-Liam… Liam!
-Co? – chłopak poderwał głowę do góry, słysząc głos swojej dziewczyny.
-Zasnąłeś, a film nawet się nie skończył – mruknęła rozczarowana. Pociągnęła łyk czerwonego wina, które otworzyli do kolacji.
-Ja? Nie, ja się zamyśliłem – wymamrotał, poprawiając się na miejscu. Amy wywróciła oczyma, odstawiając pusty kieliszek na czarny stolik.
-Chrapałeś jak zepsuty traktor.
-Nie prawda! – Oburzył się, biorąc swój kieliszek do dłoni. Amy uśmiechnęła się delikatnie, doskonale wiedząc, że on ma rację. Wyłączyła telewizor, nie mając ochotę na dalszą część filmu. Było późno, a jej organizm stanowczo domagał się porządnej dawki snu. Następnego dnia musiała wstać z samego rana. Jeden z podopiecznych Domu Dziecka wyprowadzał się do lokum socjalnego, by w końcu rozpocząć samodzielne życie. Bez rygorystycznych zasad sierocińca.
-Idę spać. – Oznajmiła, wstając z kanapy. Liam mruknął coś pod nosem, najwyraźniej niezadowolony – Ty masz wolne, ja muszę pracować.
-Nie mam wolnego. Jutro lecimy do… Gdzieś tam, sam nie wiem gdzie.
Amy usiadła z powrotem na kanapie. Spojrzała na Liama smutno.
-No i znowu zostanę sama – wydęła dolną wargę, udając smutną.
Liam nachylił się i musnął jej szyję wargami, wilgotnymi od czerwonego wina. Przejechał delikatnie językiem po jej skórze, przyprawiając ją o gęsią skórkę.
-Wrócę za dwa dni. – Mruknął, zsuwając ramiączko jej bluzki. Amy zaśmiała się cicho. Mimo wszystko postanowiła się nie poddawać.
-Jestem zmęczona. – Westchnęła, poprawiając bluzkę. Liam spojrzał na nią spod rzęs. Wywrócił oczyma i złapał ją pod uda, po czym jednym zwinnym ruchem rozsunął jej nogi i położył je na swoich udach. Amy podsunęła się delikatnie, oplatając go nogami w pasie.
-Lecę jutro o 12. – Oznajmił, pochylając się nad nią. Kilka kolejnych pocałunków spoczęło na jej ciele. Z każdym jednym czuła się coraz bardziej pewna siebie. Rozpięła zamek w bluzie Liama, paznokciami przesuwając po materiale koszulki, którą miał pod spodem.
-A co jeśli ktoś mnie porwie przez te dwa dni? – Zażartowała. Liam przerwał swoje pocałunki, odsuwając się na kilka centymetrów od jej twarzy.
-Załatwić ci ochronę? – Amy obserwowała jak wyraz jego twarzy diametralnie przechodzi przemianę. Liam stał się poważniejszy, a może nawet zbladł? Zaśmiała się cicho, przykładając opuszki palców do jego twarzy.
-Żartowałam. – szepnęła, przesuwając delikatnie dłonią po jego ogolonej szczęce.
-Nie. To jest dobry pomysł. Zadzwonię do Paula, on coś wymyśli. – Wymamrotał, wyciągając telefon z tylnej kieszeni. Zdjął jej nogi ze swoich po czym wstał i podszedł do okna, jednocześnie przykładając urządzenie do swojego lewego ucha.
Amy w duchu poprosiła Boga o cierpliwość. Po chwili jednak wstała i podeszła do Liama, bez żadnego uprzedzenia wyrywając mu telefon z dłoni.
- Żar to wa łam – przełożyła wyraz na sylaby, po czym zakończyła połączenie wychodzące.
-Nie rozumiesz. Nie wziąłem to pod uwagę. Dobrze, że to powiedziałaś… - wymamrotał ponownie, próbując zabrać jej telefon. Spojrzała na niego jak na idiotę, po czym rzuciła urządzenie za siebie, słysząc jak z cichym plaskiem pada na kanapę.
-Masz gorączkę. – skwitowała, zakładając ręce pod piersiami – Masz chwilę na decyzję. Albo mówisz mi co chodzi ci po tej główce, albo idę spać.
Liam spojrzał na nią, wzdychając ciężko. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, by nic nie mówić, zmienić temat, uśmiechnąć się i powiedzieć, że po prostu dba o jej bezpieczeństwo.
Ale nie potrafił dłużej kryć tego, jak bardzo martwi się o jej zdrowie, życie. To wszystko stawało się tak cholernie chore, że nie miał siły udawać, iż to wszystko go nie przeraża. Te wiadomości, maile, listy. Wszystko składało się na jedno.
