sobota, 28 czerwca 2014

22

Okej mam kilka ważnych zdań, mam nadzieję, że je przeczytacie i nie przewiniecie od razu do rozdziału.
Dostałam od was pytania, na które chcę odpowiedzieć właśnie tutaj.

1. Boże Kocham cie za to opowiadanie 1 jak i 2 Cześć! Będzie 3?
- Dziękuję za miłe słowa. Nie, części 3 nie będzie. Bez przesady, nie ciągnijmy tego w nieskończoność, bo naprawdę mam wrażenie, że zrobiła się z tego jakaś Moda na sukces. :)

2. A może tak 10, albo 20 tych rozdziałów to końca? 
- Z przyjemnością, znalazłoby się na pewno kilka pomysłów. Ale dajmy im już spokój. :)

3. Wiesz w 1 części miałaś 42 rozdziały, czemu tu tak mało? 
- Dlatego, że Blackmail powstało tylko po to, żebym mogła zrealizować końcową swoją wizję. A na tamtym blogu miałam wrażenie, że Was męczę. Cóż, tutaj też nie ma zbyt wielkich tłumów i szczerze mówiąc, to jestem tym troszkę zawiedziona. Ale widocznie to moja wina, że nie przyciągnęłam historią ludzi. :)

Już Was nie zanudzam, nie chciałam zostawiać pytań bez odpowiedzi. Pamiętajcie, że mój ask nadal funkcjonuje, w razie gdybyście mieli jakieś pytania. :) Pamiętajcie, że nowy rozdział pojawi się po 10  komentarzach!



