niedziela, 20 kwietnia 2014

15.

 11 komentarzy = nowy rozdział!

              -Wyrzućcie ten telefon przez okno, bo kurwa oszaleję! – krzyknął jeden z mężczyzn, gdy komórka Amy po raz kolejny tego wieczoru zaczęła dzwonić.
-Jakim trzeba być idiotą, żeby nie wiedzieć, że istnieje funkcja wyciszenia telefonu? – potężny facet wziął telefon w swoje dłonie, odrzucił połączenie i wyciszył telefon – Zdaje się, że ktoś tu martwi się o ciebie, mała.
               Amy zacisnęła oczy. Trzęsło ją za każdym razem, gdy któryś z tej trójki zwracał się do niej „mała”. Byli tutaj już dość długo, a zimna podłoga sprawiała, że Amy ciągle miała dreszcze. Niestety nic nie mogła na to poradzić, bo każda próba rozwiązania swoich nadgarstków kończyła się bolesną karą ze strony napastników. Za pierwszym razem najgrubszy popchnął ją na ścianę, a jej głowa szybko zetknęła się z twardą fakturą. Następna próba wyswobodzenia się z niewygodnej pozycji została zwieńczona dwoma kopniakami w żebra. Trzeciego razu już nie było.
               Leżała na ziemi bokiem, raz po raz zamykając i otwierając oczy. Nie miała pojęcia dlaczego ją tutaj trzymali, ale wiedziała, że szybko jej nie wypuszczą. Była głodna, zmęczona, przemarznięta i najwyraźniej się przeziębiła.
-Kiedy wróci Mike? Jestem cholernie głodny i zmęczony, chcę iść do domu.
-Zamknij się, Luka. Ciągle gadasz o żarciu – warknął drugi, przerzucając stronę w gazecie. Luka usiadł w dużym, zniszczonym fotelu i mruknął coś niewyraźnie.
               Siedzieli tak w ciszy, dopóki nie usłyszeli jak do budynku wchodzi jeszcze jedna osoba.
-No, gołąbeczki! Przyszła zmiana, zmiatać do domów na wigilię! – do pomieszczenia wkroczył Mike, a w jego zachowaniu nie byłoby nic co przypominało Amy o tamtej pamiętnej nocy, gdy Liam ją uratował.
               Amy uchyliła ponownie oczy i zobaczyła jak Mike siada w drugim fotelu, stawiając obok siebie dużą, sportową torbę. Odczekał, aż dwójka facetów, którzy pilnowali ją wcześniej, się zwinie. Kiedy upewnił się, że są sami, ściągnął kurtkę i uśmiechnął się szeroko.
-Co tam, piękna? – zapytał, wstając z siedzenia. Amy instynktownie odsunęła się do tyłu, widząc jak się zbliża do niej. Niestety po raz kolejny zderzyła się z zimną ścianą. Teraz bolała ją każda kość w ciele i czuła się tak, jakby za chwilę miała zejść z tego świata.
-Nie bój się aniołku, nie zrobię ci krzywdy. Chcę ci tylko pomóc – westchnął, kucając naprzeciwko niej. Jak obiecał, tak zrobił. Delikatnie podniósł ją do pozycji siedzącej, po czym wziął ją na ręce i zaniósł na fotel, w którym wcześniej siedział Luka.
               Amy patrzyła  na niego przerażona. Czuła się okropnie, a otwieranie podbitych oczu było dla niej prawdziwą udręką.
-Ściągnę ci taśmę, ale pod warunkiem, że nie będziesz krzyczała, okej? I tak nikt cię tutaj nie usłyszy, ale nie jestem pewien czy Luka i Ron są na tyle daleko, żeby nic nie słyszeć.
               Brunetka skinęła głową, tym samym obiecując, że nie krzyknie. Nie zamierzała tego robić, czuła, że Mike może jej pomóc.
-Teraz troszkę zapiecze – mruknął mężczyzna, po czym gwałtownie zdarł taśmę z jej ust. W następnej sekundzie przyłożył jej dłoń do buzi, by stłumić krzyk, który mimowolnie wydarł się z jej gardła. Po chwili zabrał rękę, patrząc na nią w milczeniu.
-Dlaczego mi to robicie? Zostawcie mnie, błagam. Nic wam nie zrobiłam! – zaczęła prosić, a łzy same wydostały się z jej oczu.
-Nie mogę. Przykro mi – wzruszył ramionami Mike, patrząc gdzieś w bok.
-Mike, proszę. Przyjaźniłeś się z Liamem, wiem to! Proszę, ze względu na niego. Wypuść mnie… Mike, proszę!
-No właśnie. Przyjaźniłem się. Teraz nawet nie rozmawiamy. Nie oczekuj ode mnie niemożliwego. Po prostu nie mogę. Nie ważne jak bardzo tego chcę, nie zrobię tego. Musisz mi wybaczyć.
               Amy zagryzła dolną wargę, zaciskając oczy. Czuła się tak, jakby miała zostać tu na zawsze. I nie wiedziała z jakiego powodu tu trafiła.
-Na końcu korytarza jest łazienka. Co prawda w dość opłakanym stanie, ale przynajmniej woda leci. Zaprowadzę cię tam, umyjesz się i tu wrócimy, okej?
               Brunetka nie odezwała się ani słowem, ale Mike tego nie skomentował. Po prostu zarzucił swoją torbę na ramię, po czym wziął Amy na ręce i zaniósł do obrzydliwej łazienki.
               O dziwo, wszystkie drzwi w tym domu działały bez zarzutu. Jakby ktoś je wymienił przed tym dziwnym porwaniem. Mike zamknął drzwi w łazience na klucz, po czym kucnął przy Amy i rozwiązał jej nogi i ręce.
-Nie uciekniesz stąd, nawet nie próbuj, jeśli chcesz coś zjeść. Okna są szczelnie pozamykane. Woda jest cholernie zimna, ale musisz to jakoś przecierpieć. Do jutra, słonko, do jutra.
               Mike rozmasował jej obolałe nadgarstki, po czym uśmiechnął się ponuro. Amy widziała jak męczy się z tym, że musi brać udział w tym porwaniu. Ale nie odezwała się słowem, nie chciała zawierać przyjaźni z porywaczem.