Miał ją zostawić, albo pożałuje tego wszystkiego.
I choć minęło niewiele czasu, odkąd postanowili być znów razem, otrzymał tyle złych wiadomości, że bał się zostawiać ją samą. Dlatego przyszedł po nią tego wieczoru. Nastraszył ją, badając czy będzie potrafiła się obronić przed napastnikiem.
-Liam? – Amy zaniepokojona stanęła na palcach, nieśmiało zaglądając w jego czekoladowe oczy. – Ręce ci się trzęsą. Wszystko w porządku?
Niebieskie oczy z uwagą śledziły jego każdy najmniejszy ruch. Powoli pokręcił głową, odpowiadając na jej wcześniejsze pytanie.
-Usiądziesz? – Zapytał cicho, wskazując na kanapę. Amy spojrzała na niego podejrzliwie lecz wykonała polecenie, niecierpliwa wyjaśnień. Liam odsunął kieliszki na drugi koniec stolika, po czym delikatnie na nim przysiadł, by móc powiedzieć jej prawdę prosto w oczy.
Prawdę, która prawdopodobnie będzie ostatnim gwoździem do jego trumny.
-Wtedy, tamtego wieczoru gdy się pokłóciliśmy. W Nowym Jorku, pamiętasz? – kiedy uzyskał twierdzącą odpowiedź, postanowił kontynuować swoją wypowiedź. – To wszystko było ustawione.
Spojrzał na nią niepewnie, ale nie uzyskał ani jednego słowa odpowiedzi.
-Miałem zejść do ciebie, udawać, że wszystko gra. Po chwili musiałem znaleźć jeden błahy powód, dla którego opuszczę twój pokój, zostawiając cię po kłótni samą. Wszystko było ukartowane, każda chwila pobytu w Nowym Jorku. Oprócz tej, w której pojawiłaś się na MSG. Zrobiłaś mi niespodziankę, ucieszyłem się. Ale później pojawiła się ona… No i po moim szczęściu.
-Czekaj… Nie łapię. – wtrąciła Amy, czując jak serce zaczyna jej szybciej bić. Czyżby Liam postanowił po raz kolejny złamać jej serce?
-Przyszła, wyłożyła karty na stół. Chwila decyzji, albo zrobi ci krzywdę… - Liam urwał, pochylając głowę w dół. Widziała jak przykłada dłoń do ust, powstrzymując jęk, przekleństwo lub cichy szloch. Nie potrafiła go teraz przytulić. Czuła się sparaliżowana.
-Liam… Ty bredzisz? Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? – wyszeptała w końcu. Reakcja nadeszła szybko. Chłopak poderwał się ze stolika, odchodząc kilka kroków dalej. Jedna ze ścian przyjęła na siebie cios jego pięści.
-Tyle razy widziałaś mnie, gdy byłem chory. Nie bredzę, rozumiesz? Nikt o tym nie wie. Nikt.
Kolejny cios tym razem przyjął blat komody. Jeszcze nigdy nie widziała go tak sfrustrowanego.
-Wiesz jak łatwo poszło? Przyszłaś na górę, wyżalić się Zaynowi. Ona usłyszała twój głos na korytarzu i wypchnęła mnie za te cholerne drzwi. Nie miałem prawa nic powiedzieć. Żadnego kurwa prawa! Później przeprosiłem cię, byliśmy razem. Miałem ją gdzieś. Nadzieja wkradła się za szybko i może to znów pokrzyżowało mi plany. Chwila przed ślubem Louisa. Jechałem po ciebie. Dzwonek do drzwi, stukanie. Waliła w nie jak opętana. Boże, gdybym wiedział wcześniej… Gdybym wiedział.
Łzy przerażenia wkradły się do jej oczu, kiedy próbowała powstrzymać dreszcze. Dlaczego? Przecież nigdy, przenigdy nie zrobiła na złość tej kobiecie. Dlaczego akurat padło na nią?
-A potem… Wiesz jak było. Nie miałem wyjścia. Twoje życie jest dla mnie cenniejsze niż wszystkie inne istnienia tego świata, rozumiesz? Ja… Nie mogłem dopuścić, żeby zrobiła ci krzywdę. A tymczasem… Przysporzyłem ci więcej kłopotów, zostawiając cię kompletnie samą. Nie zasługuje na to, żeby stać tu teraz i wiedzieć, że znów mam twoje zaufanie.