                Niebieskooka rzuciła ogromną walizkę na swoje łóżko i skierowała się do drzwi. W ostatniej chwili udało jej się zamknąć je przed zrozpaczonym ojcem. Właściwie to był bardziej rozwścieczony niż smutny. A jego złość wywoływała obecność Liama, który wszedł do pokoju Amy jak gdyby nigdy nic, podczas gdy Tom mógł jedynie pocałować klamkę.
-Pozwól mi chociaż się wytłumaczyć! Amy, nie zachowuj się jak dziecko! – surowy ton głosu jej ojca przyprawił ją o sarkastyczny uśmiech.
-Liam zgarniesz wszystko z szafy do walizki? Raczej się zmieści, a ja pójdę z drugą walizką po moje kosmetyki do łazienki. – Amy podeszła do ogromnej szafy i ze środka wyciągnęła małą walizeczkę. Brunet skinął głową i podszedł do niej. Złapał kilka wieszaków na raz i upchnął je w walizce.
                Amy zaśmiała się cicho.
-Nie krępuj się, mogą być pomięte. – skinęła głową ze śmiechem.
-Zawsze możesz kupić sobie nowe ciuchy, a te zostawić tutaj – uśmiechnął się Liam, zmierzając po kolejną porcję ubrań, które miał zamiar upchnąć w dość podobny sposób.
-No cóż, panie bogaty. Chyba jednak nie skorzystam z propozycji, która znacznie uszczupliłaby mój budżet.
                Liam zerknął na nią z dziwnym uśmieszkiem.
-Co moje to i twoje.
-O przepraszam, to zdanie będziesz mógł powiedzieć po nocy poślubnej.
                Amy podeszła z walizką do drzwi, a kiedy położyła dłoń na klamce Liam odważył się coś powiedzieć.
-Więc wyjdź za mnie.
                Dziewczyna obejrzała się przez ramię i owe zdanie skwitowała dźwięcznym śmiechem.
-Dobry żart. Pakuj mi ubrania, a potem zarezerwuj mi bilet do Londynu.
*
                -I co, to już? Zamierzasz tak po prostu wyjść i już nie wrócić? – Tom stał przy schodach i obserwował schodzącą na dół Amy.
-Poczekam na ciebie przy samochodzie. – oznajmił Liam i zabrał ostatnią walizkę na dwór. Przechodząc obok żony Toma, grzecznie się z nią pożegnał. Amy odprowadziła go wzrokiem, po czym zwróciła swoją uwagę na ojca.
-Przepraszam, czy ty masz do mnie jakieś pretensje? – brunetka poprawiła ramię torebki na swoim przedramieniu.
-Tak, mam pretensje. Nie możesz wyjść bez wyjaśnień!
-Co chcesz  mi wyjaśniać? O mały włos nie rozpieprzyłeś mi związku! Jedynej dobrej rzeczy, która mnie spotkała do jasnej cholery! Zawsze miałam cię za jakiś wzór do naśladowania. A tymczasem co? Robisz to wszystko, żeby tylko dla ciebie wyszło najlepiej. To śmieszne, że masz czelność ingerować w moje życie. Wiesz kim dla mnie teraz jesteś? Dawcą nasienia, bo całą resztę zdołałeś spieprzyć w ciągu kilku minut.
-Jak śmiesz…
-A ty jak śmiałeś? Nawet nie chcę wiedzieć co sobie wyobrażałeś. Że co, zostanę tu na zawsze? W Londynie się urodziłam i do cholery tam mam całe swoje życie!
-Amy, twój ojciec nie chciał zrobić nic złego – żona jej ojca wtrąciła się do „rozmowy”.  Amy wzruszyła ramionami. Każda intencja jej ojca nie miała już szansy na sensowne wyjaśnienie.
-Wszystko jedno, stało się. Dziękuję za gościnę. Sophie, mogłabyś pożegnać ode mnie Paula i Nicka?
-Jasne. Trzymaj się.
                Amy skinęła głową i po raz ostatni rzuciła pogardliwe spojrzenie w kierunku Toma.
-Wygląda na to, że lepiej być sierotą, niż mieć takiego ojca.
                I wyszła, nie zamykając za sobą drzwi. Nawet się nie obejrzała, bo nie czuła takiej potrzeby. Coraz bardziej irytowało ją to, że nie może znaleźć się w samochodzie szybciej. Jej podpora naprawdę ograniczała ruchy i ciężko było przemieszczać się w tempie żwawej nastolatki.
                Liam otworzył jej drzwi ze strony pasażera i kiedy wsiadła do środka, obszedł samochód by zająć swoje miejsce.
-Pojedziemy do domku Nialla, wezmę swoje rzeczy i kierunek lotnisko. Zgadza się?
                Amy skinęła głową i zapięła pas. Dosłownie kilka minut jazdy i byli na miejscu. Brunetka była pod wrażeniem lokalizacji posiadłości. Naprawdę niewiele osób było w stanie rozpoznać, że ten dom jest zamieszkiwany raz na jakiś czas. Wszystko wyglądało tak, jakby mieszkała tu jakaś rodzina. Huśtawka z boku domu, ogrom pięknych kwiatów i małe oczko wodne umiejscowione przed budynkiem.
                Nawet nie zdążyli dojść do drzwi wejściowych, kiedy zza domu wybiegł Niall dzierżący butelkę piwa w dłoni. Od razu porwał Amy w swoje ramiona i mocno uściskał.
-Mam robić miejsce w sypialni? – wyszczerzył się blondyn, odsuwając się od brunetki. Amy czuła się tak, jakby właśnie przejechał jej samochód ciężarowy. Kołami po żebrach. Mimo to poczuła się szczęśliwa. Każdy z piątki tych chłopaków należał do jej rodziny. Chociaż nie byli związani więzami krwi, czuli się tak jakby znali się od zawsze. Amy zdążyła nawet zapomnieć o swoim dziwnym związku z Horanem.
-Po co masz robić miejsce? – zapytała brunetka, mimowolnie pozwalając by Liam objął ją ramieniem. Oparła się o jego ramię tym samym odciążając swoje chore biodro.
-No, zostajesz chyba, nie? – Niall upił łyk swojego piwa i uśmiechnął się cwanie – Chyba, że chcesz spać z Zaynem i Liamem w jednym łóżku.
-Śpisz z Zaynem? – Amy uniosła brwi ku górze, zerkając na Liama. Chłopak wywrócił oczyma.
-Jeszcze nie.
-Jeszcze! – prychnął Niall – Dobra Amy, mogę się przekimać z Zaynem.
-Nie zgadzam się, ty gadasz przez sen! – czarnowłosy wychylił się przez okno na parterze. W dłoni trzymał papierosa, którego nawet nie zdążył potraktować ogniem.
-Niall, nie chcemy cię wyprowadzać z dobrego nastroju, ale jesteśmy tutaj tylko po moje rzeczy i spadamy na lotnisko.
-No chyba sobie żartujesz! – Niall odsunął butelkę od swoich ust.
-Chciałam wracać sama, ale niestety Liam jest strasznie uparty i powiedział, że leci ze mną. – wtrąciła Amy, uśmiechając się przepraszająco do zdziwionego blondyna.
-To ja ci zwalniam najlepszą sypialnię w domu, a ty uciekasz do tego wielkiego, pustego mieszkania? No chłopie, bo się obrażę!
                Liam wzruszył ramionami i zerknął na Amy.
-Zostajemy?
-To znaczy, ja nie chcę psuć waszego męskiego wypadu… - Amy pokręciła głową i wyswobodziła się z objęć Liama – Zawieź mnie na lotnisko, a potem wróć tutaj i baw się dobrze.
-Nie. – pokręcił głową Niall – Bierzemy twoje bagaże i zanosimy je do sypialni, a potem jedziemy na zakupy i wieczorem robimy ogrooomne ognisko! – by podkreślić wagę swoich słów, Niall rozłożył szeroko ramiona.
-Dobrze, niech będzie.
                Chwilę później wszystkie rzeczy Amy i Liama znalazły się w najlepszej sypialni. Niall usunął się ze swoim bagażem, uprzednio informując ich, że do pomieszczenia jest przyłączona przytulna łazienka z wanną, w której spokojnie zmieszczą się dwie osoby. Tę informację przekazywał im z takim uśmiechem, że szerszego chyba nie widzieli. Cóż, chyba tylko Niall wiedział o co mu chodziło.
                Domyślili się jednak o co chodzi, kiedy cała czwórka weszła do ich sypialni, oświadczając, że wybierają się na porządne zakupy. Później chcieli iść do kina. A co najzabawniejsze nie mieli żadnych oporów, gdy Liam oświadczył, że Amy jest zbyt zmęczona by jechać na miasto, a on zostanie z nią, by nie czuła się sama.
                Takim sposobem zostali zupełnie sami w wielkim domu Nialla.