-Dlaczego się nie rozbierasz? – zapytał mężczyzna, patrząc na nią z uniesionymi brwiami.
-Sądziłam, że wyjdziesz – odparła ochrypłym głosem. Mike pokręcił głową.
-Musisz się przełamać, cały dom jest monitorowany, z wyjątkiem łazienki. Będę miał przesrane jak ona się dowie, że wyszedłem.
-Ona? Kim jest ‘ona’? – zapytała Amy, spoglądając zaciekawiona na Mike. Jeśli powiedziałby kto mu rozkazuje, zagadka sama by się rozwiązała.
-Dowiesz się w swoim czasie. Wyskakuj z ciuchów – mruknął, siadając na krzesełku w rogu łazienki. Amy zacisnęła zęby, czując się bezsilna.
               Mimo wszystko nie miała zamiaru rozbierać się przy obcym mężczyźnie. Nie dbała o to, że kiedyś widział jej ciało. Po prostu nie miała zamiaru i tyle. Ściągnęła buty i skarpetki, po czym wstała z zamkniętego sedesu, na którym wcześniej posadził ją Mike.
-Przepraszam, co ty robisz? – zapytał zainteresowany Mike. Amy spojrzała na niego, mrużąc oczy.
-To, że raz widziałeś moją bieliznę nie znaczy, że możesz zobaczyć ją po raz kolejny – warknęła, niezdarnie wchodząc pod prysznic.
               Kabina była tak okropna, że robiło jej się niedobrze. Zamiast szklanych drzwi była zapleśniała zasłona, kafelki były brudne, a brodzik. Cóż, żył własnym życiem.
               Amy odsunęła zasłonę, starając się jak najbardziej ograniczyć kontakt z takim brudem. Odkręciła wodę i spłukała brodzik na tyle, że mogła w nim stanąć boso. Nie było cudów, ale przynajmniej mogła się umyć.
-Nie umiesz posługiwać się lewą ręką? – zapytał Mike, patrząc na nią z rozbawieniem, jak stara się doprowadzić do porządku prysznic, używając tylko swojej prawej ręki.
-Jakbyście mi jej nie złamali, to może bym potrafiła – odparowała – Masz jakieś mydło, szampon, cokolwiek?
-Jasne – Mike wyciągnął z torby kosmetyczkę i otworzył ją. Wydobył szampon oraz mydło w płynie – Rzuciłbym, ale obawiam się, że nie złapiesz.
               Amy przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Mike podszedł do niej, po czym nachylił się i postawił rzeczy na małej półeczce w środku „kabiny”.
-Miłej kąpieli.
*
               Później nie było już tak swobodnie. Mike musiał ją ponownie związać i zanieść do pomieszczenia, w którym wcześniej przebywała. Tym razem jednak położył pod ścianą koc i usadził ją na nim.
-Ciesz się, że mam pozwolenie, żeby ci trochę polepszyć byt. Zgaduję, że z tamtymi dwoma nie było tak fajnie, co?
-Myślisz, że jak będziesz dla mnie miły to zapomnę o tym, że kiedyś dobierałeś mi się do majtek?
-Tak, taką właśnie miałem nadzieję – przewrócił oczyma Mike.
               Amy nie odezwała się więcej ani jednym słowem. Nawet jak Mike ją nakarmił, nie podziękowała za to. Bo niby za co miała dziękować? Za to, że pomógł ją uprowadzić?  Jedyne na co miała teraz ochotę i odwagę to naplucie mu w twarz. Jednak brała pod uwagę to, że on może być jej ocaleniem, dzięki niemu przynajmniej nie zginie z głodu i zimna.
               -Ta… Więc co u Liama? – Mike rozsiadł się wygodnie w fotelu i wyciągnął paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni swojej zimowej kurtki. Amy spojrzała ponad niego, w ogromne okno. Ono też było nowe. Coraz częściej miała wrażenie, że przygotowania do jej uprowadzenia trwały dłużej niż dwa dni.
-Dlaczego chcesz wiedzieć? – zmrużyła oczy, choć ta czynność dla jej mięśni była nie lada wyczynem. Pięćdziesiąt procent twarzy miała pokryte siniakami na skutek zderzeń i uderzeń.
-No wiesz… Przyjaźń, te sprawy. Poza tym sądziłem, że już nigdy się nie zejdziecie. To nie było coś, że kręciłaś z jego kumplem, a on nie chciał się wtrącać w wasze życie?
               Amy wzięła głębszy oddech i już miała odpowiedzieć na wścibskie pytanie Mike’a, gdy coś jej przeszkodziło. A mianowicie stuk obcasów na spękanych płytkach w pomieszczeniu, które kiedyś zwano przedpokojem.
               Nie musiała długo czekać, by przekonać się kto właśnie zmierza w jej kierunku. Wiedziała to od początku, choć nie miała stuprocentowej pewności. Któż inny mógłby chcieć się na niej zemścić jak nie ona? Przecież to jej Amy zabrała wszystko czego tylko pragnęła ta zachłanna majątku dusza.
-Cześć skarbie, jak się trzymasz?
               Danielle oparła się o ścianę pokrytą wyblakłą, zieloną farbą.
-Okej, skoro już tu jesteś – Mike wstał z fotela i złapał swoją torbę, która stała na posadzce – Mogę już iść i liczyć na to, że przestaniesz mieszać się w moją rodzinę i biznes?
               Dziewczyna spojrzała na swoje wypielęgnowane paznokcie po czym odepchnęła się ramieniem od ściany. Otrzepała tył swojej kurtki i odrzuciła wyprostowane włosy na plecy.
-Cóż z tego będę miała, chłopcze? – uśmiechnęła się, podchodząc do Mike’a. Przejechała palcem po jego policzku po czym przymknęła oczy.
-Nie wydam cię nikomu. Nic, co zrobiłaś, nie wyjdzie poza te mury. Ten wypadek, porwanie… Jej śmierć. Nic, po prostu zapomnę o tym. Tak jak ty zapomnisz o mnie i dasz mi odejść.
               Amy z szeroko otwartymi oczyma przyglądała się zamyślonej Danielle. W głowie kłębiło jej się mnóstwo myśli. Jaki wypadek? Czy to ma związek z wypadkiem Liama? I… Czy to właśnie ją chce uśmiercić? Przecież nic nie zrobiła!