Głęboki oddech jaki wzięła, przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzała w tym kierunku, ale nie ruszyła się o milimetr. Nie interesowało ją kto stoi za drzwiami. To było mało ważne.
-I co teraz? Nie da nam spokoju, dopóki nie będzie cię miała? – zapytała, odzyskując aparat mowy. Liam pokręcił głową.
-Nie pozwolę, żeby znów mnie szantażowała. Każde słowo było kłamstwem. Nie potrafi odpuścić tego, że wraz ze mną straciła lepszy życiowy standard. Zachowuje się jak psychopatka. Grozi mi. Właściwie nie tyle co mi, ale tym, że pożałujemy tego oboje. Boję się, że wrócę do domu i dowiem się, że leżysz w szpitalu, bo ta wariatka zrobiła ci krzywdę…
Pukanie do drzwi stało się jeszcze głośniejsze niż pięć sekund temu. Amy spojrzała w tamtym kierunku, zastanawiając się kto mógłby chcieć czegoś od niej o tej godzinie.
Ułamek sekundy wystarczył, by jej mózg podsunął jej przerażającą wizję Danielle, walącą do jej drzwi.
-Amy, wiem, że tam jesteś! – usłyszeli oboje, a Amy mogła odetchnąć z ulgą.
-Porozmawiamy potem. – szepnęła do Liama, wskazując mu by usiadł na kanapie i włączył telewizor. Podchodząc do drzwi, poszczypała skórę na policzkach by przynajmniej nie wyglądać na przerażoną. Przelotnie spojrzała w lusterko, by upewnić się, że nie ma zapłakanych oczu.
Otworzyła drzwi, ziewając przeciągle.
-Cześć Zayn. – uśmiechnęła się delikatnie, wpuszczając chłopaka do środka – Co cię do mnie sprowadza o tak późnej porze?
-Dlaczego nie otwierałaś? – zapytał, ściągając płaszcz i wieszając go w przedpokoju.
-Usnęłam przed telewizorem… - skłamała dość sprawnie. Zayn spojrzał na nią, wzruszając ramionami.
- Lecimy jutro do… Jakąś dziwną nazwę ma to miasto, nie ważne. W każdym bądź razie wróciłem przed chwilą z urlopu i wpadam sprawdzić jak sobie radzisz.
-Dobrze… Nawet bardzo dobrze. – tym razem nie skłamała, bo czuła się lepiej gdy miała Liama przy sobie. Zwłaszcza wiedząc, że ta wariatka może czaić się na nią za rogiem.
Zayn uśmiechnął się, wchodząc do salonu. Amy podążyła za nim, czując jak serce zaczyna jej mocniej walić. W głębi ducha szykowała się na ostrą reprymendę, ale się nie doczekała.
-Cześć Liam. Co oglądacie? – Zayn usiadł na kanapie obok Liama, jak gdyby nigdy nic. Amy rzuciła mu roztargnione spojrzenie, ale on udawał, że tego nie zauważył.
-Nic konkretnego. Jak wycieczka? – zapytał Li, spoglądając na przyjaciela z uśmiechem. Niebieskooka uniosła brwi do góry, widząc jak szybko jej chłopak potrafił zamaskować cały swój wewnętrzny świat uczuć.
-O, stary! – uniósł brwi do góry Zayn, po czym mrugnął do Liama. Ten zaśmiał się i lekko szturchnął go w ramię.
-Mam rozumieć, że dobrze? – zapytał przez cichy śmiech.
-Człowiek od razu inaczej patrzy na rachunek, jeśli widzi jaki zakup dokonała jego kobieta.
-Boże, co za… - uniosła wzrok do góry Amy, ale delikatny uśmiech wkradł się na jej usta. Postanowiła się rozluźnić i tak nie mogła pokazać Zaynowi, jak bardzo się martwi – Powinnam mieć jeszcze butelkę wina, ktoś chętny?
Zayn i Liam uśmiechnęli się do siebie, ochoczo kiwając głowami. Amy uśmiechnęła się szeroko, wychodząc do kuchni po wino i dodatkowy kieliszek.
Nic tak bardzo nie niszczyło jak udawanie, że wszystko gra.
Troszkę krótałkę, ale jakoś nie potrafię tego bardziej rozwinąć.
Ot nadeszło wyjaśnienie, dlaczego właśnie "Blackmail"
Danielle to mała, wyrodna szantażystka, która usilnie chce zepsuć związek Am i Liasia. A to czy jej się uda... Dowiecie się później :) To nie jest pierwsza niespodzianka jaką dla was szykuję, więc ten... Czekajcie z niecierpliwością, a będzie coś... Na co czekam od dawna.