                Amy z uśmiechem na ustach wrzuciła swoją kulę pod duże łóżko. Miała zamiar odciąć się od niej na jakiś czas. W razie czego mogła podeprzeć się o jakiś mebel lub ścianę. Nadszedł czas, w którym sama będzie wspierała swoje biodro, kompletnie niezależna od szarego kijka.
                Liam siedział na łóżku i w milczeniu bawił się swoim telefonem. Chwilę przeglądał Internet, ale najwyraźniej to mu się znudziło. Zablokował ekran i odłożył urządzenie na bok. Amy zaniepokoiła się jego brakiem zainteresowania. To znaczy, był nieobecny duchem i wpatrywał się w ścianę, a to przecież nie wróżyło nic dobrego.
-Liam? – Amy usiadła obok chłopaka, delikatnie kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Tak?
-Co się stało? – zapytała, przenosząc swoją dłoń na ciepły policzek chłopaka. Brunet odwrócił wzrok, nie odpowiadając na jej pytanie – Widzę przecież.
-Wszystko w porządku. Chcesz się rozpakować, wyprasować pogniecione ubrania?
-Liam – pojedyncza zmarszczka pojawiła się między brwiami dziewczyny – O co chodzi?
-O nic, przecież tylko chcę pomóc rozpakować ci ubrania.
                Niebieskooka w milczeniu obserwowała jak chłopak wstaje z łóżka i bierze w dłonie największą z walizek. Po chwili wieszał ubrania w drewnianej szafie, a jego gesty były naszpikowane irytacją.
-Mogę jechać na lotnisko, choćby teraz. Nie chcę psuć ci odpoczynku.
-Nie o to chodzi. – burknął mężczyzna, wieszając sukienkę w szafie. Po chwili złapał kolejny bagaż i powyciągał z niego wszystkie pary obuwia, które ułożył na dnie szafy w idealnym porządku.
-A o co chodzi? – Amy wstała z łóżka i podeszła do Liama. Wyjęła z jego rąk parę białych trampek, po czym rzuciła je niedbale na ziemię – Co zrobiłam?
-Wyśmiałaś mnie.
-Ja? – brunetka zdziwiła się nieco – Kiedy?
-Dzisiaj.
-O Boże, przecież wiem, że nie wczoraj! Nie przypominam sobie momentu, w którym cię wyśmiałam.
-Cóż, ja pamiętam.
-No to nie zachowuj się jak nadęty nastolatek i powiedz o co ci chodzi.
                Liam skinął głową, a kiedy spojrzał w jej oczy był zawiedziony.
-Cóż, nie sądzę, że nadęty nastolatek przejąłby się tym, że jego ukochana wyśmiała jego propozycję ślubu.
                Amy nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo Liam wyszedł z sypialni zamykając za sobą drzwi. Brunetka oparła się dłonią o drzwiczki szafy i zagryzła wargę w zamyśleniu. Sądziła przecież, że Liam żartował. Chociaż wiedziała, że on nie żartuje w takich sprawach. Zamrugała kilkakrotnie i odepchnęła się delikatnie od drzwiczek szafy. Wzięła głęboki oddech i opuściła sypialnię w poszukiwaniu poruszonego Liama.
                Swoją drogą nie wiedziała, że taka błahostka może urazić ego tego faceta.
                Znalazła go na werandzie za domem. Siedział na drewnianym schodku i obracał w swoich dłoniach zapalniczkę, którą zgarnął wcześniej z blatu w kuchni. Amy widziała identyczną w dłoniach Zayna. Malik pewnie teraz bił się po głowie, że zapomniał swojej zapalniczki.
-Kochanie, nie chciałam urazić twojego ego. – Amy kucnęła za plecami Liama, opierając swoją głowę na jego ramieniu. Patrzyła teraz z ukosa na jego ponury profil.
-Ale ci się udało.
-Będziesz się na mnie boczył? – uśmiechnęła się delikatnie, obejmując swojego mężczyznę w pasie. Delikatnie wsunęła dłonie pod jego koszulkę i przejechała palcami po umięśnionym brzuchu.
-Będę.
-Przecież wiesz, że cię kocham.
-No cóż, miłość to nie wszystko.
-Naprawdę liczy się dla ciebie jakiś tam papierek?
-A dla ciebie się nie liczy? – Liam wciąż patrzył przed siebie, w dłoniach obracając czerwony przedmiot.
-Zawsze sądziłam, że miłość nie potrzebuje jakiegoś tam papierka. Poza tym, nie uważasz, że żeby się pobrać to trzeba odbyć jakiś staż w związku? Wiesz, takie małżeństwa po krótkiej znajomości zazwyczaj rozpadają się po roku. Chcesz się ze mną rozwieść tak szybko?
-Nie chcę. Ale myślę, że przeżyliśmy razem zbyt wiele, żeby później dać ponieść się emocjom i zakończyć związek rozwodem.
                Amy westchnęła cicho wiedząc, że Liam i tak ma rację. Delikatnie wyciągnęła dłonie spod koszulki swojego chłopaka i wstała. Zignorowała kłucie w biodrze i zeszła schodek niżej. Wyciągnęła zapalniczkę z dłoni Liama i odłożyła ją na drewnianą podłogę. Usiadła mu okrakiem na kolanach i ujęła jego twarz w dłonie.
-Nie chcę być twoją żoną…
-To co tutaj jeszcze robisz? Myślisz, że jestem z tobą na kilka miesięcy?!
                Brunetka zaśmiała się cicho, słysząc poirytowany głos Liama. Położyła dłoń na ustach chłopaka, a drugą wsunęła w jego rękę.
-Głuptasie, mógłbyś mi nie przerywać? Zbieram się na najpoważniejszą mowę w moim długim życiu. Jeśli się zamkniesz to będę niesamowicie wdzięczna.
                Liam skinął głową i odetchnął głęboko. Zadowolona brunetka zdjęła dłoń z ust bruneta i położyła głowę na jego ramieniu.
-Nie chcę być twoją żoną. Nie teraz. Widzisz, mamy przed sobą najlepsze lata naszego życia. Nie mówię ci definitywne „nie”. Jeśli zapytasz mnie za trzy, cztery lata, zapewne się zgodzę. Widzisz sęk w tym, że to nie jest dobry wiek na podejmowanie decyzji. Weźmiemy ślub, a potem może zacząć się psuć. A tak to spójrz: możemy się sprawdzić. Mieszkać razem, kochać się, tęsknić za sobą gdy nie będzie cię w domu. Możemy w dowolnym momencie wyjechać na wakacje, bawić się do białego rana. A po ślubie? Nie uważasz, że to tylko nudna instytucja, w której wszystko staje się zbyt poważne?
                Cały czas mówiła do szyi Liama, ale wiedziała, że ją słyszy. Na początku siedział sztywno, a po chwili objął ją delikatnie.
-Może masz rację. Jak bardzo się wygłupiłem?
-Wcale. – Amy odchyliła się lekko do tyłu i spojrzała w oczy Liama, których wyraz był teraz o niebo łagodniejszy.
                Chłopak skinął powoli głową i uśmiechnął się udobruchany.
-Czyli nie chcesz mnie zostawić mnie po trzech miesiącach?
-Jak śmiesz mieć takie wątpliwości. Przecież dla ciebie niemalże kopnęłam swojego ojca w tyłek… - Amy urwała, gdy zobaczyła jak mina Liama staje się bardziej ponura.
-Nie chcę, żebyście kłócili się przeze mnie.
-Czekaj, ale to ja decyduje o moim życiu. Ty przynajmniej nie robisz takich głupot za moimi plecami. Cóż, mój ojciec niestety postanowił zadziałać wbrew mojej woli i co się stało to się nie odstanie. Nawet nad tym nie ubolewam.
                Brunet uśmiechnął się ze zrozumieniem i pocałował swoją dziewczynę w nos.
-Całą drogę z lotniska Niall opowiadał o tym, jaka jego wanna jest wygodna… Cóż, łóżko zresztą też – Liam mrugnął do niej. Amy zaśmiała się cicho i dotknęła opuszkami palców ust mężczyzny swojego życia.
-Przyda nam się długa kąpiel.
-Sugerujesz mi, że śmierdzę? – Liam uniósł brwi ku górze, ale uśmiechnął się szeroko kiedy Amy cicho zachichotała.
-Cóż, będę cię kochać nawet jak będziesz śmierdziuchem. Ale mówiąc długa kąpiel miałam na myśli cele bardziej, hm… Rekreacyjne.
-Rekreacyjne mówisz… Okej, mogę umyć ci plecy – zaoferował się Liam, wsuwając rękę pod jej uda i zręcznie ją obracając. Podniósł się ze schodków, trzymając Amy w swoich ramionach. – Trzymaj się mała!


