piątek, 30 maja 2014

18.

11 komentarzy - nowy rozdział.

                Zdziwienie, a może zszokowanie? Zdecydowanie oba uczucia towarzyszyły ciemnowłosej dziewczynie, gdy drzwi do starej rudery otworzyły się z hukiem. Była pewna, że zamykała je na klucz. Jakim cudem ktoś mógłby dostać się do środka? Mimo wszystko nie miała zamiaru ryzykować. Pośpiesznie złapała omdlałe ciało Amy i zaciągnęła je w drugi kąt pokoju. Nie słyszała żadnych kroków, więc przeczuwała, że ktoś próbuje wyważyć drzwi.
                Nie wiedziała kto i chyba nawet nie chciała wiedzieć. Popchnęła swoją ofiarę na ścianę po czym pochyliła się i odchyliła klapę, która zasłonięta była niewielkim, prostokątnym dywanikiem. Musiała się ogromnie natrudzić by zaciągnąć Amy do tej zatęchłej piwniczki. Ale kiedy jej się udało – zatrzasnęła pośpiesznie klapę i oparła się o piwniczną ścianę oddychając ciężko.
                Cieszyła się, że jej ofiara była nieprzytomna. Nigdy nie lubiła sprawiać bólu innym osobom, ale ten przypadek był wyjątkowo wyjątkowy. Pragnęła jej śmierci jak niczego innego i choć nie wiedziała skąd ta nienawiść – nie miała ochoty się nad tym roztkliwiać. Jednego była pewna – jeśli ją dopadną, gorzko tego pożałuje. A tego z pewnością nie chciała.
                Nadstawiła uszy, stając na pierwszym stopniu drabinki. W oddali usłyszała ponowne uderzenie w drzwi, a później huk. Drewniana płyta ciężko opadła na niedokończoną podłogę. Wkrótce salon wypełnił tupot stóp.
-Nie ma ich tutaj! Kłamałeś. Pierdolony zdrajco, kłamałeś! – aż nazbyt dobrze rozpoznała ten rozwścieczony głos. Liam wiele razy się irytował z jej powodu, ale jeszcze nigdy nie słyszała w jego głosie tyle pasji, zmęczenia i przerażenia zarazem. Nagle poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca. Nie miała czasu na wyrzuty sumienia. Niezależnie od tego jak bardzo Liam kochał tą małą, niczego nie wartą osobę – Danielle nie miała zamiaru się wydać. Nigdy, przenigdy. Nie była samobójczynią i nie wróżyła sobie przyszłości w więzieniu, gdzie nie mają dobrej kosmetyczki i fryzjera.
-Jezu, Liam! Daję słowo, że nie kłamałem! Sprawdźmy górę, może tam ją zaciągnęła. ­– wiedziała, że Mike ją zdradzi. A mimo to mu zaufała. Jak głupia, naiwna nastolatka zaufała mężczyźnie. Ale była sprytniejsza niż oni wszyscy. W tej piwniczce nikt nie miał prawa ich znaleźć, dopóki same się nie wydadzą. To znaczy Danielle, bo Amy najwyraźniej poddała się ciemności, która opanowała jej pustą głowę.
                Najwyraźniej Liam zgodził się z propozycją zdrajcy, bo głosy ucichły. Nie było słychać nic oprócz skrzypienia podłogi, która miała już swoje lata. Danielle wiedziała, że nawet jeśli ktoś chodzi na górze to było to słychać piętro niżej. Konstrukcja tego domu była wadliwa w każdym calu.
                Jakież było jej zdziwienie, kiedy doszła do wniosku, że to nie podłoga na piętrze skrzypiała…
-LIAM! CHOLERA, MAM JE!
*
                Biegł na złamanie karku, przeskakiwał po dwa schodki. O dziwo było naprawdę dużo schodów jak na tak stosunkowo niewielki dom. Już w oddali słyszał zaprzeczenia Danielle, ale nie spodziewał się, że będzie zdolna posunąć się aż tak daleko.
-My się tutaj tylko ukrywałyśmy! Nigdy w życiu nie zrobiłabym jej krzywdy, przysięgam!
-Będziesz miała swoje pięć minut na policji. A teraz zamknij się. LIAM SZYBKO! – zniecierpliwiony głos Kate pobudził go do ruchu. Nawet nie zorientował się kiedy przystanął i zaczął wysłuchiwać tych wszystkich słów, które wypowiadała Danielle. Przez ułamek sekundy niemal uwierzył w jej zapłakany głos. Ale po chwili wróciła jego świadomość i nie dał się omamić tym słodkim, zrozpaczonym głosikiem.
-LIAM, ONA UCIEKA!
                Brunet stanął w drzwiach – jedynej możliwej ucieczce z salonu. Kiedy otworzył drzwi, został potrącony przez biegnącą Danielle. W ostatniej chwili udało mu się ją złapać i przycisnąć do ściany. Cała ta sytuacja przyprawiła go o szybki oddech, kosztowała sporo nerwów, ale i tak był szczęśliwy. W końcu mieli mieć ten koszmar za sobą.
*
                Okropny ból głowy przeszywał ją na wskroś. Nie wiedziała gdzie się znajdowała, jak długo była poza domem i czy ktoś przy niej czuwał. Słyszała pikanie maszyn, a w jej lewym przedramieniu coś boleśnie wbijało się w jej żyłę. Próbowała ruszyć ręką – bezskutecznie. Ktoś mocno ją przytrzymywał i nie miał najmniejszego zamiaru by ją puścić.
                Czuła się usztywniona, było jej gorąco. Miała ochotę gryźć i kopać. Bronić się przed czymś, ale nie miała pojęcia przed czym. Miała ogromną dziurę w głowie. Próbowała sięgnąć pamięcią wstecz, lecz jedyne co pamiętała to jedna, wielka luka. Zacisnęła usta ze zdeterminowania i wtedy uświadomiła sobie, że ktoś w tle prowadzi ożywioną rozmowę.
­-(…) nie mogłem! Cholera jasna, zrobiłbym wszystko, żeby dotrzeć tam piętnaście minut wcześniej. Może pozbawilibyśmy ją tego skręconego biodra, podczas tego upadku.
-Liam, nic nie możesz już zrobić. Chodź, pojedziemy do mieszkania Harry’ego. Oboje musimy odpocząć. Ból rozsadza mi głowę.
                Amy chciała parsknąć śmiechem, ale nic takiego nie chciało przejść przez jej gardło. To zabawne, bo ją też okropnie bolała głowa. Z tym, że ona nie miała pojęcia co tak naprawdę się stało.