-Dobrze, zniknij mi z oczu. I pamiętaj, że mogę znaleźć cię w każdej chwili. A zatuszowanie kolejnej śmierci będzie banalnie proste.
               Mike skinął głową i rzucił Amy spojrzenie, które mówiło: Przepraszam, nic już nie mogę zrobić. Po czym wyszedł, zostawiając ją sam na sam z psychopatką.
               Danielle uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do Amy. Kucnęła naprzeciwko niej i zajrzała prosto w jej załzawione oczy.
-Jak ci się tu podoba? – zapytała, dłonią wskazując pomieszczenie, w którym się znajdowały – Byłaś tu kiedyś, czyż nie?
               Amy wierzgnęła nogami, chociaż ciężko było je ruszyć gdy były związane. Jednak udało jej się kopnąć Danielle i całkiem szybko przewrócić ją na zimny grunt.
-Czego chcesz ode mnie? – krzyknęła, próbując jakkolwiek wyswobodzić się ze sznurów, które skutecznie ją unieruchamiały. Nawet ból złamanej ręki się nie liczył. Niestety nic nie szło po jej myśli. Danielle wstała szybciej niż się tego spodziewała i natychmiastowo uderzyła ją prosto w twarz, otwartą dłonią.
-Słuchaj gówniaro, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć to masz zamknąć pysk i nie wierzgać jak zapchlone źrebię!
-I tak chcesz mnie zabić, więc może lepiej zrób to od razu, psychopatko – syknęła, gdy pozbierała się po ciosie ze strony Dan. Brunetka zaśmiała się głośno, po czym usiadła na fotelu, stojącym dokładnie naprzeciwko niej.
-Myślisz, że dam ci tę przyjemność? Satysfakcję, że znów dostałaś tego czego chciałaś?
-Nic ci nie zrobiłam!
-Ukradłaś moje życie! Nazywasz to niczym?!
               Pojedyncze zmarszczki pojawiły się na czole Amy.
-W jaki sposób miałabym ukraść ci życie? Bo to mnie wybrał Liam, a nie ciebie?
               Danielle skrzywiła się, ale nie zareagowała niczym innym. Oparła się wygodnie i zacisnęła dłonie w pięści. Przechyliła głowę lekko na prawą stronę i przymrużyła swoje duże oczy.
               W tym samym momencie wibracje w komórce Amy zaczęły uciążliwie dawać znak o nadchodzącym połączeniu. Danielle sięgnęła na mały stoliczek i uśmiechnęła się w zamyśleniu.
-Wygląda na to, że biedny Liam się o ciebie martwi. Cóż, będziesz musiała złamać mu serce. Nie po raz pierwszy zresztą – wzruszyła ramionami, odrzucając połączenie – Myślisz, że wiadomość o treści „Zostaw mnie w spokoju, jesteś jedną wielką porażką. Niszczysz mi życie, nie chcę cię znać!” wystarczy?
-Zostaw go! Przecież i tak się domyśli! – krzyknęła Amy, po raz kolejny walcząc z ciasnymi węzłami.
-Masz rację. Dopiszę jeszcze, że zostajesz na stałe w Mullingar, bo tam jest ojciec twojego dziecka. Ach, właśnie! Co tam u malutkiej kopii Amy Harris? Skarbie popatrz na to z tej strony – jeśli ty umrzesz, to ta mała wciąż będzie wyglądać jak ty. I zapewne będzie tak samo irytująca jak jej biologiczna mamusia. Tak więc, twój ród nie zostanie stracony.
               Danielle wystukała kilkanaście słów na klawiaturze telefonu Amy i z radością patrzyła na potwierdzenie doręczenia wiadomości do Liama. Westchnęła zadowolona, odkładając telefon.
-Chcesz wiedzieć dlaczego tu jesteś? Okej, opowiem ci swoją historię. I tak nikomu jej nie powtórzysz, bo wiesz co…? Już nigdy nie będziesz miała okazji, by z kimkolwiek porozmawiać. Boli, nie?




Damn, jak ja nienawidzę robić z Danielle takiej okropnej osoby. Ale cóż, po prostu o tym nie myślmy XD
Wesołych świąt kurczaczki, żebyście nie przytyły za dużo, bo potem nie będzie chciało się odchudzać *wiem to z autopsji lol* Troszkę spóźnione życzenia, ale lepiej późno niż wcale :)
Z wielką przyjemnością odpowiem na każde wasze pytanie, na moim asku : >>KLIK<< Nie krępujcie się, lubię odpowiadać na pytania :)
PS Nie zapomnijcie, że nowy rozdział pojawi się po 11 komentarzach pod tą częścią! :)

sobota, 12 kwietnia 2014

14.

10 komentarzy = kolejny rozdział! Do biegu, gotowi... START!

           Najbardziej okropny, obrzydliwy, obleśny głos na świecie. Co prawda brzmiał tak odrażająco tylko w jej głowie, ale nie miała żadnych powodów, żeby uważać inaczej. Mężczyzna, który próbował dobrać jej się do majtek. Na szczęście mu się nie udało.
           Wtedy był przy niej Liam. Może nie całkowicie z nią, ale był w pobliżu. I pomógł jej, chociaż nie musiał. Był wtedy kimś innym niż zazwyczaj. Zawziętym dupkiem, który niemalże stracił życie w jednym z wyścigów samochodowych.
-Kochanie, pobudka – rozbawiony głos Mike’a przedostał się przez pancerz bólu, jaki tłumił się w jej głowie. Zresztą nie tylko tam, bolał ją każdy skrawek ciała.
           Minęło już sporo czasu od dziwnej przemiany Liama. Ale wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie zapomnieć tych rozrechotanych głosów, tej bandy kretynów, która stała i tylko patrzyła, jak pozostała dwójka ich dziwnego gangu dobiera się do jakiejś obcej dziewczyny. Imię Mike’a było jedynym jakie usłyszała. I to właśnie ono wryło się najbardziej w jej podświadomość, łącząc się z tym obrzydliwym głosem.
