sobota, 4 stycznia 2014

03.

                Nie miał pojęcia ile upłynęło od jego ostatniego trzeźwego ocenienia sytuacji.
                Nie potrafił wyrzucić z siebie tego bólu.
                Nieopisanego, rwącego bólu.
-Liam? Jesteś tam? Stary, wszystko w porządku? – pukanie do drzwi rozbudziło jego otępiałe zmysły. Uszczypnął się kilka razy w twarz, żeby pobudzić krążenie krwi. Wyglądał zbyt blado jak na kogoś, kto kąpał się ostatnie kilka godzin.
-Tak Niall, wszystko w porządku. – otworzył drzwi i wyszedł z łazienki, wymijając sfrustrowanego blondyna.
-Nie zaczynaj znowu. Już raz widzieliśmy cię w takim stanie. Nie każ nam znowu tego oglądać. Ogarnij się, błagam. Jak nie dla nas… Zrób to dla fanów. Chyba jeszcze coś dla ciebie znaczą, prawda?
                Obrócił się na pięcie. Miał okropną ochotę uderzyć go w twarz. Jak mógł w to wątpić? Oczywiście, że znaczą! Cholernie wiele dla niego znaczą!
-Nic mi nie jest, po prostu… Wiesz. – wskazał głową na łazienkę.
-Nie wiem. I nie mam pojęcia dlaczego znowu nawalasz. Ale nadejdzie dzień w którym się dowiem. A wtedy nie zostawię na tobie suchej nitki. Obiecuję.
                Liam skinął głową i udał się do swojej sypialni. Nie pozostawało mu nic innego jak wziąć swoją kurtkę, kartę do apartamentu, papierosy i pieniądze, i po prostu wyjść.
                Jutro jego mieszkanie powinno być do użytkowania, po gruntownym sprzątaniu, więc w końcu będzie mógł odpocząć.
                Przyjechali do Londynu dwa dni temu, a już tyle się wydarzyło.
                Nawet nie wiedział co u niej słychać. Jedyne co wiedział to, że wyszła ze szpitala na własne żądanie. Podsłuchiwał wczoraj, jak Harry opowiada wszystko chłopakom.
-Halo – rzucił oschle do telefonu.
-Kochanie, zastanawiam się w jakim kolorze ubierzemy naszą choinkę w tym roku. Waham się między niebieskim a srebrnym. Jestem w sklepie i wybieram ozdoby. Jak  myślisz? – Danielle zaszczebiotała wesoło. Serce mu się ścisnęło, żołądek skurczył. Miał wrażenie, że zwymiotuje na kostkę. Siedział właśnie na ławce w parku i próbował poukładać myśli.
-Niebieski. – powiedział. Z całej siły przygryzł dolną wargę. Nie płacz stary, faceci nie płaczą.
-Wszystko w porządku, kochanie? Zaprosiłam dzisiaj twoją rodzinę do nas na święta. Twoja mama była wniebowzięta.  Nie gniewasz się na mnie?
-Nie.
-Na pewno niebieskie? – upewniła się. W tyle dało się dosłyszeć szum, jaki robili ludzie w sklepie.
-Tak. Ruth lubi niebieski. Muszę kończyć.
-Do zobaczenia jutro, kocham cię.
                Rozłączył się bez słowa. Położył telefon obok siebie. Odchylił głowę do tyłu, tępo patrząc w ciemne niebo.
                Niebieski. Bo jej oczy są niebieskie. Dlaczego nie możesz tego zrozumieć, Dan?
*
                -Lucy, co ty robisz? – zapytała spokojnie Amy. Para zielonych oczu spojrzała na nią przerażona.
-Ja… Ja… Jjj…
-Wiesz, że wystarczyło mi powiedzieć? Przyniosłabym ci coś słodkiego, nie musisz go podbierać ukradkiem z kuchni. – skarciła ją delikatnie dziewczyna. Czarne loczki podskoczyły do góry, po czym opadły na dół, gdy Lucy gwałtownie skinęła głową.
-Przepraszam… - wymamrotała. Amy uśmiechnęła się niczym kochająca matka.
-Nic nie szkodzi. Bierz te ciasteczka i zmykaj, nim zobaczy cię pani dyrektor. – mrugnęła do niej. Siedmiolatka pokazała jej swoje niepełne uzębienie, w szerokim uśmiechu. Cmoknęła ją w policzek i uciekła do swojego pokoju, pod pachą dzierżąc opakowanie orzechowych ciasteczek.
                Przynajmniej tym mogła sprawić, że Lucy była szczęśliwa. Rodzice porzucili ją zaraz po urodzeniu. Trafiła tutaj z miejscowego szpitala, gdy miała dwa miesiące. Całe życie w sierocińcu.
A ty narzekasz, że masz okropne życie, parsknęła śmiechem jej podświadomość.
                Amy pokręciła głową i zgasiła światło w kuchni. Założyła swój płaszczyk i zapięła każdy guzik. Owinęła szyję kremowym szalikiem, wzięła swoją torbę i wyszła z budynku.
                Minęło kilka dni od ostatniej kontroli Zayna.  To znaczy, dzwonił do niej w porze każdego posiłku i prosił, żeby zjadła choćby jedną kanapkę. Czasem jadła, czasem nie. Nie zależało jej, jak kiedyś.
                Szła ulicami Londynu, rezygnując z jazdy metrem.  Jak zwykle, umilała sobie spacer papierosem. Będzie musiała wyjść jeszcze raz. Batman też potrzebował świeżego powietrza.
