrzył na lekarza, zastanawiając się dlaczego jest on taki bezpośredni.
-Co z jej pamięcią? Nie przypomina sobie co się stało.
-Kwestia kilku dni, może godzin. Nie należy się tym
przejmować. Przede wszystkim prosiłbym, żeby pacjentka się nie stresowała. Dużo
spokoju, miła atmosfera. Policji na przesłuchanie też nie wpuszczę. Im więcej
pani będzie miała spokoju tym lepiej.
-Jakiej policji? – zdziwiła się Amy. Co tak naprawdę się
stało? Liam ścisnął delikatnie jej dłoń, którą wciąż trzymał nawet, gdy lekarz
przyszedł.
-Chcą cię przesłuchać, nawet stoją teraz przed drzwiami.
Kate wyszła by im to wyperswadować z głowy, no ale nie mają podstaw by posadzić
Danielle na dłużej niż 72 godziny.
-Proszę pana…! – oburzył się lekarz – Mówiłem, żeby jej nie
stresować.
Brunetka
machnęła prawą dłonią.
-W porządku. Mogłabym porozmawiać z moim chłopakiem na
osobności?
Dwójka przybyłych
osób opuściła salę w ciszy, nie komentując tego, że Liam właśnie zamierzał
zdenerwować pacjentkę.
-Mów, wezmę to na klatę. O ile nie połamię sobie przy tym
reszty żeber – uśmiechnęła się, choć wcale nie miała na to ochoty. W tej chwili
przeszkadzało jej dosłownie wszystko i wiedziała, że pikanie aparatury może ją
całkowicie zdradzić.
-Od początku? – zapytał brunet, a Amy skinęła lekko głową –
Danielle porwała cię za pośrednictwem jakichś dwóch osiłków, których nie udało
się złapać policji. Wsadziła cię do ruiny, w której kiedyś byliśmy razem na
pikniku, pamiętasz? Udało jej się to wszystko utrzymać w tajemnicy przez cztery
dni, a w tym czasie zdążyła cię połamać i poturbować jak tylko się dało. Miałaś
jeszcze wybity bark, ale nastawili go zaraz po przyjeździe do szpitala. Chyba
to wszystko.
Brunetka
otępiale patrzyła na swojego partnera. Ona, porwana, przez Danielle? Czemu
miała wrażenie, że to dziwnie trzyma się kupy? Wytężyła umysł, zaciskając jedną
pięść. Zignorowała pulsujący ból w głowie, szukała jakichś przydatnych
informacji.
„Nie uważasz, że twój tatuś ma za dużo
dzieci? Och przepraszam, NASZ tatuś. Myślę, że powinniśmy pozbyć się jednego
dziecka. Masz coś przeciwko temu, żebym zastąpiła twoje miejsce kochającej
córeczki?”
-Danielle to moja siostra?
*
Amy
chciała usiąść na łóżku, ale jej noga wyciągnięta do góry jej na to nie
pozwalała. Była zirytowana i wciąż w głębokim szoku, choć minęło dobrych kilka
godzin. Liam poszedł się przebrać i odrobinę wyspać do pobliskiego hotelu.
Dziwnie
czuła się z faktem, iż Danielle była jej siostrą. Nie pamiętała dokładnie
całego „porwania”, miała w głowie tylko urywki. Widziała oczyma wyobraźni jak
napastniczka kopie ją w brzuch, wykręca ręce i wbija w przedramię jakieś
strzykawki. Gdzieś przebłyskiwały jej jeszcze rozmowy z Danielle, a właściwie
jej monologi.
A mimo
wszystko Liam się zorientował. Przyszedł po nią i zabrał ją ze sobą. A niecny
plan Danielle spalił na panewce. To wszystko wydawało się surrealistyczne i
bała się, że nikt jej nie uwierzy. Czuła jakby to wszystko działo się jakieś
dziesięć lat temu. Odległe, nierealne.
Patrzyła
w sufit, doszukując się jakichś niedociągnięć. Nad sobą znalazła cztery
wgłębienia, dwie małe plamki i jedno odpryśnięcie farby. Uśmiechnęła się,
wyprana z jakichkolwiek emocji. Czuła w sobie pustkę, nie mogła wykrzesać nawet
odrobinki nienawiści. Gdzieś w głębi duszy uwierzyła, że była winna każdej
krzywdy Danielle. Chciała ją za to przeprosić, ale doszła do wniosku, że teraz
nie będzie miała jak.
Jej przemyślenia
przerwał donośny głos męski, zakłócający ciszę panującą na szpitalnych
korytarzach.
-Nie obchodzi mnie
to, doktorze! Organizujcie transport, helikopter – cokolwiek. Zabieram ją do
domu, do najlepszej kliniki. Nie, nie obchodzą mnie pańskie przeciwwskazania.
Proszę przygotowywać wypis.
Amy
zmarszczyła czoło, zastanawiając się czyj opiekun mógłby być aż tak stanowczy.
Nie dane jej było rozmyślać długo, gdyż do sali wpadł jej ojciec. Potargany,
zdruzgotany, kilka kilogramów lżejszy, ale wciąż jej tato. Spojrzał na nią i
wystarczył ułamek sekundy by wydusił z siebie krótkie „Tak mi przykro”.
Podszedł do niej i usiadł na krzesełku.
-Nie ma czego być przykro. Sama się w to wpakowałam –
mruknęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Czuła się dziwnie w towarzystwie
swojego ojca po tym, jak odrzucił Danielle. Przecież ona też była jego córką,
jak mógł?
A co,
jeśli to ona stałaby na miejscu Danielle? Jak czułaby się gdyby jej własny
ojciec wystawił ją za drzwi? Może nie usprawiedliwiało to całkowicie zachowania
dziewczyny, ale na pewno w małym stopniu była usprawiedliwiona.
-Chcę zabrać cię do domu. Trochę naściemniałem, że załatwię
ci prywatną klinikę. W zasadzie to załatwiliśmy ci wizyty domowe,
posprzątaliśmy w twoim pokoju i wszystko na ciebie czeka. Musisz odpoczywać, a tylko w Irlandii
wypoczniesz. Tu ciągle coś się dzieje. Zawsze masz jakieś kłopoty przez osoby
trzecie.
-Tato, ale…
-Amy – wyraz twarzy jej ojca był surowy, choć gdzieś pod tą
maską przebijało się poczucie winy – Po prostu się zgódź. To dla twojego dobra.
Brunetka
westchnęła cicho wiedząc, że i tak nie ma już nic do stracenia. Wystarczyło, że
zabierze ze sobą walizkę z ubraniami, psa i mogła lecieć. Mogłaby zostać tam
nawet na stałe, o ile Liam chciałby odwiedzać ją w Mullingar zamiast w
Londynie. Wiedziała, że nie zrobi mu to żadnej różnicy, bo ich związek skazany
był na ciągłe rozstania. Trasa, wywiady i ten cały ich świat zajmował naprawdę
dużo czasu.
-Okej, mogę z tobą lecieć chociażby dzisiaj.