poniedziałek, 30 grudnia 2013

02

                I proszę Cię. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj. Nie pozbawiaj mnie wiary, choćbym bardzo grzeszyła. Jesteś moją jedyną ostoją. Pomóż mi podnieść się z tej cholernie zimnej podłogi. Chcę żyć tak jak dawniej. Niech nic z przeszłości nie ma dla mnie znaczenia. Pozwól mi zacząć od nowa, tylko tego teraz potrzebuję.
                Podniosła się z łóżka, widząc, że ma godzinę na przyszykowanie się. Nogi się pod nią uginały, znowu niewiele spała. Całą noc robiła porządki w mieszkaniu. Za dnia nie miała na to czasu.
                Wzięła szybki prysznic, który jakoś postawił ją na nogi. Założyła jeansowe rurki i sweter w paski. Owinęła wokół szyi malinowy szalik i nałożyła na bose stopy krótkie stopki. Wysuszyła włosy, nałożyła makijaż. Wszystko, byleby wyglądać jak najnormalniej.
                Z obojętnością wymalowaną na twarzy obserwowała swoje chude ręce. Z dwóch pulchnych zrobiły się dwa patyki. Istny cud. A wystarczyło tylko nie jeść.
                Uśmiechnęła się do siebie, pociągając usta błyszczykiem.  Była z siebie zadowolona. Cholernie. W końcu postanowiła się ogarnąć. Przynajmniej na czas spotkania z Zaynem.
                Zabierał ją do ludzi. Nie wstydził się, że ma ześwirowaną przyjaciółkę. Nie obchodziło go to w najmniejszym stopniu. Wczoraj przegadali całą drogę powrotną, gdy Harry zaoferował się, że ich zawiezie.
                Obiecała, że będzie jeść i to był jedyny warunek, dzięki któremu mogła wyjść ze szpitala.
                Wiedziała, że tylko ich oszukała. Nigdy w życiu nie była tak najedzona jak przez ostatni rok. Owszem, jadła, ale tylko w krytycznych momentach. Gdy już robiło się źle, słabo. Wtedy zmuszała się do zjedzenia i jechała na tym do następnego osłabnięcia. Koło bez końca. Tak samo było z płakaniem. Rano wstawała, nakładała ten sam, sztuczny uśmiech i trzymała go na twarzy aż do wieczoru. Wtedy znów nie dawała rady i zwijała się w kłębek, użalając się nad sobą przez resztę nocy.
                Po prostu potrzebowała kogoś obok siebie. Kogoś, kto pozwoli jej zapomnieć. Kto będzie przy niej całą noc, żeby nie musiała już tak cierpieć.
                Ale nikogo takiego nie miała przy sobie.
                Owszem, miała przyjaciół. Ale oni byli zajęci swoimi drugimi połówkami. Co miała zrobić? Krzyczeć, gryźć, błagać o pomoc? To nie był jej styl. Wolała krzyczeć w środku. Sama, samotna, odizolowana od uczuć. Ciągle coś jej nie pasowało do układanki. Nigdy nie miała cierpliwości do puzzli.
                Dzwonek do drzwi przerwał jej rozmyślania. Zacisnęła mocniej pasek przy spodniach, bo ciągle zsuwały jej się z bioder. Poprawiła sweter i udała się do przedpokoju.
                Przekręciła klucz i otworzyła drzwi. Oto Zayn Malik w całej swej okazałości. Z szerokim uśmiechem, lekkim zarostem i czekoladowym spojrzeniem.
-Gotowa na podbój Londynu? – uniósł brwi, uśmiechając się znacząco.
-Nie, ale chodźmy zanim się rozmyślę. Tylko założę kurtkę i buty.
*
                -Nie umiesz grać w kręgle. – zaśmiała się Amy, ciesząc się swoją wygraną. Założyła się z Malikiem, że jeśli wygra to dostanie od niego wielkiego pluszaka, natomiast jeśli on wygra, Amy kupi mu kilka komiksów. To coś, co Zayn uwielbiał.
-Dałem ci fory! – oburzył się Malik. Amy zaśmiała się głośno. Zayn spojrzał na nią rozradowany. Śmiała się…
-Daj spokój, udało ci się zbić 4 kręgle! Łącznie. – pokreśliła ostatnie słowo. Zayn wywrócił oczyma. Byli już blisko bloku, w którym mieszkała.
-Ciesz się, że tobie się udało. Następnym razem skopię ci tyłek. W przenośnym tego słowa znaczeniu. Nie dam ci już żadnych forów, skoro zrobiłaś się taka pyskata.