piątek, 20 czerwca 2014

21

Info: 
Zastanawiam się ile rozdziałów do końca. Dwa, a może trzy? Help.

11 komentarzy - nowy rozdział!



Polecam włączyć sobie tę piosenkę do czytania rozdziału:


                -Ja? Dobrze się czujesz? Dlaczego miałabym zostawiać kogoś, kogo kocham? – brunetka zgasiła niedopałek i wrzuciła go do kosza na śmieci.
-No przecież twój ojciec powiedział mu, że wróciłaś do Mike i macie zamiar stworzyć szczęśliwą rodzinkę z tym dzieckiem.
-Mike ma narzeczoną, sądzisz, że rozwaliłabym jego związek? Poza tym Ronnie ma rodziców, nie mam prawa jej im odbierać.
-To dlaczego siedzicie teraz razem i bawicie się w najlepsze?
-Harry, to ojciec mojego dziecka! Mam prawo razem z nim i Ronnie gdzieś wyjść. Poza tym chyba nie muszę ci się tłumaczyć z tego z kim wychodzę, prawda?
-To ja już nic nie rozumiem.
-Liam był u mnie i powiedział mojemu ojcu, że nie ma czasu na związki, bo trasa jest dla niego ważniejsza. Co mam ci więcej wyjaśnić?
-Liam mówił, że…
-Widocznie cię okłamał – brunetka wzruszyła ramionami i jej wzrok padł na Malika siedzącego naprzeciwko nich, po drugiej stronie ulicy. Ciężko było go rozpoznać pod tym kapturem – Zayn tu jest?
-Wszyscy tu jesteśmy. Przyjechaliśmy odpocząć do jakiegoś domku, który Niall kupił rok temu.
-Czyli, że…
-Tak, Liam też tu jest. Siedzi w samochodzie i pewnie zastanawia się, czy tu podejść.
                Amy nieśmiało pomachała w kierunku Zayna i uśmiechnęła się, kiedy Malik puścił do niej oczko. Przynajmniej on nie był na nią wściekły.
-W takim razie powiedz Liamowi, że mógł mieć na tyle odwagi, żeby zerwać ze mną nie przez pośredników. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
-Ale on z tobą nie zerwał!
-Tak, a mój tato wymyślił sobie bajeczkę, żebym znowu dostała po dupie. Jaki w tym cel, Harry?
-Amy mówię ci, coś tutaj nie gra.
-No cóż, to nie koncert żeby wszystko grało. Czasem się coś psuje. A ja już nie mam zamiaru się przejmować. Co było to było. Odezwiesz się jeszcze?
                Brunetka wstała, podpierając się o kulę. Harry wstał i chciał jej jakoś pomóc, ale pokręciła głową.
-Nie mam twojego numeru, pamiętasz?
-No tak. Daj telefon – Harry podał jej urządzenie i Amy wystukała ciąg liczb, które razem tworzyły jej numer telefonu – Będę czekać na jakąś wiadomość.
-Amy… Porozmawiajcie jeszcze. Przecież żadne z was nie chciało tego rozstania.
-Harry, skoro ja z nim nie zerwałam, a dotarła do mnie wiadomość, że nie chce ze mną być to o czym mamy rozmawiać? O pogodzie? Miło było cię zobaczyć, cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku. W razie czego – wiesz gdzie mieszkam. Zrobię kakao i pogadamy, w końcu się za tobą stęskniłam.
-Amy…
-Cześć Harry – uśmiechnęła się i powoli weszła do środka kawiarni, zostawiając przyjaciela samego. Myśli buzowały w jej głowie jak potrząśnięta cola. Podeszła do stolika i usiadła obok Ronnie uśmiechając się bezradnie.
                Mike położył dłoń na jej dłoni i ścisnął ją delikatnie.
-Wyjaśniliście sobie wszystko?
-Z Harrym? Tak, myślę, że wszystko jest już jasne – powiedziała cicho i wyswobodziła swoją dłoń. Wzięła kubek i upiła łyk gorącej herbaty. Po chwili odstawiła naczynie i zagryzła dolną wargę. Ciężko było, a nawet bardziej niż ciężko.
-A z Liamem?
-Nie widziałam się z nim – wzruszyła ramionami – Poza tym, nie mamy już o czym gadać. Fajnie było, ale się skończyło.
-Nie chciałaś tego wyjaśnić? W końcu nie zrywa się przez osoby trzecie bez powodu.
                Amy spojrzała w oczy Mike’a i zastanowiła się przez chwilę.
-Harry przez chwilę myślał, że to ja zerwałam z Liamem. Dlatego zarzucił nam, że jesteśmy razem. A ty przecież masz narzeczoną.
-Dziwne… - wzruszył ramionami czarnowłosy i upił łyk kawy.
-Wydaje mi się, że Liam po prostu chciał zwalić winę na mnie. Przecież mój ojciec nie zrobiłby czegoś takiego. Zawsze mi powtarzał, że Liam to naprawdę dobry materiał na faceta, więc nie powinnam go nigdy zostawić.
-A co jeśli to Tom wymyślił jakąś historyjkę, żebyś nie wracała do Londynu?
                Amy zastanowiła się nad słowami przyjaciela.
-Pomyśl, Liam przecież tyle zrobił, żeby z tobą być. Był gotów oddać za ciebie życie, troszczył się o ciebie, pamiętam jak przez telefon mówił mi, że jak przyjedziesz to mam nie odstępować cię na krok, bo masz być bezpieczna.
-Rozmawiał z tobą? Kiedy? – Amy zdziwiła się tym wyznaniem. Czarnowłosy wzruszył ramionami.
-Dzień po tym, jak przyleciałaś do Mullingar. Ale powiedziałem mu, że musimy dać ci czas na wrócenie do normalności.
-Czyli co, przychodzenie z Ronnie to sprawdzanie, czy nie ześwirowałam?
- Nie Amy, przychodziłem bo chciałem zacieśnić nasze więzi, a przy okazji sprawdzałem, czy wszystko u ciebie w porządku. Być może twój ojciec wziął to za dobrą kartę i pomyślał, że się zejdziemy. W końcu Liam nie przyjeżdżał, a ja byłem na miejscu.
-Nie no, to jest jakaś bzdura – Amy pokręciła głową.
-Ale ma sens, prawda?
                Brunetka podniosła się z krzesła i zabrała telefon ze stolika.
-Odprowadzisz Ronnie do domu?
-Jasne, leć. Powodzenia.
                Amy skinęła głową i pocałowała Ronnie w główkę. Przytuliła Mike’a i opuściła kawiarnię. Będąc na zewnątrz rozejrzała się wokół w poszukiwaniu czarnego samochodu, który wcześniej stał naprzeciwko budynków. Niestety, nic już tam nie stało. Zawiedziona usiadła na ławce i westchnęła cicho. Widocznie nie było jej dane, by być z Liamem. Cóż, postanowiła to przeboleć. Nawet nie wiedziała, gdzie Niall ma ten domek.
                Po chwili wstała z ławki i udała się w kierunku swojego domu. Była kompletnie zrezygnowana, bo miała jeszcze odrobinę nadziei, że to wszystko się wyjaśni. W końcu do niej dotarło, że nie ma nawet jak walczyć o krótką rozmowę. A przecież była tak blisko wyjaśnienia całego tego rozgardiaszu. Ale nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zepsuła, prawda?
                Szła powoli po chodniku, rezygnując z podpierania się o kulę. Miała to w nosie, czy potem będzie narzekała na ból w biodrze. Chciała po prostu jak najszybciej znaleźć w swoim pokoju, spakować się i wrócić do Londynu. Jej mieszkanie stało puste, więc przynajmniej miała gdzie wracać. Jedyną kwestią było to, że musiała zarezerwować bilet dla siebie i miejsce dla Batmana. Z resztą powinna sobie poradzić. Ale pierwsze co ją czekało to konfrontacja z ojcem.
                Była niezmiernie ciekawa jak zareaguje na jej wersję wydarzeń, którą usłyszała od Mike’a. Z jednej strony nie chciało jej się w to wierzyć, a z drugiej… Co jeśli jej ojciec faktycznie zaplanował coś takiego? Przecież tak mu zaufała…! Po raz kolejny tego roku zaczęła tęsknić za babcią, przy której wszystko było prostsze. Ale nie mogła mieć wszystkiego. Nikt nie miał.
*
                -Są tylko trzy sypialnie, więc cztery osoby będą musiały spać razem. Oczywiście ja śpię sam, w sypialni na górze. Łóżka są podwójne, więc się zmieścicie dzieciaczki – Niall wyszczerzył się w uśmiechu i wyjął ostatnią walizkę z bagażnika samochodu. Dał znać szoferowi, że może jechać i wziął swój bagaż.
-Tutaj się obejdziemy bez ochrony, ale cały dom jest wyposażony w system, który przywoła ich w pięć minut. Także czujcie się jak u siebie, a ja idę zamówić pizzę. – Blondyn zniknął we wnętrzu drewnianego domku. Liam wziął swoją walizkę i wszedł do środka, od razu odnajdując jedną z dwóch pozostałych sypialni. Zaklepał ją i rzucił bagaż na łóżko. Wcale się nie zdziwił, kiedy Zayn wszedł do środka, by go umoralniać.