                Słyszała ich jak przez mgłę, musiała się domyślać końcówek słów, zdań. Miała w głowie istną karuzelę i czuła, że zaraz zwymiotuje. I prawdopodobnie zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że nie potrafiła się ruszyć.
-Nie mogę. Muszę być przy niej jak się obudzi. Słyszałaś rozpacz w jej głosie, jak zabierali ją do szpitala?
                Kate, bo ten właśnie głos należał do jej przyjaciółki, westchnęła głęboko. Szuranie krzesła na podłodze wyrwało Amy z dziwnego otępienia.
-Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że jej siostra próbowała ją zabić. Chore.
                Kilka kroków i Amy poczuła dłoń na swoim policzku. Czuła jej ciepło i wiedziała, że to dłoń Liama. Nie mogła dłużej czekać, musiała zobaczyć jego nieogoloną twarz, ciepłe, czekoladowe oczy i zmartwiony uśmiech. Uchyliła powieki co okazało się niezwykle trudne. A jednak się udało i już po kilku sekundach mogła patrzeć prosto w ciemnobrązowe oczy miłości swojej życia. Stał nad nią i czule ją obserwował, nie odzywając się ani jednym słowem.
-Cześć – odezwała się nieco zbyt ochryple. Drzwi lekko stuknęły, ale Amy nie zauważyła kto wszedł lub wyszedł. Liam obejrzał się do tyłu i przysunął sobie taboret, na którym usiadł. Brunetka wyciągnęła dłoń w jego stronę, chcąc dotknąć chociażby jego koszulki. Cóż, jakoś ciężko było jej uwierzyć, że wciąż tu przy niej siedział. Nawet, jak nie wiedziała czemu znalazła się w szpitalu.
-Hej śpiochu – uśmiechnął się ciepło, ujmując delikatnie jej dłoń. Obrócił ją wierzchem ku górze i delikatnie musnął swoimi ciepłymi ustami. Nagle zapragnęła wstać i usiąść mu na kolanach, móc go pocałować, a potem zwyczajnie w świecie stąd wyjść – Jak się czujesz?
-W skali od jednego do dziesięciu? – zapytała, a kiedy Liam skinął głową skrzywiła się nieznacznie – Minus sto pięćdziesiąt.
                Brunet zacisnął usta, po czym wbił wzrok w podłogę.
-Hej, musiałam zrobić coś strasznie głupiego, skoro nawet tego nie pamiętam – uśmiechnęła się, resztką sił potrząsając delikatnie dłonią Liama. Chłopak uniósł wzrok, nie bardzo wiedząc czy ma jej wierzyć.
-Nic nie pamiętasz? – zdziwił się.
-A co, zepchnąłeś mnie ze schodów? – uniosła brwi ku górze. Wydawać by się mogło, że nawet to ją bolało. Nie zdała by sobie sprawy jak szybko zaczęło jej bić serce, gdyby nie maszyna stojąca obok jej łóżka. Rzuciła jej gardzące spojrzenie, ale nawet to nie pomogło. Wobec tego westchnęła cicho i zwróciła swoją uwagę na Liama – Co jest?
                Brunet patrzył na nią, głęboko zastanawiając się nad jakimś faktem. Amy przymknęła oczy, bo długie wyostrzanie wzroku jeszcze bardziej irytowało jej rozsadzającą się czaszkę. Wciąż widziała niewyraźnie.
-Wstrząs mózgu, trzy złamane żebra i zwichnięcie stawu biodrowego. O, widzę, że pacjentka już się obudziła! – do sali wkroczył rezolutny lekarz. Na twarzy miał szeroki uśmiech, który tylko dodawał mu urody.
                Amy nie bardzo wiedziała, dlaczego lekarz z wejścia mówił o jej urazach, ale zorientowała się po chwili, iż za jego plecami stoi pielęgniarka w średnim wieku.
                Mężczyzna, również doświadczony wiekowo, podszedł do końca jej łóżka i oparł się o ramę dłonią. W drugiej studiował kartę medyczną, którą najprawdopodobniej wyjął ze skrzyneczki na drzwiach pokoju.
-Biodro nastawiliśmy, noga jest wyciągnięta. Złamania na żebrach są proste, nie doszło do żadnych uszkodzeń tkanki.  Opaskę założyliśmy, także…  No i to nieszczęsne wstrząśnienie mózgu. Niestety obawiam się, że została pani unieruchomiona na co najmniej kilka dni.
                Liam patrzył na lekarza, zastanawiając się dlaczego jest on taki bezpośredni.
-Co z jej pamięcią? Nie przypomina sobie co się stało.
-Kwestia kilku dni, może godzin. Nie należy się tym przejmować. Przede wszystkim prosiłbym, żeby pacjentka się nie stresowała. Dużo spokoju, miła atmosfera. Policji na przesłuchanie też nie wpuszczę. Im więcej pani będzie miała spokoju tym lepiej.
-Jakiej policji? – zdziwiła się Amy. Co tak naprawdę się stało? Liam ścisnął delikatnie jej dłoń, którą wciąż trzymał nawet, gdy lekarz przyszedł.
-Chcą cię przesłuchać, nawet stoją teraz przed drzwiami. Kate wyszła by im to wyperswadować z głowy, no ale nie mają podstaw by posadzić Danielle na dłużej niż 72 godziny.
-Proszę pana…! – oburzył się lekarz – Mówiłem, żeby jej nie stresować.
                Brunetka machnęła prawą dłonią.
-W porządku. Mogłabym porozmawiać z moim chłopakiem na osobności?
                Dwójka przybyłych osób opuściła salę w ciszy, nie komentując tego, że Liam właśnie zamierzał zdenerwować pacjentkę.
-Mów, wezmę to na klatę. O ile nie połamię sobie przy tym reszty żeber – uśmiechnęła się, choć wcale nie miała na to ochoty. W tej chwili przeszkadzało jej dosłownie wszystko i wiedziała, że pikanie aparatury może ją całkowicie zdradzić.
-Od początku? – zapytał brunet, a Amy skinęła lekko głową – Danielle porwała cię za pośrednictwem jakichś dwóch osiłków, których nie udało się złapać policji. Wsadziła cię do ruiny, w której kiedyś byliśmy razem na pikniku, pamiętasz? Udało jej się to wszystko utrzymać w tajemnicy przez cztery dni, a w tym czasie zdążyła cię połamać i poturbować jak tylko się dało. Miałaś jeszcze wybity bark, ale nastawili go zaraz po przyjeździe do szpitala. Chyba to wszystko.
                Brunetka otępiale patrzyła na swojego partnera. Ona, porwana, przez Danielle? Czemu miała wrażenie, że to dziwnie trzyma się kupy? Wytężyła umysł, zaciskając jedną pięść. Zignorowała pulsujący ból w głowie, szukała jakichś przydatnych informacji.