-Jesteś niemożliwy. – uśmiechnęła się, przytulając do siebie miśka. Zayn zaśmiał się cicho. Stanęli pod klatką schodową. Amy spojrzała niepewnie na swojego przyjaciela.
                Nie chciała zostawać sama. Chciała być uśmiechnięta do oporu. Chciała się śmiać. Była głodna. Rozbawiona. Rozczulona. Bezpieczna. Spokojna.
Była sobą.
-Wejdziesz? – zapytała niepewnie.
-Tylko na to czekam. – mrugnął do niej Zayn.
                Wchodząc do środka mieszkania o mało nie zabiła się na kałuży.
-Co do… Sprzątałam kilka godzin, skąd tu woda? – mruknęła, patrząc na panele w przedpokoju. Zayn powstrzymywał uśmiech najbardziej jak tylko mógł, ale wyglądał jakby miał pęknąć ze śmiechu. Amy posłała mu pytające spojrzenie.
-Ja nic nie wiem. – wzruszył ramionami.
-Ty nigdy nic nie wiesz. – westchnęła, kładąc klucze od mieszkania na półeczce. Wyminęła kałużę wody i ściągnęła swoje buty.  Chciała wejść do salonu i zaświecić światło, gdy usłyszała czyjeś warczenie. Obróciła się w stronę Zayna, który nadal udawał głupiego.
-Czy ty na mnie warczysz? – zapytała zdezorientowana.
-Coś ty, odbiło ci? – zaśmiał się.
                Już miała wchodzić do salonu, gdy poczuła na kostce czyjeś zęby. Coś małego szarpało ją za nogawkę od spodni i niewątpliwie był to pies.
                W pierwszej chwili pomyślała, że to Shaggy, jej pies. Niestety on zginął kilka miesięcy temu, a na dowód miała miejsce jego pochówku na cmentarzu dla zwierząt.
-Buldog angielski. Wygląda na to, że już się zadomowił, skubaniec. – Zayn kucnął i pogłaskał szczeniaka.
                Małe, niemalże okrągłe coś. Biało karmelowy pies. Szczeniak. W jej mieszkaniu.
-Co on tutaj robi, Zayn? – zapytała, przynosząc z łazienki mopa. W odpowiedzi otrzymała jakieś ciche burknięcie jej przyjaciela. Wytarła mokrą podłogę i odniosła go na miejsce. Kiedy wróciła, Zayn siedział w salonie razem z psem na kolanach. Usiadła obok niego, łokciem opierając się o oparcie kanapy, by móc swobodnie na nich patrzeć.
-Jest twoim nowym lokatorem. – wyjaśnił w końcu Malik, uśmiechając się do psiaka, który zawzięcie walczył z jego palcem, próbując zaatakować go swymi małymi ząbkami.
-Nie prosiłam o psa. – powiedziała cicho. Zayn uniósł na nią swoje spojrzenie. Czekoladowe tęczówki zmierzyły ją swym stanowczym spojrzeniem.
-To prezent. Od nas. Na święta. – podkreślił „od nas”. Amy przygryzła dolną wargę. Od Liama też?
-Ale ja jeszcze nic dla was nie mam… - westchnęła. Wiedziała, że będzie musiała wyjść na zakupy. Do ludzi. Kupić temu szczeniakowi kojec, miseczki, karmę, zabawki. I prezenty dla chłopaków. A może zrobi to przez Internet? To chyba dobry pomysł.
-Nie musisz nam nic dawać. Jak go nazwiemy? – zapytał Zayn. Amy wzięła szczeniaka na ręce i delikatnie go do siebie przytuliła.
-Batman? – zaproponowała. Szczeniak warknął oburzony. Oboje zaczęli się cicho śmiać.
-Będziesz Batman. – uśmiechnął się Zayn, delikatnie drapiąc psa za uchem. Amy uśmiechnęła się szeroko. Już pokochała to małe stworzenie boskie. Batman. Pasuje mu.
                Godzinę później oglądali jakiś film. Amy trzymała swoją głowę na kolanach Zayna, a nogi miała delikatnie podciągnięte. Zayn bawił się jej włosami, co chwila dopowiadając jakiś śmieszny komentarz odnoszący się do filmu. Na stoliku przed nimi stała miska z chipsami i dwa kieliszki z winem. Gdyby nie to, że Zayn co chwila podsuwał jej miskę, nie tknęłaby ani jednego. Ale nie chciała psuć tego wieczoru, więc dzielnie przełykała jedzenie.