-Może pójdziesz pod jej dom? Albo weźmiesz numer od Harry’ego i zadzwonisz?
                Liam zrzucił swoją kurtkę i przewiesił ją przez oparcie fotela.
-Przecież nie chce ze mną rozmawiać. Powiedziała, że nie mamy już o czym gadać.
                Zayn położył swój ogromny wycieczkowy plecak obok walizki Liama. Usiadł na krawędzi łóżka i westchnął cicho.
-Przecież ją kochasz.
-I co mi po tym? Jej ojciec ma jakieś chore uprzedzenia, założę się, że nawet nie pozwoli mi podejść pod ich posesję.
-Amy to mądra dziewczyna. Na pewno nie da sobą pomiatać. Chodź, to tylko kilkaset metrów stąd.
                Liam skinął głową i założył kurtkę. Nie mógł nic innego zrobić, jedynym sposobem na rozmowę była konfrontacja. Zayn wyszedł z sypialni i poszedł do pomieszczenia obok, gdzie był Harry.
                Po chwili Malik wrócił z numerem do Amy i skinął na swojego przyjaciela głową.
-Chodź, przygoda czeka! – uśmiechnął się.
-Nie do wiary, że chce ci się żartować w takiej beznadziejnej sprawie.
                Chwilę później byli w pobliżu domu Amy. Plan był taki, że napiszą do niej wiadomość z telefonu Liama i podpiszą się jako Harry. Przecież nie miała ich numerów, więc to nie stanowiło żadnego problemu. Zayn po kilku minutach stania oznajmił, że idzie odwiedzić mamę Nialla, bo dawno z nią rozmawiał. Liam skinął głową i wyciągnął swój telefon, żeby napisać wiadomość do Amy.
                Brunet stał na uboczu, by  nikt go nie zauważył. Już chciał pisać wiadomość, kiedy jego uwagę przykuła maszerująca z wściekłością Amy. Na ten widok uśmiechnął się, bo zawsze bawiła go jej zaciętość. Postanowił poczekać, aż wejdzie do środka i jej emocje opadną. Miał mnóstwo czasu.
                Usiadł na krawężniku i wbił swój wzrok w ulicę. Nie dbał nawet o to, czy ktoś go zobaczy. Miał chwilę na przemyślenia, ale w głowie miał tylko obraz rozwścieczonej Amy. Zastanawiał się, na kogo była tak wściekła. Bał się, że to on był przyczyną i gdy Amy wyjdzie, to rzuci się na niego z pięściami.
                Ale nie mógł przecież stchórzyć. Odblokował ekran w telefonie i wystukał kilka słów do Amy. Czekał dwadzieścia minut, aż usłyszał szarpnięcie drzwiami frontowymi.
-Jak mogłeś zrobić coś tak podłego? Zrozum, że ja go kocham! To nie jest żadna szczeniacka miłość i Liam nie miał nic wspólnego z tym, co zrobiła Danielle. To nie on był tego przyczyną! Jak wrócę to zamawiam taksówkę i jadę na lotnisko. Mam tego dosyć!
                Trzaśnięcie drzwi frontowych dało Liamowi powód, by podnieść się z krawężnika. Gdzieś w głębi poczuł nagle tą pewność siebie, która uciekła kilka dni temu. Otrzepał swoje spodnie i odebrał połączenie przychodzące od Amy.
-Harry, gdzie jesteś? Czekam na ciebie przed domem, chodź tutaj. Potrzebuję numeru do Liama, muszę z nim szybko porozmawiać.
                Liam uśmiechnął się pod nosem i wyszedł zza rogu. Wszedł na posesję Amy i spojrzał na nią tak, jakby nie widział jej dłużej niż te dwa miesiące.
-Przekażę Harry’emu, ale później – szepnął do słuchawki i przerwał połączenie. Podszedł do brunetki i uśmiechnął się na widok zaskoczonej Amy.
-Ja… Ty… Przecież… To nie jest numer Harry’ego? – Amy wydawała się być zdziwiona tym wszystkim. Mimo to powoli opuściła rękę z telefonem i schowała urządzenie do kieszeni bluzy.
-Co za różnica, kiedy dotarłaś do mnie szybciej niż się spodziewałaś – wzruszył ramionami – Przejdziemy się?
-Wezmę kurtkę… - Amy już chciała się wrócić do domu, kiedy przypomniała sobie o kłótni z ojcem – Dobra, najwyżej trochę zmarznę.
                Liam pokręcił głową i ściągnął swoją kurtkę, którą otulił Amy.
-Ale…
-Mi nie jest zimno. Nie potrzebujesz wsparcia?
-W sensie kuli? Dam sobie radę, ten aluminiowy patyk mnie tylko ogranicza – Amy wzruszyła ramionami, uśmiechając się nieśmiało. Liam skinął głową i pozwolił, by to ona poprowadziła go w jakieś ustronne miejsce.
                Przez pewien czas szli w ciszy, rzucając sobie ukradkowe spojrzenia. Nie było niezręcznie, po prostu żadne z nich nie wiedziało od czego zacząć tę rozmowę. W końcu to Liam zdobył się na przemówienie.
-Więc już wszystko wiesz? – zapytał, spoglądając na jej prawy profil. Amy skinęła głową. Liam w myślach sarkastycznie pogratulował sobie rozwiniętej wypowiedzi.
-Przepraszam, ja… Ja nawet nie wiedziałam, że to mogłoby tak wyglądać. Wiesz, mój ojciec zawsze cię uwielbiał i…
                Amy przystanęła, odrobinę się krzywiąc. Liam domyślił się, że zmęczył ją ten spacer, choć niewiele przeszli. Wcześniej wracała na piechotę do domu, więc może dlatego jej biodro odmawiało posłuszeństwa.
-Usiądźmy – zaproponował Liam, wskazując ławkę kilka metrów dalej. Amy skinęła głową i udała się jak najszybciej w to miejsce. Liam szedł krok za nią, by móc ją wesprzeć w razie czego. Kiedy siedzieli już na ławce, brunetka uśmiechnęła się smutno.
-Widocznie kula będzie musiała mnie ograniczać jeszcze przez jakiś czas.
-Są jakieś powikłania?
-Nie, po prostu miałam nie forsować tego biodra, bo podobno zwichnięcie stawu było poważne. Jakieś uszkodzenie głowy kości udowej, czy coś takiego. I tak jest lepiej niż kilka tygodni temu, także nie mam się czym przejmować.
-Mógłbym ci jakoś pomóc? – Liam położył dłoń na jej udzie, delikatnie je ściskając. Brakowało mu jej bliskości, wolałby mieć ją cały czas przy sobie.
                Amy spojrzała na jego dłoń na swojej nodze i rozważała, czy podziękować za jego pomoc. Wolała jednak mieć go blisko, więc kiedy chciał zabrać swoją dłoń złapała ją pośpiesznie i ścisnęła delikatnie.
-Przepraszam, że nie uwierzyłam w słowa Harry’ego. Naprawdę głupio sądziłam, że mógłbyś mnie zostawić, bo trasa jest dla ciebie ważniejsza.
-Przepraszam, że nie przyjechałem wcześniej i nie dałem ci do zrozumienia, że nie ma nic ważniejszego niż ty.
                Amy skinęła głową, patrząc na ich splecione dłonie. Po chwili ciszy przysunęła się bliżej niego i położyła głowę na ramieniu.
-Przeprosiny przyjęte. – oznajmiła cicho, czując jak jej serce wariuje z radości. Liam objął ją wolną ręką i mocniej do siebie przytulił.
-Tęskniłem za tobą, cholernie mocno – nachylił się i pocałował ją w czubek głowy. Amy odchyliła się odrobinę do tyłu i skradła delikatny pocałunek z jego ust.
-Myślisz, że kiedykolwiek będziemy mogli normalnie żyć? No wiesz, bez tych rozstań. Zawsze coś nam przeszkadza, a mi jest strasznie źle, gdy nie mam cię przy sobie.
-Mogłabyś jeździć ze mną w trasy, wtedy byśmy się nie rozstawali.
-Nie, nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że będziemy razem tak długo, że założymy rodzinę, a wtedy nikt nam nie przeszkodzi. Chciałbyś?
-Chciałbym – przyznał Liam – Ale najpierw wprowadzisz się do mojego mieszkania, żebym miał do kogo wracać.
-Zawsze będziesz miał do kogo wracać, przecież masz dużą rodzinę – powiedziała Amy, patrząc na niego z dołu. Liam uśmiechnął się, nachylając się i całując ją w usta.
-Ale wolę wracać do ciebie.
-Okej, też wolę żebyś wracał do mnie.
-Okej.
-Okej – Amy uśmiechnęła się szeroko – Kocham cię.
-Nie bardziej niż ja kocham ciebie.