                „Nie uważasz, że twój tatuś ma za dużo dzieci? Och przepraszam, NASZ tatuś. Myślę, że powinniśmy pozbyć się jednego dziecka. Masz coś przeciwko temu, żebym zastąpiła twoje miejsce kochającej córeczki?”
-Danielle to moja siostra?
*
                Amy chciała usiąść na łóżku, ale jej noga wyciągnięta do góry jej na to nie pozwalała. Była zirytowana i wciąż w głębokim szoku, choć minęło dobrych kilka godzin. Liam poszedł się przebrać i odrobinę wyspać do pobliskiego hotelu.
                Dziwnie czuła się z faktem, iż Danielle była jej siostrą. Nie pamiętała dokładnie całego „porwania”, miała w głowie tylko urywki. Widziała oczyma wyobraźni jak napastniczka kopie ją w brzuch, wykręca ręce i wbija w przedramię jakieś strzykawki. Gdzieś przebłyskiwały jej jeszcze rozmowy z Danielle, a właściwie jej monologi.
                A mimo wszystko Liam się zorientował. Przyszedł po nią i zabrał ją ze sobą. A niecny plan Danielle spalił na panewce. To wszystko wydawało się surrealistyczne i bała się, że nikt jej nie uwierzy. Czuła jakby to wszystko działo się jakieś dziesięć lat temu. Odległe, nierealne.
                Patrzyła w sufit, doszukując się jakichś niedociągnięć. Nad sobą znalazła cztery wgłębienia, dwie małe plamki i jedno odpryśnięcie farby. Uśmiechnęła się, wyprana z jakichkolwiek emocji. Czuła w sobie pustkę, nie mogła wykrzesać nawet odrobinki nienawiści. Gdzieś w głębi duszy uwierzyła, że była winna każdej krzywdy Danielle. Chciała ją za to przeprosić, ale doszła do wniosku, że teraz nie będzie miała jak.
                Jej przemyślenia przerwał donośny głos męski, zakłócający ciszę panującą na szpitalnych korytarzach.
­­-Nie obchodzi mnie to, doktorze! Organizujcie transport, helikopter – cokolwiek. Zabieram ją do domu, do najlepszej kliniki. Nie, nie obchodzą mnie pańskie przeciwwskazania. Proszę przygotowywać wypis.
                Amy zmarszczyła czoło, zastanawiając się czyj opiekun mógłby być aż tak stanowczy. Nie dane jej było rozmyślać długo, gdyż do sali wpadł jej ojciec. Potargany, zdruzgotany, kilka kilogramów lżejszy, ale wciąż jej tato. Spojrzał na nią i wystarczył ułamek sekundy by wydusił z siebie krótkie „Tak mi przykro”. Podszedł do niej i usiadł na krzesełku.
-Nie ma czego być przykro. Sama się w to wpakowałam – mruknęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Czuła się dziwnie w towarzystwie swojego ojca po tym, jak odrzucił Danielle. Przecież ona też była jego córką, jak mógł?
                A co, jeśli to ona stałaby na miejscu Danielle? Jak czułaby się gdyby jej własny ojciec wystawił ją za drzwi? Może nie usprawiedliwiało to całkowicie zachowania dziewczyny, ale na pewno w małym stopniu była usprawiedliwiona.
-Chcę zabrać cię do domu. Trochę naściemniałem, że załatwię ci prywatną klinikę. W zasadzie to załatwiliśmy ci wizyty domowe, posprzątaliśmy w twoim pokoju i wszystko na ciebie czeka.  Musisz odpoczywać, a tylko w Irlandii wypoczniesz. Tu ciągle coś się dzieje. Zawsze masz jakieś kłopoty przez osoby trzecie.
-Tato, ale…
-Amy – wyraz twarzy jej ojca był surowy, choć gdzieś pod tą maską przebijało się poczucie winy – Po prostu się zgódź. To dla twojego dobra.
                Brunetka westchnęła cicho wiedząc, że i tak nie ma już nic do stracenia. Wystarczyło, że zabierze ze sobą walizkę z ubraniami, psa i mogła lecieć. Mogłaby zostać tam nawet na stałe, o ile Liam chciałby odwiedzać ją w Mullingar zamiast w Londynie. Wiedziała, że nie zrobi mu to żadnej różnicy, bo ich związek skazany był na ciągłe rozstania. Trasa, wywiady i ten cały ich świat zajmował naprawdę dużo czasu.
-Okej, mogę z tobą lecieć chociażby dzisiaj.

sobota, 17 maja 2014

17.


11 komentarzy = nowy rozdział.

               -Czekaj, gubię się! Jakim kurwa prawem zgodziłeś się porwać moją dziewczynę?! – Liam uderzył pięścią w stolik do kawy, ignorując przeszywający ból w jego prawej dłoni. Mike schował twarz w dłoniach, a jego urywany oddech dawał znać jak bardzo jest zdenerwowany całą sytuacją.
-Liam, uwierz mi… Ja nie miałem wyjścia!
-NIE MIAŁEŚ WYJŚCIA? KATOWANIE AMY TO JEST TWOJE PIEPRZONE WYJŚCIE?!
                Mike wstał z kanapy, a jego twarz pełna była wściekłości.
-Co miałem zrobić?! Pozwolić jej zniszczyć moje życie?
                Liam warknął rozwścieczony, doskakując do mężczyzny w ułamku sekundy. Popchnął go na ścianę i mocno zacisnął dłonie na jego gardle.
-Twoje życie jest najważniejsze, nie? Myślisz czasem o innych?!
-Gdybym nie myślał o innych to dawno zabrałbym Debbie i małą na drugi koniec świata z dala od tej wariatki! Ale przychodzę tutaj, narażam swoje zasrane cztery litery, żeby ci kurwa pomóc! – Mike próbował krzyczeć, ale ściśnięte gardło znacznie utrudniało mu wydobywanie jakichkolwiek słów.
                Kate, która do tej pory nie wtrącała się w ich konwersację, podeszła do Liama i położyła mu dłoń na ramieniu. Mimo tego, że sama była okropnie rozstrojona nerwowo, starała się myśleć racjonalnie.
-Jak go udusisz to nam nie pomoże. Puść go. – powiedziała cicho, delikatnie ściskając ramię przyjaciela. Liam pokręcił głową, zaciskając mocniej palce – Liam, puść. Policzymy się z nim jak już będzie po wszystkim, okej? Nie pozwolimy chyba, żeby Amy cierpiała choćby godzinę dłużej, prawda?