                Batman spał tuż obok jej brzucha, przytulony do jej ud. Zwinięty w kłębek wyglądał tak, jakby mieszkał tu od swoich narodzin. Mały, bezbronny, oswojony, ufny.
*
                -Amy, muszę już iść… - oznajmił Zayn, gdy zaczęły się napisy końcowe filmu. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Zaniepokojony nachylił się nad dziewczyną, której głowa leżała na jego kolanach. 
                Miała zamknięte oczy. Oddychała miarowo, a jej buzia miała tak spokojny wyraz, że nie miał serca by ją budzić. Delikatnie nachylił się i wziął swój telefon ze stolika. Wybrał numer do Liama.
-No, halo. – odezwał się po pięciu sygnałach.
-Nie wrócę dzisiaj na noc do hotelu, to tak na wypadek, gdybyście zechcieli się martwić.
-Gdzie jesteś? Perrie czeka na ciebie. Chwilowo wyszła z El na kawę…
-U Amy. Posłuchaj, powiedz jej, że jestem u niej. Ona zrozumie. Powiedz, że może kimnąć u mnie, będę z samego rana. – wytłumaczył Zayn.
                Po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Zayn cierpliwie czekał na słowa potwierdzenia. Ale się nie doczekał.
-Słuchaj stary, to nie moja wina, że ją rzuciłeś. To wciąż moja najlepsza przyjaciółka i nie mam zamiaru jej zostawić w potrzebie. Przekaż Perrie to co ci mówiłem. Dobrej nocy. – powiedział powoli i wyraźnie, po czym się rozłączył. Odłożył telefon na stolik i spojrzał na Amy.
                Przejechał dłonią po zaroście, zastanawiając się jak ją przenieść by jej nie zbudzić. Przesunął się delikatnie w prawo i wsunął swoją rękę pod plecy dziewczyny. Drugą dłoń umieścił pod jej karkiem. Ostrożnie uniósł się na ugiętych nogach.
                Amy wydała z siebie cichy, pełen niezadowolenia jęk. Uśmiechnął się pod nosem i stanął na równe nogi. Była strasznie lekka. O wiele lżejsza niż rok temu. 
                Znalezienie jej sypialni nie zajęło mu wiele czasu. Położył ją delikatnie na łóżku i rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej jakieś krótkie spodenki i szerszą koszulkę. Kiedyś widział, jak w nich spała, więc nie powinna mieć nic przeciwko.
                Położył ubrania na łóżku i uklęknął na nim, tuż przy nogach Amy. Ściągnął z jej stóp botki, po czym to samo zrobił z jej skarpetkami. Rzucił je na ziemię, po czym zabrał się za jej spodnie. Czuł się głupio, rozbierając ją z ubrań, ale nie widział innego wyjścia.
                Jej jeansy powędrowały na wykładzinę, a ich miejsce zajęły krótkie spodenki w gwiazdki. Wciągnął głośno powietrze, gdy zobaczył jak chude ma nogi. Wyglądała jak anorektyczka. Przysiadł na chwilę na piętach, patrząc na nią. Przetarł dłonią oczy, czując się kompletnie zrezygnowanym. Jak mogli tego nie zauważyć? Dlaczego nie pomogli jej w porę? Co z nich za przyjaciele?
                Zagryzł dolną wargę i ściągnął jej sweterek. Pośpiesznie założył jej szarą koszulkę przez głowę, patrząc gdzieś w bok. Nie był pewien, czy chce widzieć jej kości i zapadnięty brzuch.
                Zszedł z łóżka, pozbierał rzeczy i położył je na małym stoliku stojącym w kącie.
                Czuł się wypalony, kompletnie bezradny. Podszedł do łóżka i nakrył ją kołdrą. Położył obok niej Batmana, który dopiero co wbiegł do sypialni. Usiadł na bujanym fotelu,  mając dobry widok na śpiącą przyjaciółkę.
                Spuścił głowę, patrząc na wykładzinę, która w mroku pokoju wyglądała na ciemnobrązową. Nie wiedział co robić, od czego zacząć. Trzeba było podejść do niej delikatnie, żeby się nie wystraszyła. Powoli, stopniowo wdrożyć w jej życie jedzenie. To musiało stać się dla niej czynnością, która weszła w nawyk i robi się ją odruchowo. Inaczej nic nie zdziała.
*
                Amy uniosła się do pozycji siedzącej. Było to może godzinę po tym jak Zayn ułożył ją pod pościelą. Rozejrzała się po pokoju. Nikogo tutaj nie było. Znów została sama.