           Chciała wykrzyczeć, jak bardzo się boi. Jak bardzo nie chce być skrzywdzona. Ale cóż mogła z taśmą na ustach? Kompletnie nic.
-Jezu, Mike. Po prostu wyciągnij ją z tego auta za nogi. Nie drocz się, pewnie i tak cię nie słyszy – mruknął facet, który zgarnął ją sprzed jej miejsca zamieszkania.
           Drżała ze strachu o swoje życie. Cholernie się bała, że coś mogłoby zagrozić jej życiu. Ale z drugiej strony to miała być okazja, żeby dostać nauczkę. Taką, po której pamiętało się swój każdy, nawet najmniejszy, błąd.
           Dlatego nie protestowała, gdy któryś z potężnych mężczyzn wyszarpnął ją z auta. Udawała, że jest nieprzytomna, pozwalając sobie tylko na płytki oddech. Ktoś przerzucił ją sobie przez ramię. Jego kości boleśnie wbijały się w brzuch Amy. Wszystko się w niej zaciskało, gdy raz po raz uderzała głowę o plecy mężczyzny, podczas gdy on wesoło podrygiwał. Cieszył się tak, jakby właśnie wygrał los na loterii, a nie niósł porwaną dziewczynę.
           Amy usilnie próbowała wyłapać jakiekolwiek informacje z rozmowy prowadzonej pomiędzy trójką facetów. Niestety jedyne o czym mówili, to jakiś wczorajszy mecz i jego niezadowalający wynik końcowy.
           -A ten faul. Boże, widziałeś jak mu przerąbał w piszczel? – odezwał się Mike, a mężczyzna pod Amy wzdrygnął się na samo wspomnienie.
-Masakra. Myślałem, że się nie podniesie!
           Brunetka chciała krzyknąć na nich. Samo to, że ją nieśli i gadali o jakimś żałosnym meczu bardzo ją irytowało. Chciała wiedzieć czy naprawdę nie mają innych spraw do obgadania, podczas porywania właśnie jej.
           Szli jeszcze chwilę. Pięć, może dziesięć minut słuchania gadki o meczach piłki nożnej. Po tym czasie, jeden z nich  brutalnie rzucił ją na betonową posadzkę. W tym momencie poczuła każdą kość w swoim ciele.
            Jęk sam wydostał się z jej ust, uporczywie tłumiony przez kawał taśmy na jej wargach.
-Patrzcie panowie, księżniczka już się obudziła! – zawołał Mike. Amy usłyszała kroki na twardym podłożu. Ktoś podszedł do niej i ściągnął jej opaskę z oczu. Delikatnie, uważając żeby nie zrobić jej krzywdy. To właśnie najbardziej ją zdziwiło. Czyż nie powinien zerwać tego kawałka szmaty z jej głowy, wyrywając jej przy tym kilka włosów?
           Amy otworzyła oczy, które przyzwyczaiły się do mroku. Zamrugała kilkakrotnie i zauważyła, że kuca przed nią nie kto inny jak Mike.
-Co tam, mała? Mam nadzieję, że nie jesteś zbytnio potłuczona. Ciężko będzie mi patrzeć na twoje nagie ciało – wyszeptał, śmiejąc się cicho. Amy zacisnęła mocno oczy, wyrażając tym samym swoje oburzenie, obrzydzenie i nienawiść w jednym.
           Mike poklepał ją po kolanie i pociągnął ją za ramiona do góry. Usadził ją pod ścianą i wyszedł z pomieszczenia, a za nim podążyła pozostała dwójka ludzi.
           Więzy na nadgarstkach ciągle wpijały się w jej skórę. Czuła, jak każdy ruch dłońmi odbija się na jej skórze tuż powyżej. Okropnie piekły ją ślady, które wciąż na nowo się pogłębiały, przy każdym otarciu sznura.
           Rozejrzała się wokół siebie i natychmiastowo zamarła. Wszystkie wspomnienia, jak jeden mąż wróciły, uderzając ją mocniej niż ten, kto rzucił nią o podłogę.
           „-Liam, co robisz? Puść mnie, kretynie! – pisnęła Amy, śmiejąc się głośno. Liam pokręcił głową, po raz kolejny lekko podrzucając ją do góry. Po chwili jednak postawił ją na ziemi. Ich oczy spotkały się przez moment, po czym oboje odwrócili wzroki. To był jeden z tych beztroskich momentów, gdy jako przyjaciele chodzili na spacery.”
           To właśnie do tej ruiny domu trafili, podczas jednej z wielu wędrówek po lesie. Rozpętała się wtedy burza, a oni planowali zrobić piknik. Tylko we dwoje, rozkoszując się słoneczną pogodą. Niestety zabłądzili, a w tym czasie zdążyło się rozpadać na dobre.
           Patrzyła tępo przed siebie, na miejsce, w którym kiedyś leżeli na kocu i podziwiali padający deszcz. Teraz było sucho, choć wystarczająco zimno jak na tę porę roku. W dodatku od betonowej podłogi ciągnęło chłodem. Amy zadrżała, czując się coraz gorzej.
           Wiedziała, że to nie będą najprzyjemniejsze chwile jej życia. I nic nie mogła z tym zrobić. Mogła tylko czekać na to, że ktoś zacznie ją szukać.
*
           -Lou! Potrzebuję twojej pomocy! -  wołanie Eleanor dobiegło Tomlinsona aż w salonie, gdzie rozmawiał z Zaynem o nadchodzących świętach, nowym roku i kolejnej trasie koncertowej.
           Niebieskooki wstał ze skórzanej kanapy i udał się do kuchni, gdzie El miała parzyć kawę. Czekali jeszcze na pozostałych chłopaków. Jak co roku robili sobie małe spotkanie wigilijne. Siedzieli, jedli, wspominali to wszystko, czego udało im się dokonać w ciągu całego roku. Taka tradycja.
           Tym razem chłopcy mieli przyjść z dziewczynami. Tylko Amy miało zabraknąć. Z tego co mówił Liam przez telefon, postanowiła odwiedzić rodzinę w święta.
           Louis uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że cokolwiek by się nie działo, Amy zawsze pozostawała rozsądną dziewczyną. Dlatego czuł, że wyjazd do Irlandii naprawdę mógłby jej pomóc. W głębi duszy wcale nie była taka, za jaką ostatnio uchodziła.