                Liam zacisnął oczy, ale rozluźnił palce. Mike odetchnął głęboko, natychmiast uciekając na drugi koniec salonu. Kate nie spuszczała wzroku z obcego mężczyzny, ale jednocześnie trzymała dłoń na ramieniu swojego przyjaciela. Musiała mieć pewność, że ten pierwszy nie kłamie, a ten drugi mu nie przyłoży.
-Mów wszystko, co tylko wiesz. Ominiesz chociażby drobny szczegół – dostaniesz w pysk. I masz na to dziesięć minut, potem nas tam zaprowadzisz.
*
                Danielle z czystą satysfakcją patrzyła jak Amy raz po raz zgina się w pół i wyrzuca całą treść ze swojego żołądka, okropnie przy tym jęcząc. Podejrzewała, że ta mała, słodka istotka miała złamane kilka żeber, ale… Kogo to obchodziło, prawda?
                Zerknęła ostentacyjnie na swoje wypielęgnowane paznokcie i uśmiechnęła się rozluźniona. Wszystko wydawało się takie prostsze, gdy myślała o przyszłości jaka ją czeka. W końcu miała być pokochana przez ojca, w kręgu zainteresowania wszystkich ludzi. A co najważniejsze – miała wrócić do łask Liama. Pocieszy go i rozkocha w sobie na nowo. Przecież stara miłość nie rdzewieje! Przynajmniej tak słyszała.
-Co ty mi podajesz do cholery? Nikt normalny nie rzyga po morfinie! – wydukała Amy, opadając na kamienną posadzkę. Jakieś pięć minut wcześniej zrobiła tak samo i w efekcie zbyt mocnego uderzenia poleciała jej krew z nosa. Trochę obrzydliwie to wyglądało, ale i tak nikt oprócz Danielle tego nie zobaczy. W sumie brzmiało to trochę przykro, ale taka była rzeczywistość. Już nikogo nie obchodziły losy biednej, małej, pokrzywdzonej Amelie Harris.
                I już nikt nigdy nie będzie drżał o to nędzne życie.
-Może pomyliłam strzykawki? Co ci szkodzi, przecież i tak cię załatwię – odparła Danielle po dłuższej chwili zastanowienia. Założyła nogę na nogę i z radością patrzyła jak Amy cierpi. Do tej pory to Danielle była tą skrzywdzoną, więc nadszedł czas by te role się odwróciły.
-Dlaczego nie zabijesz mnie teraz? – wychrypiała Amy, próbując w jakiś sposób rozerwać swoje więzy. Nic nie przynosiło skutków, a sznury coraz bardziej wpijały i ocierały się o jej przesuszoną skórę – Tchórzysz?
                Brunetka wstała z siedzenia i podeszła do Amy. Kucnęła obok niej, przysiadając lekko na piętach.
-Jedyną osobą, która tchórzy, jesteś ty. Nie ja uciekałam od swoich problemów przez całe życie. Nawet jak Liam zakochał się w tobie pierwszego dnia, którego cię zobaczył – nie uciekłam. Udało mi się wpoić do jego pustej, gwiazdorskiej główki, że tylko mnie kocha. Popatrz jak zadziałało. Jestem pewna, że po twojej tajemniczej śmierci, pokocha mnie jeszcze mocniej. Bo ja się nigdy nie poddałam i zawsze byłam obok. A ty zawalasz sprawę, jedną po drugiej. Uciekasz, potykasz się, wracasz. Uciekasz, potykasz się i tak dalej. W sumie to nawet mi cię żal. Bo jesteś żałosna, wiesz?
                Amy zacisnęła oczy pragnąc, by ten koszmar jak najszybciej się skończył. To wszystko wyglądało tak żałośnie, tak okropnie. Bo nawet jeśli wyszłaby z tego cało – kto by jej uwierzył w tę bajeczkę? Że niby Danielle? Człowiek z duszą anioła, wspierający organizacje charytatywne? Wzięta tancerka? Przecież tworzyła z Liamem taki cudowny związek, nie mogła być tą złą!
                Samo to, że była dziewczyna członka najpopularniejszego zespołu na świecie to psychopatka, brzmiało niedorzecznie. W to też nikt by nie uwierzył. Normalnie takie rzeczy się nie dzieją, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej?
                Już nawet przestała słuchać co mówiła do niej ta okropna kobieta. Wisiało jej w sumie co na nią czekało. Już miała dość. Wszystkiego. Cokolwiek by się nie działo, była skazana na psychopatkę w ciele anioła. Miała przepaść, zaginąć i zginąć. Będą szukać jej tak długo, aż stwierdzą, że to nic nie da. Że jest martwa, choć nie mają ciała. A może uznają ją za zaginioną? Łudziła się jak głupia. W tej chwili wątpiła przede wszystkim w to, że zaczną się o nią martwić i ją szukać.
                Ocknęła się ze swoich myśli, gdy Danielle wymierzyła jej siarczysty policzek. Już po raz kolejny uderzyła głową w betonową posadzkę. Pokój wirował i rozmywał się naprzemiennie. Gdyby nie to, że jej żołądek był pozbawiony jakichkolwiek treści pewnie by zwymiotowała. A tak tylko mogła zginać się w pół i na nowo cierpieć rozdzierający ból w klatce piersiowej.
                Była naprawdę daleko od tego pomieszczenia, gdzieś na pustych łąkach. Trzymając za rękę Liama, słuchała jego niesamowitego głosu. Kiedy mówił robił to tak szybko, zupełnie przeciwnie niż jak śpiewał. Wtedy skupiał się na każdym słowie, które z niego wypływało, otoczone magicznym dźwiękiem. W jej wizji miał kręcone włosy i grzywkę zaczesaną na bok. Ubrany w jasne spodnie i koszulę w kratę śpiewał jej Cry Me A River, tak jak na swoim drugim castingu do xFactor. Śmiał się, że gdyby nie to drugie podejście to pewnie by się nie znali. A ona rugała go delikatnie mówiąc, że nie ma co gdybać, a najważniejsze dzieje się przecież teraz.
                A potem zemdlała.
*
                -Możesz jechać szybciej? Nie mamy czasu do stracenia! Nie pojmujesz tego, Kate? – jęknął zrozpaczony Liam, wystukując nerwowy rytm na swoim kolanie. Blondynka warknęła coś niezrozumiałego, dociskając gaz do końca. Niestety nic więcej nie mogła zrobić. Że też musiało być tak daleko!
-Cholera! – krzyknęła zdenerwowana Kate. Liam spojrzał na nią, zastanawiając się o co może jej chodzić.