                Było jej niedobrze od tych chipsów. A może nie było, tylko tak sobie wmówiła?
                Wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. Cała zawartość jej żołądka właśnie znalazła się w toalecie.
                Czuła się okropnie. Przy każdym ściśnięciu żołądkiem, z oczu płynęły jej łzy. W końcu spłukała wodę i zamknęła klapę. Bezsilnie zsunęła się na podłogę. Dlaczego była taka beznadziejna?
                Uderzyła pięścią w zimne kafelki.
-Amy…
                Uniosła głowę. Zayn stał w progu, nie bardzo pewny czy może wejść. Pokręciła głową, zakrywając twarz dłońmi.
-Idź sobie. Jestem beznadziejna. Zostaw mnie. Chcę tu umrzeć. – jęknęła zrozpaczona.
                Zayn usiadł na brzegu wanny i pociągnął ją za rękę. Posadził ją sobie na kolanach i mocno przytulił.

-Damy radę, mała. Bo kto, jak nie my?




 
Także ten... :)
Dziękuję Wam bardzo za tak ogromną ilość komentarzy!
Jesteście niesamowite, cudowne, urocze, kochane i moje!
Nawet nie wiecie jak wielką radość sprawia mi czytanie pochwał od Was. To kochane, że ktoś postanowił docenić to, co sobie wymyśliłam. :)
Jutro Sylwester, a zaraz po nim Nowy Rok. Życzę Wam wszystkiego dobrego, samych dobrych ocen(jeśli chodzicie do szkoły :P), dużo zdrówka, spełnienia marzeń i żeby wszystko co sobie postanowicie się spełniło. Wszystkiego dobrego słoneczka <3
Ach no i komentujcie, bo to dla mnie naprawdę wiele znaczy!:)
See ya x



PS Jeśłi chcecie być informowani o nowych rozdziałach... Piszcie!
PPS Zaczęłam pisać nowe FF razem z @_luvmyboobear , link do niego znajdziecie w zakładkach!:)

środa, 25 grudnia 2013

01

                Podniosła się z małej kanapy, która mogłaby pomieścić co najwyżej trzy osoby. Podciągnęła spodnie, które nieustannie jej spadały. Ciągle coś wydawało się za duże. Nie możliwe, żeby aż tyle schudła. Przecież Kate nieustannie uzupełniała jej lodówkę.
                Podeszła do drzwi, w które ktoś walił jakby się paliło. Spokojnie odsunęła jedną zasuwkę i otworzyła je, niemalże zostając poturbowaną przez niskie blond coś, co było jej przyjaciółką.
-Jezu, myślałam, że sobie coś… - urwała, wiedząc, że było to cholernie nieodpowiednie. Amelie spojrzała na nią kompletnie spokojnie, starając się nie denerwować.
                Od nowa uczyła się odzyskiwać panowanie nad emocjami. Dlaczego ktoś nieustannie chciał jej to zepsuć?
-Co, Kate? Że popełnię samobójstwo? Podetnę sobie żyły, powieszę się na sznurze w przedpokoju, zaćpam się, zapiję czy skoczę z okna? – zmrużyła oczy, a jej głos brzmiał tak jakby ktoś nadepnął na stos suchych gałęzi.  
-Nie miałam tego na myśli… - zająknęła się dziewczyna.
-Zapomnij. Wchodź. Och… Hej Zayn. – uśmiechnęła się. Malik skinął głową na to sztuczne coś, któro miało przypominać uśmiech. Wszedł do środka. Przez chwilę stał nieruchomo, ale w końcu postanowił to zrobić. Zamknął drzwi i obrócił się w jej stronę. Mocno ją przytulił. Amy zamrugała kilkakrotnie, pozbywając się dziwnej cieczy z oczu.
                Łzy… Tak dawno płakała. Wczoraj wieczorem. Przykre.
-Schudłaś.- oskarżycielski ton Zayna przywołał ją na ziemię. Wzruszyła ramionami.
-Zawsze chciałam to zrobić. – uśmiechnęła się. – Wejdźcie do salonu, przepraszam za bałagan… Dopiero wróciłam z pracy i…
-Nie tłumacz się. – westchnęła Kate, pochodząc do niej i lekko obejmując ją ramieniem – Wyglądasz jak duch. Kiedy ostatni raz coś jadłaś?