Istna "Moda na sukces" haha

piątek, 13 czerwca 2014

20.

Słabo tutaj z komentarzami, więc teraz zupełnie na serio:
11 komentarzy - nowy rozdział.
Jeśli będzie mniej niż wyznaczona ilość - rozdział się nie pojawi. 
Dziękuję ;)


                Mijały kolejne dni, a ona wprost nie mogła pogodzić się z tym, że Liam nagle postanowił ją zostawić. W Internecie znalazła numer do managmentu, ale dowiedziała się tylko tego, że nie mogą podać jej numeru do Liama. To wszystko załamywało ją coraz bardziej, ale obiecała sobie, że tym razem nie podda się wpływowi jakiegoś faceta.
                Tak obiecała sobie ostatnio. Zawsze wiedziała, że ona i Liam to nie związek na całe życie. Choć chłopak tak się zarzekał, domyślała się, że kiedyś zakręci się wokół niego dużo piękniejsza i mądrzejsza dziewczyna, a potem to już będzie z góry.
                Tego dnia miała wybrać się do lekarza na wizytę kontrolną. Zerwała się więc o godzinie ósmej rano i zaczęła swoje przygotowania. Wzięła prysznic, wysuszyła włosy, pomalowała się i ubrała. Zwykle zabierało jej to ponad godzinę czasu, ale odkąd była poturbowana musiała zaklepać go odrobinę więcej.
                Nawet nie zjadła śniadania choć macocha tak bardzo na to nalegała. Amy miała wrażenie, że to przez to, iż po wypadku nie odzyskała swojej dawnej wagi. Nadal miała ogromną niedowagę, ale chyba już każdy zdążył się do tego przyzwyczaić.
                Kiedy już odbębniła wszystkie poranne czynności, położyła się na łóżku i wzięła w dłonie swój telefon. Ciężko jej było przestawić się na ten model, bo była bardzo przywiązana do poprzedniego urządzenia. Włączyła twittera, bo ostatni raz była tam w dniu urodzin Harry’ego. Nie miała i do niego numeru telefonu, więc dziwny portal społecznościowy musiał wystarczyć. Przejrzała kilkadziesiąt powiadomień i odpisała na wybrane. Ot tak, by zabić czas.
                Odpisała również na tweeta El, w którym pisze, że muszą się spotkać. Zaprosiła ją do Mullingar, bo jej ojciec miał ostatnio jakiegoś bzika na punkcie wychodzenia Amy z domu.
                Kiedy fani chłopców zorientowali się, że Amy jest online, zaczęli wysyłać tuziny wiadomości o przeróżnych treściach. Wiele razy widziała pytanie o to, czy nadal jest z Liamem. Nie miała zamiaru zwodzić ludzi, więc po prostu zabrała się za odpisywanie.
„Nie, nie jesteśmy razem. Proszę, przestańcie zasypywać mnie wiadomościami tego typu. Myślę, że Liam lepiej wyjaśni wam temat niż ja, dziękuję x”. Po napisaniu tego tweeta zorientowała się, że musi już iść na wizytę. W ostatniej chwili na timeline zauważyła zdjęcie roześmianego Liama, wyśmienicie bawiącego się w klubie u boku jakiejś blondynki. Zirytowana wyszła z aplikacji i schowała telefon do kieszeni spodni.
                Zeszła na dół, ubrała się odpowiednio do pogody i wyszła, nikomu nie mówiąc, że opuszcza dom. Powoli zaczynała mieć dość tego rygoru, który ją obowiązywał. Nie była już małą dziewczynką i nie trzeba było ślęczeć przy niej całą dobę, byleby tylko nie zrobiła sobie krzywdy.
                Mogła zamówić sobie taksówkę, bo spacer z kulą był naprawdę uciążliwy. Ale potrzebowała chwili namysłu, żeby móc pozbyć się tej pustki ze środka. Ostatniego wieczoru zauważyła, że nawet nie płakała po tym dziwnym rozstaniu. Uświadomiła sobie, że z chwilą, gdy ojciec powiedział jej o wizycie Liama wszystko przestało ją obchodzić. Wszystko co działo się w jej życiu nie miało żadnego znaczenia, a każdą czynność odbębniała ot tak, by mieć święty spokój na resztę dnia, który zazwyczaj potrafiła spędzić przed telewizorem/laptopem. Zamieniała się w typowego dzieciaka, który ma cały świat gdzieś. Skoro ona nie była szczęśliwa, to nikt inny nie miał prawa taki być za jej przyczyną. Miała zamiar żyć i w pewnym momencie wziąć się za siebie, ale na razie wolała żyć w samotności.
                Pół godziny później siedziała w gabinecie lekarskim i grzecznie odpowiadała na każde zadane pytanie. Starała się mówić wszystko. Czy coś ją boli, jak stoi ze swoimi przeżyciami psychicznymi itd. Została zważona, gruntownie przebadana i przepytana. Co prawda pan doktor był nadzwyczaj miły, ale Amy i tak nie miała ochoty na pogawędki.
-Musisz zacząć jeść – wypomniał jej mężczyzna, wpisując wagę do białej karty. Amy spojrzała na swoje dłonie, nie wiedząc jak grzecznie powiedzieć, że nie da się jeść więcej niż ona je.
-Jem regularne posiłki- odpowiedziała po chwili – To nie moja wina, że mój organizm postanowił zostać przy takiej wadze. Widocznie to mu odpowiada.
                Mężczyzna uniósł wzrok i spojrzał na nią troskliwie. Nienawidziła tych spojrzeń, bo zawsze oznaczały, że jest jakąś głupią małolatą i nic nie wie o życiu.
-Amy, masz dzisiaj umówioną wizytę u psychologa? – zapytał delikatnie, choć i tak ją zirytował. Nie była psychiczna, żeby tak ją traktowano! Mimo to zachowała odrobinę taktu i nie wybuchła gniewem.