-Tylko nie mów, że skończyło się paliwo. Błagam, nie taka błahostka!
-Nie – przerwała jego gadanie. Zerknęła we wsteczne lusterko i zjechała na pobocze.
-Co robisz? Nie mamy czasu!
-Przestań to powtarzać, policja za nami jedzie! – krzyknęła, tracąc resztkę cierpliwości. Straciła zimną krew, zaczynała panikować. Liam zerknął przez tylnią szybę i głośno zaklął.
                Mike wychylił się lekko do przodu. Wyraz jego twarzy był przerażająco przygnębiający. Bał się Danielle, co było jednocześnie śmieszne i okropne. Jak można było bać się kobiety? Chociaż… Niektórych naprawdę trzeba było się obawiać.
-Błagam, nie mówcie nic policji. Jak się dowiedzą, to zrobią wjazd na sygnale, a jak Danielle to usłyszy… Będzie po niej, rozumiecie? Ta wariatka nie zatrzyma się przed niczym.
                Liam spojrzał na Kate, a ona na niego. Oboje byli przerażeni wizją Mike’a. Każde z nich było blade, a ich twarze wykrzywione były bezradnością.
                Brązowooki rzucił pośpieszne spojrzenie za siebie. Policjanci jeszcze nie wysiedli z radiowozu, ba – nawet nie zaparkowali.
-Kate, odpinaj pasy. Szybko! Ściągaj sweterek i upchnij sobie pod koszulkę. I zapnij kurtkę. Skul się bokiem, wieziemy cię na porodówkę.
                Blondynka spojrzała zdziwiona na swojego przyjaciela, ale wykonała jego polecenie. W mgnieniu oka zamienili się miejscami. Kate skuliła się lekko na siedzeniu, a Mike odchylił odrobinę jej siedzenie by mogła półleżeć. Blondynka zapięła pas, i suwak od kurtki. Wszystko wyglądało w miarę wiarygodnie. I wydawało się idealne, dopóki w szybę nie zapukał policjant.
                Liam nacisnął guzik i otworzył  okno, wychylając się przez nie lekko. Starał się wyglądać przyjaźnie, ale przerażenie nadal wykrzywiało jego twarz.
-Witam, gdzie się tak spieszymy? – policjant uśmiechnął się dobrodusznie. – Dokumenciki poproszę.
                Liam westchnął cicho i sięgnął do schowka po dokumenty.
-Panie władzo, niech nas pan puści – Mike przejął inicjatywę, wychylając się między przednimi siedzeniami – Moja siostra ma okropne bóle, boimy się, że coś może stać się dziecku.
                Mężczyzna zajrzał przez okno, a Liam przylgnął plecami do oparcia fotelu, by tamten mógł dobrze przyjrzeć się Kate.
-Proszę pani, wszystko gra?
                Kate przeszła samą siebie, udowadniając Liamowi i Mike’owi, że potrafi grać lepiej niż ich dwójka. Przeraźliwy krzyk blondynki rozległ się po samochodzie.
-Nic nie gra, wody mi odeszły! Rodzę do cholery, a pan nas zatrzymuje! Jak coś stanie się mojemu dziecku to złożę oficjalną skargę! – wrzasnęła, a jej głos drżał od nadmiaru emocji. Najbardziej słychać było przerażenie, ale nawet to można było podpiąć do bólów porodowych.
                Policjant wyprostował się i zerknął na nich zaniepokojony.
-Możemy was eskortować do szpitala – zaproponował.
-Nie – odparł szybko Liam, a kiedy policjant uniósł brew uśmiechnął się przepraszająco – Nie potrzebujemy eskorty. Nie chcę zwracać na nas uwagi, fani nic nie wiedzą, że dziewczyna Harry’ego jest w ciąży – wyjaśnił, unosząc jedną brew.
-Ach, tak myślałem, że pana skądś kojarzę! Moja córka jest pańską ogromną fanką!
-Naprawdę? Czy autograf dla pańskiej córki załatwi sprawę? – Liam uśmiechnął się prosząco, a Kate jęknęła głośno by nadać sytuacji odrobiny prawdziwości. Policjant był wniebowzięty, gdy otrzymał autograf dla swojej ukochanej córeczki.
-Będę teraz tatusiem roku – przyznał z dumą. Liam uśmiechnął się, odrobinę rozczulony. On też chciał być tatusiem roku, ale wiedział, że jak się nie pośpieszy to zaprzepaści szansę na kochającą rodzinę.
-Mogę liczyć na pełną dyskrecję? Jeśli córka będzie pytać – spotkał mnie pan na ulicy, kiedy patrolował pan dzielnicę. Zrobi to pan dla nas?
-Jasne. Jedźcie ostrożnie!
                Liam podziękował i zasunął szybę. Obejrzał się do tyłu i kiedy upewnił się, że policjant odszedł – przekręcił kluczyk w stacyjce, wrzucił bieg i ruszył z piskiem opon. W końcu na coś miała się przydać jego przeszłość związana z wyścigami samochodowymi.
*
                Liam zaklął po raz kolejny, gdy Mike potknął się o wystający pień.
-Możesz patrzeć pod te cholerne nogi?!
-Jestem tak samo zdenerwowany jak ty, myślisz, że to ułatwia sprawę?! – odkrzyknął Mike, podnosząc się z trawy. Kate westchnęła zirytowana.
-Przysięgam, że jak tylko dostanę Amy z powrotem to dopilnuję, żebyś dostał w pysk Mike. Ty Liam też. Jesteście cholernie irytujący.
                Liam zerknął do tyłu i widząc naburmuszoną blondynkę, roześmiał się głośno. Choć nic go teraz nie bawiło, nie potrafił przestać się śmiać. Ogarnęła go jakaś tajemnicza głupawka, która zdawała się nie mieć końca. Oczywiście, że miała swój koniec. Kiedy Kate uderzyła go mocno w policzek, natychmiast się zamknął.
-Przestań, jesteś w szoku. Musisz być teraz opanowany, okej? Nic nie zdziałamy jak będziemy pogrążeni w jakimś cholernym amoku. Potem pozwolę ci się śmiać, ale teraz nie mamy czasu.
                Liam przymknął oczy, wciągając głęboko powietrze.
-Mike, jak daleko jeszcze?
-Jakieś dwa kilometry, jeśli się sprężymy to w dwadzieścia minut tam dotrzemy.
-Idźmy, nie mamy czasu do stracenia.
                Ruszyli na wschód, nieustannie pokonując jakieś gałęzie, kamienie czy nawet przewrócone drzewa. Liam szedł rozglądając się wokół. Wszystko to wyglądało tak znajomo. Jakby tu kiedyś był.  Tylko kiedy? I z kim?