-Dzisiaj rano. – odpowiedziała automatycznie. Zrobiła to jednak tak szybko, że Kate zmarszczyła brwi. Znowu jej nie wierzyła.
-Malik idź zobacz, czy ona ma coś w lodówce.
-Kate…! – warknęła Amy. Kate kazała jej się zamknąć i skinęła głową na Zayna, który ruszył do kuchni. – Robiłam zakupy ostatnio… - wywróciła oczami brunetka.
-Kiedy? Dwa tygodnie temu, jak cię siłą tam zaciągnęłam?
-Matko Boska. – Amy wyswobodziła się z objęć przyjaciółki i udała się do salonu. Usiadła ostentacyjnie na kanapie, włączając telewizor. Nie obchodziło jej co grają, ale miała nadzieję, że przynajmniej to odwróci ich uwagę od jej braków w życiu. Co z tego, że całą zawartość lodówki odniosła do Domu Dziecka? Oni tego bardziej potrzebowali.
                Do salonu weszła Kate, a za nią Zayn dżentelmen Malik. Zapuścił brodę i choć wyglądał seksownie, to Amy wolała go ogolonego. Przypominał jej wtedy tego Malika, którego poznała, a nie jego owłosioną wersję. Ale co ona tam mogła wiedzieć.
-Tak, idziecie na zakupy. Tak, zjem wszystko. Pieniądze są na komodzie. Dziękuję.
-Ja pójdę po zakupy z Paulem, który czeka przed blokiem. Zayn tu z tobą zostanie. – westchnęła Kate, zapinając swoją kurtkę. Znów była zima. Prawie rok od rozstania z Liamem. To tak bolało.
                Trzaśnięcie drzwiami i już jej nie było. Amy klepnęła miejsce obok siebie. Nic jej nie obchodziło to, że Zayn widzi ją w najgorszym stanie. Miała na sobie szare spodnie od dresu i za duży sweter. Nikt nie wiedział, że należał do Liama. Oddał jej go którejś nocy, gdy strasznie marzła. Ale nikt nie wiedział. I nikt się nie dowie.
-Napijesz się czegoś? Może jesteś głodny? – zaproponowała z czystej grzeczności. Zayn zaśmiał się cicho.
-Nie masz nic do pica ani jedzenia.
-Ach, zapomniałam. – uśmiechnęła się. Przetarła oczy, które piekły ją od niewyspania. Ostatni raz przespała całą noc jakieś dwa tygodnie temu. Zwykle brała coś na sen i dawała radę, ale teraz nawet nie miała co wziąć. Środki się skończyły, a najbliższa apteka znajdowała się trzy przecznice stąd. Zbyt daleko jak na jej niechęć do wychodzenia między ludzi.
                Rozpadała się bez niego, kawałek po kawałku. On ją trzymał w całości, a gdy ją zostawił, uścisk puścił. Jak zwykle trzymała się od rana do południa. Schludnie ubrana, pracowała w domu dziecka. Wszyscy mieli ją za niesamowitą, silną kobietę. W ciągu niespełna roku awansowała ze zwykłej pomocnicy na jedną z trzech kierowniczek. Siadała z dziećmi po obiedzie i pomagała im odrabiać lekcje. Cieszyła się, że była pilną uczennicą szkoły średniej i takie rzeczy nie sprawiały jej trudności.
-Co u ciebie? Jak trasa?
-Skończyliśmy trasę, już dawno.
-Tak? – spojrzała na niego zdziwiona. Zayn skinął głową.
-A co u ciebie? Jak praca? Słyszałem, że doskonale sobie radzisz w życiu zawodowym.
-Och tak, dziękuję. Jest świetnie. Widzieć, jak te maluchy się przewijają. Tyle radości… Musisz to kiedyś zobaczyć. Coś cudownego. – uśmiechnęła się rozmarzona. – Pokażę ci coś.
                Wstała z kanapy, chcąc podejść do komody. Niestety zachwiała się i byłaby upadła, gdyby w ostatniej chwili nie złapała równowagi.
-Wszystko okej? – zapytał zaniepokojony Zayn. – Usiądź.
                Brunetka usiadła na chwilę na kanapie, zamykając oczy. Czuła jakby cały świat jej wariował przed oczyma. Wszystko wirowało, robiło jej się niedobrze. Coś ciągnęło ją w dół, ale zbyt słabo by przyciągnąć na zawsze.