-Mam umówioną wizytę. I tak, mam zamiar tam pójść. Prosiłabym tylko, żeby nie patrzył pan na mnie jak anorektyczkę, bo nią nie jestem. Po prostu nie potrafię przybrać dawnej wagi, a wy to wyolbrzymiacie.
-Próbuję ci tylko powiedzieć, że jeśli nie nabierzesz trochę ciała, to dłużej będzie trwała twoja rekonwalescencja. Nie patrz na mnie, jak na twojego wroga. Staram się pomóc – lekarz odparł jej atak, zachowując przy tym kamienną twarz, na której widniał łagodny uśmiech. Amy westchnęła cicho i ponownie wbiła swój wzrok w dłonie.
-Przepraszam, jestem przewrażliwiona – burknęła. Lekarz zapewnił ją, że nic nie szkodzi i zaczął wypisywać na małej karteczce zalecenia, do których miała się zastosować.
                Godzinę później opuściła klinikę z duszą na ramieniu. Pani psycholog zapewniła ją, że wszystko wraca do normy i skierowała ją do dietetyka, który miał jej pomóc w odzyskaniu normalnej wagi. Oczywiście dziesięć razy nazwała ją chudziną i kruszynką ot tak. Amy miała wrażenie, że robi to po to by ją zirytować, ale się nie odzywała. Miała zamiar odbębnić to spotkanie i mieć spokój na dwa tygodnie.
-Amy, poczekaj! – głos Mike’a dobiegł ją ze sporej odległości. Brunetka skrzywiła się, bo nie miała ochoty na jakiekolwiek spotkania. Ale przybrała uśmiech na usta i odwróciła się w jego kierunku. Biegł w jej kierunku, trzymając na rękach ich córeczkę. Brunetka pomyślała, że mają coraz lepsze kontakty.
-Chyba bym przebiła cię moją laską, gdybyś ją upuścił – mruknęła zgryźliwie, przejmując od mężczyzny swoje dziecko. Ronnie objęła ją mocno za szyję i powitała sprzedając jej obślinionego całusa w szyję. Amy oparła się o kulę i zaśmiała cicho. To dziecko miało magiczny wpływ na jej samopoczucie.
-Coś ty, to też moje dziecko. W życiu bym jej nie upuścił. Poza tym – podobało jej się, piszczała jak mały wariat.
                Amy postawiła Ronnie na ziemi, bo nie miała siły dalej ją trzymać na rękach i jednocześnie stać w miejscu. Złapała dziewczynkę za dłoń i uśmiechnęła się czule. Mogłaby się przyzwyczaić do takiego obrazka.
-Co tu robicie? – zapytała brunetka, sięgając do tylniej kieszeni po telefon. Odrzuciła połączenie przychodzące od jej ojca i schowała urządzenie do torebki.
-Usłyszałem od ptaszków, że ostatnio chcesz się odizolować od świata i postanowiłem zrobić to z tobą. Też nie chce mi się słuchać gadania tych wariatów, a tak to przynajmniej popatrzę sobie na piękną kobietę i nasze cudowne dziecko.
                Amy spuściła wzrok na ziemię, czując jak jej policzki przybierają barwę maliny.
-Nie przyzwyczajaj się tak, bo dziecko prawnie nie jest nasze.
-Cóż, za marzenia nie palą na stosie, przynajmniej tak słyszałem. – Mike wzruszył ramionami. Amy spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Miał rację, marzyć mógł każdy. A oni chociaż przez chwilę mogli zajmować się Ronnie i wyobrażać sobie, że tworzą szczęśliwą rodzinę.
-Co racja to racja.
-To co, gorąca czekolada i ciacho załatwią sprawę?
*
                Harry wiercił się na siedzeniu w samochodzie, nieustannie mamrocząc coś pod nosem.
-Styles, usadź swoje dupsko na miejscu. Głowa mnie boli od tego twojego gadania – westchnął Niall, opierając się o szybę auta. Liam zerknął na Harry’ego, który najwyraźniej śpiewał, a nie mówił. Wyglądał jakby się czegoś naćpał, ale mimo wszystko było to zabawne.
-Sądzisz, że te kilka dni w twoim magicznym domku sprawią, że wszystko wróci do normy? – Zayn przeciągnął się na przednim siedzeniu, patrząc z ukosa na ich szofera.
-Oj daj spokój, każdemu z nas należy się chwila wypoczynku. A w Mullingar nikt nie wie, że mam mały domek na uboczu.
-Najlepiej jakby każdy z nas został w swoich londyńskich domach. Przed fanami nic się nie ukryje – westchnął Payne, wyciągając telefon z kieszeni spodni.
-Chciałeś sławy to ją masz, nie rozumiem dlaczego narzekasz – odparł Niall, najwyraźniej jako jedyny nie przejmując się tym całym zgiełkiem.
-Niall, dobrze wiesz, że nie chodzi mu o fanów. Boi się, że na rogu zobaczy Amy z tym swoim gościem.
-Swoją drogą to jakaś bzdura, przecież nigdy nie zostawiłaby cię dla jakiegoś fagasa. Nie po tym co razem przeszliście – nawet Harry postanowił przyłączyć się do tematu. Tylko Louis siedział wciśnięty między Stylesa i Malika, nie odzywając się ani słowem. Może dlatego, że już dawno odpłynął, słuchając utworów na słuchawkach ze swojej playlisty.
-Możemy zmienić temat? Sądziłem, że mieliśmy odpocząć od tego wszystkiego, zrobić sobie męski wypad. A wy ciągle o niej. Zaraz wysiądę i wrócę na piechotę na lotnisko. W Londynie przynajmniej nikt nie truje mi tyłka o tym, że moja dziewczyna kopnęła mnie w cztery litery.
                Niall wyrwał się do przodu i kazał zjechać kierowcy na pobocze.
-Co jest, zwariowałeś? – warknął oburzony Harry.
-Rozmawiając o Amy… Patrzcie! – Niall pokazał w kierunku małej kawiarni, do której wchodziła Amy, Mike i jakaś mała dziewczynka. Liam zacisnął żeby i spojrzał w innym kierunku. Słowa ojca Amy się potwierdziły. Dziewczyna miała go gdzieś, jak zwykle wrócili do punktu zero.