           Według niego była po prostu zagubioną dziewczyną, której umawianie się ze sławnym chłopakiem przynosiło wiele złego i dobrego zarazem.
           To wszystko bywało tak skomplikowane, te ich relacje naprawdę czasem dawały każdemu w kość. Ale mimo tego wszystkiego, Amy i Liam tworzyli naprawdę zgraną parę. Wydawać by się mogło, że każda minuta bez siebie sprawia im fizyczny ból. To tak jakby ktoś rozdzielił dwie połówki pomarańczy. Osobno nie były już całością, tylko dwiema połówkami.
           -Co się stało? – zapytał jednym ze swoich marudnych barw głosu. Eleanor odwróciła się w jego stronę i oblizała palce z czekolady, która została jej po dekorowaniu ciasta.
-Wstaw naczynia do zmywarki, wyciągnij talerze z szafki, przynieś tacę z salonu i przy okazji posprzątaj ze stołu w jadalni – wyrecytowała brunetka, biodrem zasuwając jedną z szuflad – Ach, no i oczywiście rozłóż tam ten kremowy obrus, który moja mama kupiła nam kiedyś w prezencie.
           Tomlinson uniósł brwi do góry, ale nie skomentował słowem długiej listy żądań swojej ukochanej. Zabrał się za układanie brudnych naczyń w zmywarce. Zamknął drzwiczki, nastawił program i włączył urządzenie.
-W końcu nauczyłeś się obsługiwać zmywarkę. Brawo Tommo, mama byłaby z ciebie dumna – zaśmiała się El, wycierając dłonie w ręcznik papierowy.
-Jak dobrze, że w trasie nie muszę tego robić – klasnął w dłonie Louis, po czym zabrał się za talerze. Wyciągnął dziewięć talerzy, umył pod bieżącą wodą i wytarł. Zaniósł je do jadalni, przechodząc przez salon gdzie Zayn prowadził ożywioną dyskusję ze swoją dziewczyną. Blondynka raz po raz szturchała go delikatnie łokciem, uśmiechając się przy tym szeroko. 
           Patrząc na Malika z perspektywy, Lou widział jak bardzo jest zadurzony w swojej dziewczynie. Nie przeszkadzały mu reprymendy ze strony blondynki, a kuksańce w bok wyraźnie mu odpowiadały. Przede wszystkim strasznie cieszył go fakt, że jego dziewczyna ma identyczną pasję jak on – śpiewanie. Uśmiechali się do siebie czule, żartowali z siebie. Tworzyli parę idealną, choć takich było stosunkowo niewiele na tym świecie.
           Wszystko szło w dobrym kierunku. Tylko na jak długo?
*
           Liam wstał od stołu, przepraszając wszystkich znajomych. Wyszedł do salonu Louisa, wyciągając telefon z tylniej kieszeni spodni. Był strasznie zawiedziony, gdy na ekranie startowym urządzenie nie zarejestrowało żadnej wiadomości ani połączenia nieodebranego. Co prawda usłyszałby dzwonek, ale mimo wszystko miał głupią nadzieję, że Amy odezwie się po przyjeździe do rodziny. Przecież mu obiecała.
           Był pewien, że doleciała. Wczorajszego wieczoru sprawdził jej lot i samolot wylądował na lotnisku o czasie. Przecież nie miała podstaw, żeby do niego nie zadzwonić. A może miała?
           Wątpliwości dość szybko ogarnęły jego umysł, więc postanowił przestać się zamartwiać. Po prostu wybrał numer do Amy, podchodząc do dużego okna wychodzącego na ogród Tomlinsona. Wsłuchiwał się w odgłos połączenia. Raz, dwa, trzy… Siedem, osiem, dziewięć…
           „Cześć, tu Amy! Nie mogę teraz odebrać, jeśli to coś ważnego – zostaw mi wiadomość. Oddzwonię później!”
           Liam ze zrezygnowaniem zakończył połączenie zanim włączyło się nagrywanie wiadomości głosowej. Zablokował ekran i schował telefon do kieszeni. Przez chwilę stał i patrzył w ciemność za oknem.Nie wiedział co działo się u jego dziewczyny, a to było okropnie frustrujące. Mógł tylko czekać, przecież nie pojedzie za nią do Mullingar.
           Wrócił do jadalni, zajmując swoje miejsce obok dziewczyny Nialla. Blondynka z zafascynowaniem oglądała zdjęcia ze ślubu Lou i El. Tak wiele czasu minęło od tego zdarzenia, że nikt nie mógł sobie tego wyobrazić. A wydawało się, że wzięli ślub dwa dni temu. A tu proszę – rok szczęśliwego małżeństwa.
           Kate kopnęła Liama pod stołem. Chłopak uniósł wzrok, nie wiedząc o co chodzi. Blondynka wywróciła oczyma i spojrzała gdzieś pod stół.
           Liam po chwili poczuł wibrację w swojej kieszeni. Sygnał nadchodzącej wiadomości. Wyciągnął telefon i odblokował ekran.
           „Co jest?” zapytanie nadeszło od Kate. Liam uniósł wzrok na blondynkę, która w tym czasie słuchała tego, jak Harry opowiadał swój genialny żart. Uśmiechała się z grzecznością, ale coś w jej postawie mówiło mu, że też czymś się denerwuje.
           „Nie mogę się do niej dodzwonić. Rozmawiałaś z nią?” odpisał, natychmiast odsyłając wiadomość. Kate natychmiast  ją odczytała, przerywając słuchanie swojego chłopaka, który zakończył swój żart bez puenty. Wszyscy byli pod wpływem alkoholu, więc nie śmieszny żart okazał się być wyjątkowo zabawny.
           Blondynka spojrzała na niego, kręcąc przecząco głową. Liam westchnął, wzruszając ramionami. Otworzył nową wiadomość i wystukał kilka słów na wirtualnej klawiaturze.
           „Nie ważne, pewnie jest zajęta. Daj mi znać, jak się odezwie”
           Kate odczytała wiadomość i skinęła głową, posyłając mu pocieszający uśmiech.
           W tym samym momencie Zayn uniósł się ze swojego krzesła. Wziął swój kieliszek w dłoń i podniósł go do góry w geście toastu.