- Za szybko wstałam. Już okej. – uśmiechnęła się, otwierając oczy. Siłą woli zignorowała zawroty głowy. Wstała z kanapy, tym razem dużo ostrożniej niż poprzednio. Powoli podeszła do komody. Schyliła się, szukając zdjęć z podopiecznymi. Miała ich około dwóch setek. Z tego wszystkiego zamierzali zrobić duży kolaż, który zawisłby w hallu sierocińca.
                Zayn podszedł do niej, stając tuż za nią. Wolał ją ubezpieczać, na wypadek gdyby znów poczuła się słabo. Nie wyglądała dobrze.
Strasznie schudła, sztucznie się uśmiechała. Wypadło jej wiele włosów, bo jadła tyle co nic. Kate mówiła mu, że Amy je tylko wtedy, gdy ktoś jej przypilnuje. Inaczej nie pamięta o jedzeniu, jest zbyt zawalona obowiązkami.
                Nie podobało mu się to. Ona cierpiała bez Liama. On cierpiał bez niej. Znowu robili coś popieprzonego jak kiedyś. Widać było, że się kochali i nie potrafią bez siebie żyć. Wszyscy to widzieli tylko nie oni.
                Rozmawiał z nią tuż po ich zerwaniu. Niewiele mówiła, ale udało mu się wyciągnąć, że to Liam postanowił to skończyć. Mówiła, że nie ma żalu, że widocznie tak miało być.
                Tak strasznie chciałby w to wierzyć.
-Strasznie blado wyglądasz. Musisz jeść, Amy. Zagłodzisz się. – przejechał dłonią po brodzie. Brunetka spojrzała na niego zamglonym spojrzeniem.
-Tak, Zayn. Wiem. – skinęła głową. Gówno wiedziała, wcale go nie słuchała.
                Nie miał czasu, żeby ją opieprzać. Złapał ją w ostatniej chwili. Znowu zemdlała.
*
                -Co robisz, Li? – Eleanor usiadła obok chłopaka, uśmiechając się delikatnie. Złota obrączka błyszczała na jej palcu, a pierścionek zaręczynowy tuż obok niej. Była szczęśliwa z Lou, strasznie go to cieszyło.
-Oglądam wiadomości. – wzruszył ramionami, siląc się na uśmiech. Okropnie chciało mu się spać, prawie całą noc był poza hotelem.
-I co ciekawego? – widać było, że starała się podtrzymać tę rozmowę. Doceniał to, więc postanowił pociągnąć to dalej.
-Właściwie to nic. Wojny, rozboje, kradzieże, tu jakiś sławny boysband. Nie wiem czy znasz, One Direction. Mówią, że jeden z jego członków niedawno się ożenił. Podobno ładna ta jego żona. – mrugnął do niej, lekko odwracając się w jej stronę. Eleanor zachichotała.
                Śmiała się prawie tak jak ona. Subtelnie, delikatnie i pięknie.
-Halo, czy ty mi podrywasz żonę? – do salonu wszedł Louis, ściągając kurtkę. Kilka płatków śniegu opadło z jego włosów. W tym roku puch spadł tak wcześnie, że zaskoczył prawie wszystkich.
-Jest taka piękna, że nie mogłem się powstrzymać. – wzruszył ramionami Liam. Louis żartobliwie trzepnął go po głowie.
-Cześć kochanie. – nachylił się i pocałował swoją żonę. Eleanor musnęła delikatnie dłonią jego szyję.
-Przestańcie się obściskiwać w mojej obecności, bo obiecuję, że rzygnę na was. – Liam wywrócił oczyma, ale nadal się uśmiechał.
-To sobie idź, jak ci coś nie pasuje. – mruknął Lou. Ciągle się przekomarzali.
                Ich potyczki słowne przerwał Harry, który wypadł ze swojej sypialni jak burza. Trzasnął drzwiami i zaczął szukać czegoś w salonie.
-Tu są. – westchnął Louis, rzucając  mu kluczyki. Harry podziękował, chowając kluczyki do płaszcza. – Co się stało?
-Gdzie tak pędzisz rącza gazelo? – Niall wychylił się z kuchni. Liam zaśmiał się cicho, z zaciekawieniem patrząc na Harry’ego, który zakładał buty tak szybko, że nie potrafił sobie poradzić.
-Do szpitala. – wymamrotał. – Do szpitala. – powtórzył, tym razem głośniej.
-Po co? Jeszcze cię tam nie było? – zapytał Liam, unosząc brwi ze zdziwienia. Eleanor wyjrzała zza Louisa.
-Straciła przyjemność.
-Kto? – zapytała zaciekawiona.
-Ona. – wymamrotał, zakładając szalik.