-Idź tam! – Harry uderzył go w ramię i niemalże zaczął wypychać go z auta.
-Styles, uspokój się! To nic nie da, nie widzisz, że jest szczęśliwa?! – odkrzyknął Liam, otrącając jego dłonie.
-Masz prawo na jakieś wyjaśnienia! Zerwała z tobą przez jej własnego ojca, coś tu jest nie halo!
                Liam nie odezwał się słowem, chociaż wiedział, że Harry ten jeden jedyny raz ma rację. Powinien tam pójść, ale bał się odrzucenia. Miał wrażenie, że nie wytrzyma szczęśliwego, rodzinnego obrazka. Widok łaszącego się Mike do Amy, uderzyłby go w twarz i skończyłoby się na aferze w mediach.
-Dobra, sam tam pójdę. Mi też należą się wyjaśnienia, dlaczego się wcale do nas nie odzywa.
-Nie idź tam, nie psuj jej dnia – burknął Liam.
-A ona tobie może psuć? Jezu, zabierz ten tyłek. Wychodzę – burknął Harry i jakimś cudem wydostał się z zapchanego samochodu.
                Poprawił guziki swojego długiego płaszcza i rozejrzał się wokół. Przeszedł przez ulicę, chociaż nie było w tym miejscu przejścia. Przemieszczał się na tyle szybko, że nie dał chwili by fani zorientowali się, że tu jest.
                Wszedł do kawiarni i z ulgą stwierdził, że nie ma tam nikogo oprócz starszej pary, kelnerów i Amy z nową rodzinką. Podszedł do nich, ignorując zapytania kelnera o to, co mógłby mu podać.
-Harry! – Amy wydawała się być zdziwiona tym, że widzi go w Mullingar. Brunet rzucił spojrzenie w kierunku Mike'a i małej dziewczynki. Byli do siebie strasznie podobni. Każdy z boku mógł potwierdzić, że to młodzi rodzice z ich dzieckiem.
-Musimy pogadać. Teraz.
                Brunetka uniosła brwi ku górze i wzruszyła ramionami.
-Wal, nie mam przed nimi żadnych tajemnic.
-Amy, tu chodzi o ciebie i Liama. Nie sądzę, żeby twój nowy chłopak miał ochotę tego wysłuchiwać.
-Mój kto? – brunetka zaczęła się śmiać, a po chwili dołączyła do niej dziewczynka, choć ona nie wiedziała czemu się śmieje. Przez głowę Harry’ego przeleciała myśl, że nawet śmieją się identycznie. Rzadko kiedy spotyka się takie podobieństwo.
-Nie jesteśmy razem – wyjaśnił Mike, podając swojej córce ciasteczko.
-Nie? – zdziwił się Harry.
-Chodź, porozmawiamy na zewnątrz – Amy podniosła się z krzesła, wspierając się szarą kulą. Założyła kurtkę i udała się do wyjścia, każąc Harry’emu podążać za nią.
                Kiedy byli na zewnątrz, brunetka usiadła na małej ławeczce i klepnęła miejsce obok siebie.
-Przepraszam, nie umiem jeszcze stać długo w jednej pozycji. – wyjaśniła, wyciągając z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Brunetowi nie spodobało się to, że Amy znów pali, ale nie skomentował tego słowem.
-Słuchaj, po pierwsze jestem na ciebie cholernie wściekły, bo nie odezwałaś się ani słowem. Nie miałem nawet do ciebie numeru, by cię opieprzyć!
-To dziwne, bo wysyłałam Kate wiadomość, żeby przekazała mój numer dalej – Amy uniosła brew, zaciągając się.
-Kate wyjechała do Paryża i na ten czas ma inny numer, bo z tamtego starego strasznie drogo wychodziły jej rozmowy – mruknął Harry.
                Amy westchnęła cicho i wzruszyła ramionami.
-Widzisz, nie wszystko zawsze jest po naszej myśli.
-Serio? – pionowa zmarszczka pojawiła się między brwiami Harry’ego – Sądziłem, że się przyjaźnimy.
-Przecież się przyjaźnimy, Harry… - brunetka uśmiechnęła się łagodnie.
-Jakoś nie odczuwam tej twojej przyjaźni. Już wolałem, jak beczałaś codziennie, bo przynajmniej wtedy pokazywałaś jakieś emocje.
-Hej, nie naskakuj tak na mnie! – oburzyła się Amy – Co ci mam powiedzieć? Nie miałam z wami kontaktu, nie z mojej winy!
                Brunet przymknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył zobaczył, że Zayn przygląda im się z zaciekawieniem, siedząc dokładnie naprzeciwko nich, schowany za ciemnym kapturem.
-Amy, wyjaśnijmy coś sobie. Jeśli chciałaś, żebyśmy się odwalili od ciebie – wystarczyło powiedzieć. Zabrałaś się do Mullingar i potem nie odezwałaś się słowem.
-A ty się odezwałeś, przepraszam? Myślisz, że ja będę za wami biegać i błagać o chwilę uwagi?
-Co się z tobą stało? – zapytał Harry, choć wolał o to nie pytać.
-Dlaczego zawsze ze mną? Dlaczego nie poszukacie winy w sobie? Nie zauważyłeś, że kiedy Liam postanawia mnie zostawić, to nie mam ochoty was oglądać? Pomyśl, że czasem jest ciężko od nowa przyzwyczajać się do samego siebie. Do cholery, nie mam tyle cierpliwości co inne dziewczyny. Ze mną się jest, albo nie. Nie mam zamiaru błagać o jego miłość. Jeśli nie miał dla mnie czasu od początku to mógł mi o tym powiedzieć. Wystarczyło kilka słów i dałabym sobie spokój. A nie, muszę się o tym dowiadywać od mojego ojca! Poza tym, zawsze będziesz moim przyjacielem, potrzebujesz tego na papierze?
                Harry w szybkim tempie przetwarzał otrzymane informacje. To Liam zerwał z Amy? A nie na odwrót?
-Czekaj, coś tu nie gra. To nie ty z nim zerwałaś?