-Proponuję wznieść toast za nasz zespół. Za to, że kiedyś podnieśliśmy ociężałe dupska i udaliśmy się do xFactora. Za to, że zgodziliśmy się być jednym bandem i zajęliśmy trzecie miejsce w programie. Za to, że zaszliśmy tak daleko. No i oczywiście chciałbym jeszcze wznieść toast za nasze piękne kobiety, bez których nie byłoby tak ciekawie! 
           Cała dziewiątka zaśmiała się, unosząc kieliszki w górę. Liam wypił całą zawartość swojego i uśmiechnął się.
           Odezwie się. Przecież nic jej nie zrobił.



Ogłoszenia parafialne!
1. Założyłam aska, na którym możecie zadawać mi pytania dotyczące rozdziałów, opowiadań, bohaterów czy też czego tam sobie zamarzycie. Link podam na dole i w pasku, tam z boku :)
2. ZAPRASZAM WAS NA HIDEAWAY - MOJE NOWE FF, POMÓŻCIE MI JE ROZGŁOSIĆ:)
3. Dlaczego nie komentujecie tak, jak robiliście to kiedyś? Nawaliłam w pisaniu? Powiedzcie mi.
4. Nie wiem jak często będą pojawiać się rozdziały, ale będę starała się wstawiać je w każdy piątek/sobotę. Ostatnio miałam problemy z laptopem, a przy komputerze stacjonarnym nie dane jest mi siedzieć, ze względu na mój kręgosłup i wskazania lekarza. Duh, nawet nie wiecie jak uciążliwe jest pisanie, podczas leżenia na brzuchu. Nie potrafię tak. 
5. Koniec ogłoszeń parafialnych, weyhey!
6. Żartowałam. Postanowiłam was zaszantażować: 10 komentarzy = nowy rozdział!
Trzymam kciuki, see ya! x


sobota, 5 kwietnia 2014

13.

               Brunetka ze zrezygnowaniem opadła na łóżko. Podsunęła się lekko w górę i wlepiła swój wzrok w sufit. Liam chodził po apartamencie w tę i z powrotem. Robił tak od dwóch minut. 
-Przestań tak chodzić, wydepczesz ścieżkę w podłodze – mruknęła, przymykając oczy. Chciała zniknąć, odpłynąć i mieć spokój.
-Nie rozumiem… Jak mogłaś mi nie powiedzieć? Myślałaś, że jak zetrzesz ten pieprzony napis, to co? Sprawa zostanie zamknięta?! 
               Amy zacisnęła usta, nie odpowiadając na jego pytania. Jego kroki ustały. Mówił do niej, cały czas robiąc jej wyrzuty. Jaka to ona jest nieodpowiedzialna, że nie mogą teraz wrócić do Londynu, bo przecież JEJ może się coś stać. 
-Nie obchodzi mnie to, Liam. Chcę wrócić do Londynu, ogarnąć moje mieszkanie i żyć normalnym życiem. Nic mi się nie stanie, uwierz. Straszyć też potrafię. Poza tym, gdyby ktoś zechciał zrobić mi krzywdę, już dawno by to zrobił. 
-Nie wracamy. Nie ma takiej opcji.
-Liam, do jasnej cholery!
-CO? 
               Amy wstała z łóżka i rzuciła mu rozwścieczone spojrzenie.
-Dlatego właśnie ci nie powiedziałam. Bo wiedziałam, że będziesz koło mnie skakał, schowasz mnie w jakiejś dziurze i każesz w niej siedzieć, dopóki „zagrożenie” nie minie! 
-A co innego mam zrobić?! – Liam stał z zaciśniętymi pięściami – Może gdybyś powiedziała mi od razu, siedzielibyśmy teraz na plaży, kompletnie pozbawieni chorych psychopatek! 
-Przepraszam bardzo, ale ta psychopatka nie była moją byłą dziewczyną – warknęła, wyciągając spod łóżka walizkę. Przyniosła z łazienki swoje kosmetyki, zebrała wszystkie swoje rzeczy i po kolei je spakowała. 
-To nie moja wina, dobrze o tym wiesz.
-Moja też nie. Chcę wrócić do mojego mieszkania. Nie podoba mi się tutaj. Po prostu zarezerwuj mi miejsce w samolocie i odpuść. 
               Zasunęła zamek w walizce, po czym postawiła ją na ziemi. Zabrała z krzesła swoje jeansy i biały, zwiewny top z nadrukiem. Przebrała się w łazience. Związała włosy w wysokiego kucyka i wróciła do sypialni. 
               Zastała tam Liama, który również pakował swoją walizkę. Nie spojrzał na nią, gdy przystanęła tuż obok niego. 
- Gdybyś był z Danielle, byłoby prościej, nie? – uśmiechnęła się ironicznie – O której mamy lot?
-O co ci chodzi? – Liam gwałtownie zamknął swoją walizkę – Co mi próbujesz powiedzieć? Że stoję za tym wszystkim?! 
               Brunetka wzruszyła ramionami.
-Sam to powiedziałeś. 
*
               Stanowczo zaprzeczyła, gdy Liam chciał ją odprowadzić do mieszkania, ale tak właściwie to nie miała nic do gadania. Dlatego została odeskortowana prosto pod drzwi swojego azylu, do którego ktoś niedawno się włamał. 
               Jakież wielkie było jej zdziwienie, gdy okazało się, że klucz nie pasował do zamka. 
-Co jest – mruknęła pod nosem. Nacisnęła klamkę i pociągnęła ją w swoją stronę, ale drzwi nie drgnęły nawet o milimetr. 
-To na pewno twoje drzwi? – zapytał Liam. Brunetka przymknęła na chwilę oczy, opanowując zdenerwowanie.
-Nie, wiesz? Pomyliłam mieszkania, bo przecież mieszkam tu od dwóch godzin – warknęła. Liam westchnął cicho, stawiając walizki na ziemi. Amy w tym czasie jeszcze raz spojrzała sfrustrowana na zamek, po czym na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka pomiędzy brwiami. Przed wyjazdem jej drzwi miały inny kolor… Może faktycznie pomyliła mieszkania?