-Kto do cholery? – warknął Louis, starając się przyprowadzić przyjaciela do porządku.
-Amy. Jadę. Zadzwonię. Cześć.
                Trzask drzwiami. Nawet nie zapytali do którego szpitala pojechał. Liam zbladł. Co jej się stało? Dlaczego zemdlała? Boże, czy to jego wina? Co się stało?
*
                Wysiadł ze swojego samochodu, zakrywając się płaszczem tak, by jak najmniej było widać, że Harry Styles udaje się do szpitala. Zaparkował na tyłach szpitala. Nie chciał robić jej kłopotów i tak już nie wyglądała najlepiej.
                -Harris. – mruknął do dziewczyny, która stała za ladą i przyjmowała wszelkie zgłoszenia. W swoim niebieskim fartuszku wcale nie przypominała pielęgniarki. Szare oczy spojrzały na niego, usilnie próbując sobie przypomnieć, skąd go kojarzą. – Nie widziałaś mnie tutaj. Podaj mi numer sali, już. – mruknął, kładąc na ladzie zwitek banknotów.
                Dziewczyna położyła na nich dłoń i zabrała, jakby się bała, że Harry może zmienić zdanie. Och, do jasnej cholery, dlaczego się tak wlecze?!
-27… - wymamrotała, spuszczając wzrok na papiery.
                Podziękował i udał się na drugie piętro. Wejście na prawo, do końca korytarza i dało się dosłyszeć krzyk. A raczej głośne tłumaczenie. Uśmiechnął się pod nosem. Kate.
-…Co ty sobie wyobrażasz? Zbierz się w końcu do kupy! Ile ty masz lat do cholery?! Co ja mam do cholery z tobą zrobić, żebyś się ogarnęła? Zaraz oprócz złamanego serca, będziesz miała połamane żebra!
                Wszedł do sali, kiwając głową do Zayna. Złapał Kate od tyłu w talii i pociągnął ją w stronę korytarza.
-Chodź, napijesz się wody. Daj jej odpocząć.
                Kate rzuciła mu oburzone spojrzenie.
-Harry, ale ty…
-Rozumiem. Uspokoisz się i będziemy rozmawiać z Amy na spokojnie. No, już. Idziemy się napić wody.
                Zayn posłał mu bezdźwięczne „Dziękuję”. Harry skinął głową i wyprowadził swoją temperamentną dziewczynę z sali. Przez ułamek sekundy poczuł, jak pęka mu serce, gdy widział jak bardzo zmieniła się Amy. Nie było w niej niczego z tej dawnej panny Harris. Z wyjątkiem niebieskich oczu. One nigdy nie zmieniały swej barwy.
*
                -Porozmawiasz ze mną? – zapytał cicho Zayn, patrząc na swoje palce. Odpowiedziała mu głucha cisza. – Nie będę krzyczeć, obiecuję.
                Znowu cisza.
-Amy, proszę…  Daj sobie pomóc, ja wiem… Zabolało cię rozstanie z Liamem.
-Nie. – warknęła dziewczyna. Głos miała słaby. Tępo wpatrywała się w kroplówkę, stojącą obok jej łóżka. Lekarze stwierdzili, że skoro nie chce jeść, to będzie dostawała kroplówki. Pomyśleć, że kiedyś chciała zostać panią doktor… O zgrozo.
-Co „nie”? – zapytał, licząc na dalszą wypowiedź swojej przyjaciółki. Przykre było patrzeć, jak bardzo cierpi. Wielokrotnie próbowali rozmawiać z Liamem, chcąc się dowiedzieć, dlaczego tak boleśnie ją odrzucił. Za każdym razem zbywał ich gadką, jak to zauroczenia szybko przychodzą i odchodzą.
                Ale wiedział, że kłamie.
                Bo nikt, kto przestał kochać, nie chodzi ciągle w miejsce, w którym się spotykali. Nikt, kto nie chce kogoś znać nie trzyma jego zdjęcia na tapecie w swoim telefonie. Nikt, kto już nie kocha nie zaczyna się ponownie staczać z żałości. Nikt. Dlaczego ich oszukiwał? Co się do cholery działo?