                Nagle go oświeciło i poczuł się jeszcze bardziej przytłoczony intrygą nieobliczalnej Danielle.
                „ Niebieskie oczy spojrzały ku górze. Brunetka jęknęła cicho, pokazując Liamowi ogromną chmurę, która wydawała się wisieć tuż nad nimi.
-Będzie padać! – mruknęła rozdrażniona, wymownie patrząc na swój strój. Nie miała żadnej bluzy ani kurtki. Przed chwilą rozłożyli koc i mieli rozstawiać swój koszyk. To miał być udany piknik.
                Liam już miał przeczyć wizji brunetki, kiedy na jego nos spadła pojedyncza kropla deszczu. Wzdrygnął się, ścierając mokrą kropkę i podnosząc się z koca. Pośpiesznie zgarnął wszystko do koszyka, a Amy zajęła się składaniem koca.
                Kiedy kolejne krople spadały z ogromnej chmury Liam złapał Amy za rękę. Pociągnął ją za sobą, rozkazując jej biec. Uciekali przed deszczem, choć marnie im to wychodziło. Po dłuższej chwili Liamowi udało się dostrzec dość spory, opuszczony dom. Wskazał go brunetce i poprowadził ją w tamtą stronę. Drzwi nie było, więc spokojnie dostali się do środka.
                Dom był zapuszczony, oprócz myszy i pająków nie było tam nikogo. Po chwili znaleźli się w salonie, gdzie stały dwa zniszczone fotele i mały stoliczek.
                Z włosów Amy kapała woda, a jej bluzka była doszczętnie przemoczona. Starał się nie patrzeć na to, co prześwitywało przez materiał, ale się nie dało. W końcu był tylko facetem, prawda?  Kobieta zawsze miała działać na faceta. W szczególności tak piękna jak Amy.”
                Tam była Amy. W tym pieprzonym, opuszczonym domu. Liam zaklął raz jeszcze i puścił się biegiem. Nie mógł pozwolić, by ta psychopatka zabiła miłość jego życia.




Przepraszam, że tak późno. Miał być wczoraj, ale okropna burza zebrała się w mojej miejscowości. Masakra! Ale już jestem, wybaczcie mi! :* 

poniedziałek, 5 maja 2014

16.


 10 komentarzy = nowy rozdział!

                Po kilku kolejnych ciosach, które otrzymała od zawziętej Danielle, poczuła, że ma już wszystkiego po dziurki w nosie. Nagle przestała pyskować, rzucać się i krzyczeć, by zostawiła ją w spokoju. Miała dość, była zmęczona i chciała wrócić do domu. Nie do swojego mieszkania. Do Irlandii, do ojca i jego rodziny, która była też jej rodziną. Tylko z nimi było jej dobrze, tutaj ciągle coś szło źle. Ktoś wiecznie próbował ją przewrócić mentalnie i prawie za każdym razem mu się udawało. Dopiero w tym zimnym salonie uświadomiła sobie, że za wszystkim stała Danielle. Kobieta z piekła rodem. Może wyglądała i tańczyła jak aniołek, ale tak naprawdę była kimś okropnym, nie wartym uwagi.
-Widzę, że już się uspokoiłaś i przestałaś się rzucać. Mogę już zacząć mówić? Otóż jakieś 25 lat temu, dziesiątego czerwca, przyszłam na świat. Mała, niewinna, słodka Danielle. Moja mama – Pat, wychowywała mnie przez jakiś czas samotnie. Nigdy nie wiedziałam czemu, ale ona po prostu mówiła, że tatuś zostawił nas, jak byłam mała. Wyobrażasz to sobie? Co za ojciec robi coś takiego małemu dziecku? Jak bardzo trzeba być nieodpowiedzialnym?
-Co mnie to interesuje? Daj mi spokój, wypuść mnie!
                Ale Danielle nie miała zamiaru słuchać tego, co mówiła Amy. Dalej ciągnęła swoją opowieść.
-Później mama poznała Jona, wyszła za niego za mąż. Zaakceptowałam go, bo traktował mnie jak prawdziwy ojciec. I nie uciekł, w przeciwieństwie do tego biologicznego. Mówiłam do niego tato i pozwalałam, żeby nazywał mnie swoją małą córeczką. I tak mnie wychował, nie pozwalając, żebym czuła iż brakuje mi ojca. No ale mimo wszystko chciałam wiedzieć kim był ten skurwiel, który mnie zostawił. I wiesz co? Ani trochę się nie pomyliłam nazywając go skurwielem. W dodatku dodam, że jest bez serca. Myśli, że jak ma trochę więcej kasy to co? Może mnie odprawić z kwitkiem?
                Brunetka odrzuciła loki na plecy po czym poprawiła się na starym fotelu. W tym samym czasie rozdzwonił się telefon Amy. Danielle z uśmiechem wzięła urządzenie w dłonie, po czym z całej siły rzuciła nim w ścianę. Z błogą satysfakcją obserwowała, jak telefon Amy roztrzaskuje się na małe kawałeczki.
-Moja mama nie chciała alimentów od ojca, nie potrzebowała jego zasranych pieniędzy. Dawała radę sama, a później z Jonem zapewnili mi dobra materialne, o których inne dzieci mogły tylko pomarzyć. Starali mi się wynagrodzić to wszystko i czasem nawet im się udawało. Ale kiedy już dorosłam, pytania o biologicznego ojca znów zaczęły wracać do naszego spokojnego gniazdka. Dlaczego mój ojciec odszedł od nas? Czym zawiniłam, że wychowywał mnie obcy facet?
-Gówno mnie to obchodzi! – warknęła Amy.
-A powinno, mróweczko. A powinno.
                Amy przymknęła oczy, kładąc głowę na zimnej posadzce. Miała zawroty, było jej zimno i najchętniej już by umarła.
-Na moje 21 urodziny mama w końcu postanowiła powiedzieć mi kim jest mój ojciec. Tom Harris, znasz może? Nawet przystojny, żona, dwójka rodzonych dzieci, jedno przybrane.
                Brunetka otworzyła swoje niebieskie oczy, czując, że powietrze w jej płucach uleciało w przeciągu ułamka sekundy.
-Co? – wydusiła z siebie, kompletnie oszołomiona. Przecież to niemożliwe, żeby Danielle była jej przyrodnią siostrą!
-Nie uważasz, że twój tatuś ma za dużo dzieci? Och przepraszam, NASZ tatuś. Myślę, że powinniśmy pozbyć się jednego dziecka. Masz coś przeciwko temu, żebym zastąpiła twoje miejsce kochającej córeczki?