               Odsunęła się kilka kroków do tyłu, sprawdzając numer mieszkania obok drzwi. Wszystko się zgadzało. Co to miało być?
               W tej samej chwili usłyszeli szczęk zamka, drzwi się uchyliły i wyjrzał zza nich zupełnie obcy im mężczyzna. 
-Szukają państwo czegoś? 
-Tak właściwie to ja tutaj mieszkam… - odezwała się Amy. Mężczyzna o włosach koloru jasnego blond zerknął na nią po czym jego twarz rozświetlił uśmiech.
-Proszę wejść – skinął głową, otwierając szerzej drzwi. Brunetka weszła do środka i pierwsze co zrobiła to przystanęła zdumiona. 
               Jej przedpokój wyglądał zupełnie inaczej niż ostatnio. Zamiast komody, stała duża szafa z lustrem. Po lewej stronie od drzwi stał mały stoliczek na korespondencję i klucze. Naprzeciwko wejścia były ciemne drzwi, za którymi była jej łazienka.
-Co tu się stało do cholery? – zapytała, patrząc na podłogę. Zamiast czarnych kafelków, ktoś zamontował tutaj panele. 
-Cóż, remont. Ciężko było, ale daliśmy radę doprowadzić to mieszkanie do porządku – stwierdził mężczyzna, stojący tuż za nią. Amy spojrzała na Liama, kompletnie oszołomiona.
-Kto zlecił ten remont? – syknęła, czując jak krew buzuje jej w żyłach. Bardzo lubiła swój wcześniejszy wygląd mieszkania i nie potrzebowała żadnych nowości. 
-Ja – do przedpokoju wkroczyła zadowolona z siebie Kate – Luke to mój znajomy, więc cena znacznie spadła. 
-Mam pytanie. Czy ktoś cię do cholery o to prosił? 
-Właściwie to nie, ale zawsze mogłam pozwolić, żebyś sama sobie z tym radziła. Rachunek za remont mają wysłać ci mailem czy tradycyjną pocztą? – Kate oparła się o jasną ścianę, uśmiechając się z zadowoleniem. 
-Pocztą. Na adres mojego ojca. Przelew wyślę z Irlandii – warknęła, przejmując swoją walizkę od Liama. Udała się do sypialni. Z ulgą zauważyła, że jedyne co tutaj się zmieniło to kolor ścian i nowy dywan. Wyrzuciła wszystkie ubrania z walizki na łóżko, po czym zaczęła pakować wszystko na nowo.
               W końcu niedługo były święta, a ona zyskała kolejną wymówkę na swoją ucieczkę.
-Ona chciała tylko pomóc… - powiedział cicho Liam, tuż chwilę po tym jak przyszedł za nią do sypialni. Amy spojrzała na niego.
-Wiem. Podziękuję jej później.
-Na pewno chcesz lecieć do ojca? – zapytał, siadając na łóżku. Złapał ją za dłoń i pociągnął w swoją stronę. Usiadła mu na kolanach, przodem do niego, a on objął ją mocniej w pasie.
-Jeśli już mamy wariować na punkcie tego, że Danielle ma jakieś chore jazdy na moim punkcie, to wolałabym robić to z dala od miejsca, w którym jestem na celowniku – położyła głowę na jego ramieniu, przytulając się.
- Przepraszam, że przeze mnie musisz przez to przechodzić – Liam przyciągnął ją do siebie, mocniej przytulając ją do swojego ciała. 
-Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam – szepnęła – Przepraszam, że jestem taka podła dla wszystkich. I za to, że nie widzę nic poza czubkiem swojego nosa.
               Liam pokręcił delikatnie głową.
-Widzisz wszystko poza czubkiem swojego świata. Czasem po prostu każdy potrzebuje skupić się tylko na sobie. Nikt nie ma ci tego za złe.
-Kate ma – westchnęła, odsuwając się od Liama na kilka centymetrów. 
-Nie ma. Zanim wyszła, kazała cię mocno przytulić i powiedzieć, żebyś zadzwoniła do niej, gdy tylko dojedziesz do domu swojego ojca. 
               Niebieskooka skinęła głową, wbijając wzrok w swoje dłonie, które trzymała na brzuchu Liama. Zamrugała kilkakrotnie, pozbywając się słonych kropel z oczu. Kilka z nich nie dało za wygraną i spadło prosto na czarny materiał koszulki jej chłopaka. 
-Nie płacz. Poradzimy sobie z tym, skarbie – szepnął Liam, całując ją w czubek głowy. Amy zagryzła dolną wargę, powstrzymując jej drżenie. Oparła głowę o pierś chłopaka, przymykając oczy. 
-Chciałabym, żeby wszystko było już w normie – wyznała cicho.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo. 
               Amy spojrzała mu prosto w oczy i wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, że i w nich lśnią słone łzy. 
-Damy sobie radę, tak? – szepnęła, patrząc na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Nie pozwolę cię skrzywdzić. 
               Brunetka mimowolnie uśmiechnęła się czule. 
-Kocham cię. Bardziej niż wszyscy twoi fani razem wzięci – wyprostowała się i pocałowała go delikatnie w usta.
-Bardziej? – uśmiechnął się, kładąc dłonie na jej plecach.
-Mhm – wymruczała, również się uśmiechając. Ich nosy delikatnie się ze sobą zetknęły. Amy przymknęła oczy, oddychając miarowo. Przy Liamie wierzyła, że wszystko będzie dobrze.
               Jak później miała się przekonać, wiara była matką idiotów. 
*
               -Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby ktoś odwoził cię na lotnisko? – zapytał Liam, podnosząc swoją walizkę z podłogi w przedpokoju. Amy pokręciła głową, opierając się ramieniem o ścianę. Lekko wilgotne kosmyki opadały na jej biały szlafrok. Zimny prysznic działał cuda. A zwłaszcza, jeśli brało się go z ukochanym mężczyzną. 
               Liam postanowił wrócić do swojego mieszkania i dać Amy w spokoju się spakować. 
-Poradzę sobie. Zamówię taksówkę – uśmiechnęła się delikatnie. Liam spojrzał na nią, upewniając się, że zostawia ją w dobrym nastroju.