Prywatnie (poza ff) bardzo kocham Danielle. W życiu bym nie wpadła na to, żeby tak brutalnie wykorzystać jej postać w opowiadaniu, ale niestety... Ktoś musi być ten zły i padło na Dani. Przepraszam Peazer, mam nadzieję, że się nie gniewasz. I still love you, chociaż i tak tego nie czytasz.
KOMENTUJCIE :)
UWAGA!
Chciałabym was zaprosić na moje świeżutkie fanfiction, tym razem z Zenem w roli głównej. Tego jeszcze nie było, mam nadzieję, że pomysł jest jak najbardziej trafny i uda mi się tak jak udaje mi się z Blackmail. Proszę Was więc, żebyście zajrzeli i skomentowali. To niewiele, bo zaledwie prolog i rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że zajrzycie. :)
>>HIDEAWAY<< (klik z boku jbc haha)
Jaki cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita ! <3
OdpowiedzUsuńMyślałam, ze będę pierwsza, a mnie tu już dwie osóbkyy zdążyły wyprzedzić, focham się! :(
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, krótki, ale jest świetny! W ogóle, to cały czas zastanawiałam się dlaczego właśnie blackmail, w poprzednim rozdziale myślałam "cholera, to już siódmy rozdział, a dalej mało się dzieje", dosłownie! Ale tutaj proszę! Pewna część sprawy wyjaśniona. Trochę to potrwa zanim wybaczę ci zrobienie z Danielle szantażystki jednakże uważam, że opowiadanie z takim rozwojem akcji może być naprawdę ciekawe! A więc czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, gdyż ciekawa jestem czy (jeśli już chłopcy wyjadą) Danielle zrobi coś Amy. Cholerkaaa, z niecierpliwością czekam na dziewiątkę!
Buziaczkyy ♥
Wiem jak trudno było zrobić z Danielle wredną sukę, bo to do niej nie pasuje :-) Też bardzo ją lubię.
OdpowiedzUsuńJednak kreowana przez Ciebie postać, grubo przegięła. Tytuł się wyjaśnił, ale Amy nadal jest w niebezpieczeństwie. Nie dziwię się, Liam chciał załatwić jej ochronę. Pewnie i tak dopnie swego.
Jak widać Zayn cieszy się ze szczęścia przyjaciół. Oby trwało jak najdłużej.
Całuję <3
Nowość u mnie :-)
@Gattino_1D
Jejku myślałam że Liam w tym opowiadaniu to skończony idiota a tak na prawde on chciał żeby jego ukochana była bezpieczna. Aww to takie urocze. Jednak Amy nadal jest w niebezpieczeństwie. Tak bardzo kocham Dani ale w ff grubo przegięła. Pozdrawiam see ya~ @onlyxbelieve
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTaki charakter i postępowanie kompletnie nie pasuje do Danielle, ale w końcu ktoś musiał otrzymać tę gorszą rolę. Cieszę się bardzo, że Liam w końcu powiedział Amy prawdę o tym, co działo się wokół nich. Dobrze, że dziewczyna dowiedziała się, iż Payne nie zostawił jej, bo przestał ją kochać czy jeszcze coś innego. Został do tego zmuszony szantażem, a życie Amy było ważniejsze od czegokolwiek innego. Liam naprawdę ją kocha i życzę im wszystkiego dobrego, choć wiadomo, że Danielle nie odpuści sobie tak łatwo. Czekam na rozdział kolejny, pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńHehehehe, a ja już wcześniej ogarnęłam, dlaczego taki tytuł :D Widzisz, jaka jestem sprytna? :P
OdpowiedzUsuńI naprawdę się cieszę, że Liam w końcu powiedział Amy prawdę! W przeciwnym razie nic by z tego nie wyszło - znowu, co z pewnością by mi złamało serce, a tego chyba byś nie chciała, nie, misia? :D W sumie to, co powiedziała, stało się naprawdę dobrym pretekstem do tak poważnej rozmowy. Może teraz będzie ostrożniejsza? Mam taką nadzieję... Mam też nadzieję, że Liam szybko do niej wróci :)
Ja też nie mogę się pogodzić z rolą Danielle jako czarnego charakteru - bo ej, ona jest taka słodka! Ale cóż, ktoś musiał, a i tak kreujesz ją idealnie i nie mam żadnych zastrzeżeń :) I kocham Twojego Zayna - zachował się jak gdyby nigdy nic, co mnie trochę zdziwiło, ale również rozbawiło. Cieszę się, że przynajmniej są teraz razem, może dzięki temu Peazer nie uda się wypełnić swojego planu... Oby. ILY <3