*
                Kiedy otworzył drzwi, jego oczom ukazała się zdyszana Kate. Wparowała do mieszkania, nawet nie czekając na zaproszenie.
-Dzwoniłeś tyle razy, że przyleciałam jak głupia. Mało sobie obcasów nie połamałam! Co się stało? – Kate udała się do kuchni, gdzie wyciągnęła sobie butelkę wody i upiła kilka łyków. Liam usiadł na krześle w kuchni, kładąc na blacie swój telefon, który był gorący od nieustannego wydzwaniania do jego dziewczyny.
                Odblokował ekran i pokazał Kate wiadomość, która wypalała mu dziurę w mózgu. Jak mogła? Co się stało? Co złego zrobił? Przecież zostawił ją w tak dobrym humorze!
-Zostaw mnie w spokoju, jesteś jedną wielką porażką. Niszczysz mi życie, nie chcę cię znać! – Kate przeczytała wiadomość na głos, a Liam wstał z krzesła – O co tutaj chodzi?
-Nie wiem, ale czytałem to tyle razy i jedyne co mi wpada do głowy to, że wpadła na jakiegoś byłego, do którego wciąż coś czuje. Nie wiem, Kate. Co ja znowu zrobiłem? – zacisnął dłoń w pięść, wyciągając z szafki małą szklankę – Coś mocniejszego?
-Jest za późno na alkohol, Li – westchnęła blondynka, zabierając od niego szklankę i chowając ją na miejsce. – Poza tym… Żadne procenty nie załatwią problemu, jaki zgotowała ci Amy. Musisz z nią porozmawiać.
-Masz rację. Bardzo chętnie to zrobię. Jakby odebrała telefon, już dawno miałbym to za sobą – warknął.
-Może ja do niej zadzwonię – zaproponowała blondynka, wyciągając telefon z torebki. Wybrała numer do przyjaciółki, włączyła rozmowę na tryb głośnomówiący i oparła się o szafki. Po chwili usłyszeli przerywany sygnał i oznajmienie, że abonent jest niedostępny lub poza zasięgiem sieci – Wyłączyła telefon.
-Bez sensu. Przecież wszystko było dobrze! Kate, tam coś musiało się stać.
-Ale co? – Kate usiadła na jego miejscu, zastanawiając się co mogłoby się stać.
-Nie wiem. Może zadzwonię do jej ojca? – zaproponował Liam. Blondynka skinęła głową, zatwierdzając jego pomysł. Brązowooki wziął swój telefon w dłonie i odnalazł numer do ojca Amy. Nie miał komórkowego, więc wybrał domowy. Wybrał numer i modlił się, żeby to ona odebrała.
                -Halo – głos w słuchawce zdecydowanie nie należał do Amy, ani do jakiejkolwiek kobiety.
-Witam, z tej strony Liam Payne.
-Cześć stary! Tu Paul, brat Amy. Co tam, jak leci? – chłopak najzwyczajniej w świecie nie miał do niego żadnych pretensji, więc ciężko było wydedukować dlaczego Amy rzuciła go przez sms’a.
-Słuchaj, mógłbym może porozmawiać z Amy? Nie odbiera ode mnie telefonów, niepokoję się…
-Ale Amy tutaj nie ma…
-Jak to nie ma? Kiedy wróci?
-A miała przylecieć w ogóle?
-Miała. Paul, przepraszam, zadzwonię jak wszystko się wyjaśni.
                Liam rozłączył się, nie reagując na pytania zniecierpliwionej Kate. Miał wrażenie, że coś się stało, ale nie mógł zrozumieć co. Odłożył telefon na blat i pustym wzrokiem spojrzał na blondynkę, której oczy zrobiły się dwa razy większe z zniecierpliwienia, a może przerażenia.
-Może samolot nie wystartował? Może ona nadal jest w Londynie? A co jak ma tutaj jakiegoś nowego faceta?
-Wierzysz w to? Ona jest zakochana w tobie po uszy, idioto! – oburzyła się Kate. Liam westchnął głęboko, wzruszając ramionami.
-To co mogło się stać?
-Nie wiem, może to śmiesznie brzmi, ale… Nie mówiła ci coś, że ktoś ją śledzi, szantażuje, dokucza jej, nie wiem… Było coś takiego? – mruknęła Kate, zastanawiając się nad przyczyną zniknięcia przyjaciółki – Czekaj… Pamiętasz to włamanie do mieszkania?!
-To, przez które wróciliśmy do Londynu? Oczywiście, że pamiętam, przecież to nie było tak dawno…
-A co jak to nie były głupie pogróżki, tylko ktoś naprawdę chce skrócić jej życie? Co jak ona już tego pożałowała? Boże, przecież to trzeba zgłosić na policję!
                Liam przetarł twarz dłonią, nie wierząc w teorię Kate. Ale musiał to sprawdzić.
-Ty dzwoń do Louisa, zapytaj czy nie ma tam Amy. Ja zadzwonię do Zayna, potem obdzwonimy jej koleżanki z pracy. Boże, przecież nie mogła się tak zapaść pod ziemię!
-A co, jak jej tam nie ma? Boże, Liam…!
-Przestań, nie… - Liam przyłożył dłoń do ust – Boże, Danielle!
Jeśli teraz wyjdziesz, obiecuję ci, że tego pożałujesz.
*
                -Okej, to teraz otwieramy listę rzeczy, które mi zrobiłaś. Może jest ich niewiele, ale są warte tego, co teraz mam przed oczyma. Widok ciebie, kulącej się tutaj na podłodze, połamanej i doszczętnie pobitej… Nic nigdy nie sprawiało mi takiej satysfakcji.
-Jesteś psychiczna!
-Ale przynajmniej nikomu nie rozwaliłam rodziny! – krzyknęła Danielle, zaciskając pięści.
-Nie rozwaliłam ci rodziny psychopatko!
-Ojciec odszedł od mojej matki tylko dlatego, że zakochał się w twojej! A ona dała mu ciebie! Gdyby nie ty, dawno wróciłby do nas! Pieprzona egoistko, myślisz, że wszystko w tym świecie jest dla ciebie?
-Danielle, wypuść mnie… To nie moja wina, że się urodziłam – jęknęła Amy, nagle czując odrobinę współczucia do tej dziewczyny.
                Ciemne oczy spojrzały na nią z nienawiścią. Wydawać by się mogło, że pociemniały z tej złości, ale tęczówki Danielle były już wystarczająco ciemne. Niemalże czarne.