-Dam ci znać, jak policja już ją zamknie – powiedział. Amy skinęła głową, pochodząc do chłopaka. Pozwoliła, by mocno ją przytulił. 
-Idź już, bo jeszcze zmienię zdanie i zostanę w Londynie – uśmiechnęła się. Liam po raz ostatni pocałował ją czule, po czym odsunął się na krok. 
-Widzimy się niedługo – obiecał, po czym wziął walizkę i wyszedł. Amy zamknęła się od środka, po czym oparła się o drewnianą płytę.
               Nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem. Co prawda miała plan, żeby jechać do Mullingar, ale coś podpowiadało jej, że to nie będzie przyjemny wyjazd. 
               Udała się do swojej sypialni i spakowała jeszcze jedną parę spodni. Cieszyła się, że wszystkie prezenty dla rodziny już kupiła. Miała je wysłać kurierem, bo przecież w tym roku na święta postanowiła zostać w Londynie. 
               Bilet miała zabukowany, do lotu pozostała ponad godzina. Chciała zrobić rodzinie niespodziankę, dlatego nie informowała ich o swoim przyjeździe. 
               Pośpiesznie przebrała się w czarne skórzane spodnie i czerwoną koszulę w kratę. Darowała sobie jakikolwiek makijaż i tak zostało jej niewiele czasu. Spryskała się perfumami, założyła buty, kurtkę. Wzięła swoją walizkę i znalazła klucze, które Kate zostawiła na stole w kuchni. Wyszła z mieszkania, zamykając drzwi. Upewniła się, że są na pewno zamknięte. 
               Zjechała windą na dół, chowając w torebce klucze. Jej dziwne samopoczucie coraz bardziej dawało się we znaki. Chociaż była sama w windzie, czuła się tak, jakby ktoś ją obserwował. 
               Wysiadła na parterze, wysuwając rączkę z walizki. Wychodząc z budynku, wyciągnęła telefon z kieszeni. Wybrała numer i zadzwoniła, by zamówić sobie taksówkę. Kobieta po drugiej stronie oznajmiła, że wyśle kogoś. Kazała jej również poczekać pięć minut. 
               Pięć minut wystarczyło dla postronnego obserwatora. Chwila nieuwagi ze strony Amy była jej kompletną zgubą. Nie zorientowała się kiedy z budynku obok wyszedł postawny mężczyzna. 
               Zbyt niechlujnie ubranego jak na mieszkańca tego osiedla. 
               Minął ułamek sekundy, a już był za nią. Jego silne ramię zacisnęło się pod jej szyją. Duża dłoń zatkała jej usta i jednocześnie przysłoniła jej oczy. 
               Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Czuła okrągły brzuch na swoich plecach. Nie mogła oddychać. Wyrywała się. Na próżno.
-Przestań się wyrywać księżniczko – warknął jej prosto do ucha. Głos miał równie obrzydliwy jak i zapach. Wepchnął ją do jakiegoś pomieszczenia, pozwalając by przejęły ją inne, zręczne ręce. Na oczach ktoś zawiązał jej opaskę, ściskając odrobinę za mocno. Jedyne co zdążyła zobaczyć, to wnętrze białej furgonetki, którą wcześniej widziała pod kamienicą.
               Jej usta zostały zaklejone taśmą. Ręce i nogi skrępowane. 
-Jedziemy się zabawić, kochanie – mruknął zupełnie inny głos niż poprzednio. Niewątpliwie należał do osoby płci męskiej. Był dość wysoki jak na mężczyznę, choć daleko było mu do damskiej barwy. 
               Amy krzyczała, ale jej głos skutecznie tłumiła taśma. Jedyne co mogła, to oddychać. Stęchłe powietrze drapało ją w gardło. 
-Przestań wierzgać, bo będę zmuszony dać ci klapsa. A w taki tyłeczek, to tylko przyjemność.
               Brunetka natychmiastowo znieruchomiała. Zrobiło jej się niedobrze. Kim oni byli? Czego chcieli? Przecież nic do cholery nie zrobiła!
               Dwóch mężczyzn wyszło z furgonetki. Ktoś wrzucił do środka coś ciężkiego. Amy mogła to poczuć na swojej nodze. Najwyraźniej to była jej walizka. W jednej chwili gorzko pożałowała tego, że zapakowała tyle rzeczy. 
               Drzwi samochodu zatrzasnęły się z hukiem. Po chwili auto lekko zadrżało. Kolejną minutę zajęło jej zorientowanie się, że ruszyli gdzieś, w nieznanym kierunku. 
               Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, a serce waliło nerwowym rytmem. Bała się jak cholera, ale nie mogła zrobić nic. Próbowała wyswobodzić się ze sznurków, które ściskały jej przeguby. Niestety nic nie było takie proste, gdy ręce miało się z tyłu. 
               Jechali jakiś czas, który wydawał się dla niej wiecznością. Nie miała żadnego punktu podparcia, więc przy każdym gwałtownym zatrzymaniu się samochodu, upadała na nowo na podłogę. Czuła się okropnie, łzy same spływały po policzkach. Nie mogła kontrolować żadnego ze swoich ruchów. 
               Płakała z bólu. Kolejny raz uderzając głową o coś twardego, czuła, że już nie potrafi dalej utrzymać swojej przytomności. 
               Zamknęła oczy i pozwoliła sobie odpłynąć w sen, z którego obudził ją tylko jeden głos.
               Ten, którego nie chciała już nigdy więcej słyszeć.



Nie mordujcie mnie, bardzo was proszę:(
Po prostu wyobraźcie sobie, że ktoś okrada wasze mieszkanie, a wy spokojnie siedzicie na jakichś super wakacjach, mając kompletnie gdzieś, kto włamał się do waszego miejsca zamieszkania. Nie da się, nie? 
Jak przystało na liczbę 13 - musi być pechowo. To znaczy nie musi, ale zgonię wszystko na tę liczbę! :)
Komentujcie kochane, proszę. To dla mnie bardzo wiele znaczy, a jest was tak niewiele pod rozdziałami, że mam wrażenie, iż już wgl wam to się nie podoba.
Popatrzcie na osoby które informuję,osoby które obserwują tego bloga, a na liczbę komentarzy. To boli no:(
DO ZOBACZENIA!
KOMENTUJCIE!!