-Zayn… Zrozum, ja już po prostu nie mam siły na to całe życie. To dla mnie jakaś chora bajka. Coś w stylu milczenia owiec. Ciągle ci się coś pierdoli, ktoś ci coś niszczy, a ty nie wiesz kim dokładnie jest ta osoba. Jak ja mam być szczęśliwa, jak życie pozbawiło mnie wszystkiego? Nie mam nikogo obok siebie. Moja rodzina mieszka w Irlandii, ale to też jest tylko ojciec. Moja matka nie żyje, babcia tak samo. Jak ja mam się do cholery cieszyć? Jak? – Amy odwróciła się w jego stronę. Pierwszy raz od roku się otworzyła. Niewiele mówiła ostatnimi czasy, preferowała milczenie. Nie pozwalała nikomu przychodzić na noc, żeby nie widzieli jak płacze. Odrzucała wszystkich, ale nikt się nie zraził. Znaczyła dla nich zbyt wiele, by się poddać.
-Masz nas… - wymamrotał, czując się cholernie niepewnie. Nie wiedział co ma jej powiedzieć, bo miała rację. Wszyscy wiedzieli, że to dzięki Liamowi się uśmiecha. A on to spieprzył. Jak mógł być takim idiotą? Jak?!
-Zayn, ale powiedz… Co mi po tym? Bez urazy, ale wy ciągle mnie opieprzacie. To nie sprawia, że się podnoszę. To mnie cholernie irytuje. Nie będę wam posłuszna, choćbyście mnie przykuli do krzesła i kazali mi jeść. Ja nie jestem głodna. Nie mam apetytu. Moim życiem jest teraz praca. Proszę cię, jak ta kroplówka się skończy… Chcę wrócić do domu. I wtedy mnie zostawcie samą. Mam już dość.
-Zrozum nas… - zaczął cicho.
-Nie jestem pewna, czy chcę kogokolwiek teraz rozumieć. Chciałabym się chociaż raz w życiu zająć własnym tyłkiem.
                Zayn spojrzał na nią. Właśnie wbijała mu nóż w serce. Zawsze byli tak blisko, nierozłączni kumple. Mogła mu powiedzieć o wszystkim, ale oczekiwała, że on też będzie z nią szczery. Mogli chodzić na imprezy, kolacje, do kina, na spacer… Wszędzie czuli się ze sobą dobrze. Nie potrafi dać jej spokoju. Jak mógłby spojrzeć jej w oczy, wiedząc, że nic nie zrobił w kierunku jej wyleczenia?
-Pójdziesz jutro ze mną do kina, a później na kręgle? – wypalił nagle. Amy spojrzała na niego jak na wariata. Uśmiechnął się, choć wcale nie miał na to ochoty. Musiał wrócić do domu i przemyśleć to wszystko. Zadzwonić do Perrie, która była w trasie. Na pewno doradzi mu co robić. Cieszył się, że pokochał tak inteligentną kobietę.
-Zayn, nie wiem czy to jest dobr…
-Ale ja wiem. Jutro. Przyjadę po ciebie o 18.



Okej, wyszło trochę za długo. Przepraszam:(
Pisze, co sądzicie o rozdziale.
W dalszym ciągu uzupełniam listę informowanych.
Jeśli chcesz, bym informowała cię o nowych częściach - w komentarzu podaj swój un z twittera:)
Kiedy chcecie nowy rodział?:)xx
PS Zapraszam do zakładki "Zwiastun"! :) 

piątek, 20 grudnia 2013

00





               Czasem jest tak, że powiesz o kilka słów za dużo. Dwa zdania wystarczą, żeby całe twoje życie stanęło pod cholernym znakiem zapytania. Kiedy tak naprawdę nie chcesz, jesteś zmuszony żeby coś skończyć.
                Zapytasz, co wiem o życiu. Odpowiem, że niewiele. Wiem tylko to, że kocham ją jak wariat.
                Nie pomogło mi nic. Alkohol, imprezy, wszelkiego rodzaju używki. To wszystko jest tak cholernie parszywe, że zacząłem się staczać. Po raz kolejny. Dzień po dniu. Koncerty, imprezy. Imprezy, koncerty.
                Byłem szantażowany. Nie chciałem zniszczyć jej życia. Dlaczego jej nie powiedziałem?
                To najbardziej gwałtowna osoba jaką znam. Mimo to ją kocham.
                Chcę do niej wrócić.
                Nie potrafię bez niej żyć.
                Chcę dać radę.
                Kocham cię.

                Wybacz mi.




Chcę was powitać na prologu drugiej części NLMA, opowiadaniu zatytułowanym "Blackmail"
Zapraszam do zakładki "Bohaterowie"
Jeśeli ktoś chce być informowany o nowych częściach na twitterze - proszę o informację w komentarzu.
Dziękuję. xx