-Masz rację. To wina twojej matki. Ale na niej się nie odegram. Przynajmniej zrobię to na jej ukochanej córeczce. Wszyscy zawsze cię kochają, co? Zawsze jesteś najlepsza, najukochańsza, najzdolniejsza. Nawet jak urodziłaś tego bachora, to nikt nie miał ci tego za złe!
-Nic nie wiesz o moim życiu – syknęła Amy, nie mając nawet jak się ruszyć. W tym momencie marzyła, żeby stąd uciec. Żeby Liam po nią przybiegł, zabrał ją od tej wariatki. Ale nie było na to szans. Po tej wiadomości, jaką wysłała mu Danielle – nie było żadnych szans. Ich związek i tak był zachwiany, na tyle, że Liam z łatwością uwierzy iż Amy ma go po dziurki w nosie. Co jak zwykle było nieprawdą, ale nie mogła zrobić nic w kierunku swojego uratowania.
                -Cóż, słoneczko. Może nie wiem jak to jest być najlepszą na tej planecie, ale wiem, że niektórych rzeczy się nie odbiera. Tak jak nie odbija się ojca, chłopaka, przyjaciół i wielu innych rzeczy. Zabrałaś mi nawet pozycję. Dzięki Liamowi byłam bardziej rozpoznawalna jako tancerka, a teraz jakoś ucichło. Chociaż… Jak już cię pochowają to zakręcę się wokół słodkiego pana Payne’a i odbudujemy naszą więź. Krok po kroku, zrozpaczony Liam mi zaufa. Zaprosi mnie do mieszkania, wypijemy kawę. Wypłacze mi się w ramię, powie jak bardzo za tobą tęskni. Pocieszę go, przytulę. Powiem, że mimo wszystko jest mi przykro i nigdy nie życzyłam ci śmierci. Nie będzie to zbyt ironiczne? W końcu sama cię zabiję.
-Przestań… - jęknęła Amy, zaciskając oczy. Kilka łez wypłynęło spod jej zmęczonych powiek.
                Danielle podeszła do niej, kucając i podnosząc jej delikatnie głowę. Kiedy Amy spojrzała na nią, ta uśmiechnęła się łagodnie.
-Daj spokój, nasłuchaj się przed śmiercią. Jestem jedyną osobą, która zainteresowała się twoim życiem. Widzisz, gdzie są ci wszyscy, którzy tak cię kochają? Gdzie Liam? Ojciec? Kate, Zayn, Harry? A Louis i Niall? Ach, zapomniałam. Niall cię zdradził, więc pewnie ma już gdzieś to co się z tobą dzieje, nie?
                Te chore zagrywki sprawiały, że Amy zaczynała w to wierzyć. Gdzie byli, jak naprawdę ich potrzebowała? Dlaczego zapomnieli o niej akurat teraz? Czyżby naprawdę mieli jej dość?
                Danielle uniosła dłoń, a Amy instynktownie skuliła się, bojąc się ciosu. Już i tak wystarczająco wszystko ją bolało.
-Boisz się mnie? To dobrze, lubię jak ktoś się boi.
-Nie dotykaj mnie, już wystarczająco mnie poturbowałaś. Wszędzie mam siniaki, wszystko mnie boli. Oszczędź mi tego, jeśli już chcesz mnie zabić, zrób to z godnością – poprosiła, a jej słowa przerywał jej niestabilny oddech.
-Jesteś obolała? – Danielle wydała się być zmartwiona, ale Amy już nie chciała wierzyć w jej dobroć. Bała się każdego jej słowa, oddechu, uśmiechu i ruchu. Czuła, że jeszcze jedno dotknięcie a padnie. Nie potrafiła utrzymać chociażby jeszcze jednego ciosu. Wiedziała, że wtedy by straciła przytomność. A jeśli już miała opuścić ten padół łez, chciała chociaż patrzeć w oczy osoby, która chciała zabrać jej przywilej życia.
                Jej napastniczka wzięła jej przedramię w swoją dłoń. Amy już chciała się wyrwać, ale uścisk Danielle był tak mocny, że nie miała żadnych szans. Poczuła pojedyncze ukłucie, a kiedy otworzyła oczy zobaczyła, że w jej żyły wstrzykiwany jest jakiś płyn.]
-Co ty robisz? Co mi wstrzykujesz?!
-Morfina skarbie, morfina. Umrzesz na skutek przedawkowania, przynajmniej nie będę musiała wyrzucać broni do morza czy coś takiego. Ale zanim to nastąpi, jeszcze trochę sobie pogawędzimy.
*
                -Nigdzie jej nie ma. Boże, coraz bardziej zaczynam wierzyć, że ta psychopatka może jej coś zrobić – Liam usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach.
-Ale jak wpadłeś na pomysł, że to ona? Przecież była taka miła… - Kate usiadła obok niego, kładąc mu dłoń na plecach.
-Nie znałaś jej od tej właściwej strony. Szantażowała mnie przez długi czas, groziła, że jak odejdę to tego pożałuję. Brałem to na poważnie, ale potem przestałem. Miałem ochronę, co mogła mi zrobić w ich obecności? Od początku nie przepadała za Amy, ale nie sądziłem, że do tego stopnia.
                Usłyszawszy dzwonek do drzwi, Liam wstał z kanapy w przekonaniu, że to Zayn przyszedł, choć prosił go o to jakieś pięć minut temu. Cóż, jeśli chodziło o przyjaźń z Amy, Malik nigdy nie zawodził. Zawsze mu tego zazdrościł.
-Kto normalny robi krzywdę drugiemu człowiekowi ze względu na pieniądze czy byłego faceta? – westchnął brunet, podchodząc do drzwi. Nie zaglądał nawet kto stoi po drugiej stronie, nadal był przekonany, że to Zayn. Otworzył drzwi i stanął jak wryty – Mike? Co ty tu robisz do cholery?
                Jego były przyjaciel wszedł do środka, starannie zamykając za sobą drzwi.
-Jest tu ktoś z tobą?
-Tak, przyjaciółka. Co jest grane? Czemu zachowujesz się jak dzikus? – mruknął Liam.
-Danielle? – szepnął Mike, wyraźnie przerażony.
-Co? Oszalałeś? – pojedyncza zmarszczka pojawiła się na czole Liama – Czekaj, ty coś wiesz! Mike, mów co się dzieje!
-Błagam, tylko mnie nie wsyp.
-Czy ja cię kiedykolwiek wsypałem? Mów do jasnej cholery, nie ma czasu na twoje lęki!
                Mike wziął głęboki oddech, a torba, którą miał na ramieniu, opadła na ziemię.
-Musisz ją ratować, Danielle to psychopatka. Groziła mi, nie miałem innego wyjścia. Cholera Liam, ratuj ją! Przecież to niewinna dziewczyna!