                Ten mały demon zdemolował jej ostatnio pół salonu. Musiała wybrać się do sklepu i kupić jakieś poduszki pasujące do kanapy, bo te, które miała… Już dawno przestały wyglądać jak poduszki.
                Ale cieszyła ją obecność tego szczeniaka. Był jej tęczą, która pojawia się po deszczu. Powoli zaczynała wychodzić na prostą. Jedenaście miesięcy to długi okres czasu, ale w końcu postanowiła zrobić coś ze swoim życiem. Po to przynajmniej, żeby Kate przestała na nią krzyczeć. Głowa jej pękała od nieustannych upomnień, westchnień i ostrych reprymend. A mówili jej, że przestała być dzieckiem z chwilą ukończenia 16 roku życia.
                Uniosła wzrok i natychmiast tego pożałowała.
-Amy, jak dobrze cię widzieć, kochanie! – głos przepełniony sztucznością. Odruch wymiotny? Nie, obiecała Zaynowi, że nie będzie.
-Cześć Danielle… - wyciągnęła kąciki ust w nieszczerym uśmiechu. – Liam. – skinęła uprzejmie głową w jego stronę.
-Cześć. – spuścił głowę. Bał się jej? Wstydził? O co chodzi?
-Jak leci, słońce? Słyszałam, że zwari… Że miałaś gorsze dni. Coś się stało? – uprzejmość z ust tej dziewczyny naprawdę przyprawiały ją o mdłości. Wyrzuciła w połowie spalonego papierosa i zdeptała go butem.
-Życie. – wzruszyła ramionami. – Muszę już lecieć…
-Poczekaj. Musimy się umówić na kawę!  Może jutro? – zaproponowała Danielle, władczo łapiąc Liama za rękę – Co ty na to, kochanie?
-Wiesz co, Dan… Może innym razem. Idę jutro z Kate na zakupy świąteczne. Wiesz, prezenty, te sprawy… - uśmiechnęła się ponuro.
-To może ja też się z wami zabiorę? Jeszcze nie mam prezentu dla Liama.
-Zdzwonimy się. – skinęła głową i jak najszybciej odeszła.
                CO TO DO CHOLERY BYŁO?
                Czekoladowe oczy z nadzieją odszukały szczupłą sylwetkę, która oddalała się w przeciwnym kierunku. Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe oglądanie się za siebie, niż kilka sekund, bo ktoś tu urwałby mu głowę.
Obejrzyj się… Obejrzyj, proszę… wydukał cicho w myślach. Po ułamku sekundy zobaczył, że delikatnie obraca głowę w ich stronę. Chciał coś krzyknąć, pomachać, pobiec do niej, przytulić… Tak bardzo mu jej brakowało. Każdy oddech, każdo mrugnięcie… To wszystko nie miało sensu, jeśli nie robiło się tego dla kogoś, kogo się kocha. Ale nie mógł zrobić nic więcej, niż odwrócenie się z powrotem w kierunku ich marszu.
                A trwało to może dziesięć sekund.
*
                Do domu wróciła kwadrans później. Uspokojona,  obojętna, wyciszona. Zabrała psa na krótki spacer, po czym wrócili do domu, żeby zjeść jakąś kolację.
                Nie jadła nic cały dzień. Jeśli teraz nic nie zje, jutro zemdleje. A miała przyjść do niej Kate. Wolała nie ryzykować gniewu, zawartego w ponad 1.60m wzrostu. Miała dość ciągłego krzyczenia.
                Usiadła na kanapie z miską ledwo wypełnioną cienkim pieczywem. Ugryzła kawałek i przeżuwała go tak długo, aż nie przekonała siebie, że musi to przełknąć. Zrobiła to. Pierwszy kęs był w jej żołądku.
                Patrzyła tępo przed siebie. Z kuchni dobiegały ją odgłosy zachłannego mlaskania. Batman konsumował swoją kolację. Kiedy wrócili do domu, mało nie rzucił się na swoją miskę. Zostawiła mu przecież sporą porcję, gdy wychodziła rano. Szkoda tylko, że te mało rozumne stworzenia, nie potrafiły trzymać czegoś „ na później”.
-Mamo, gdzie jesteś? – zapytała cicho, gdy jej wzrok padł na zdjęcie jej matki, stojące na półce. Nie otrzymała odpowiedzi. W sumie to byłoby dziwne, gdyby ją otrzymała. Coś dziwnego działoby się z jej psychiką. Ale skoro nie usłyszała cichego głosu swej matki… Czyżby była normalna?
                Potrzebowała ich. Mamy i babci. Dlaczego nie miała ich obok siebie? Przecież nie zrobiła życiu nic złego, żeby się tak na niej mściło. A to chamskie, nieokrzesane coś zabrało jej wspaniałą kobietę, która ją urodziła i wychowywała na uroczą dziewczynę do… Do czasu swojej śmierci.
                Odstawiła miskę z jedzeniem na mały stoliczek, po czym wstała z kanapy. Nie będzie siedziała cały wieczór w domu. Musiała gdzieś wyjść. Na spacer… Tak, to był dobry pomysł.
                Kiedy zakładała buty, Batman od razu podbiegł do niej, ujadając i piszcząc na zmianę, by jego też zabrała na spacer. Uśmiechnęła się, zaczepiając mu szelki.
                Jakieś dziesięć minut później, szła alejami parku, który miała niedaleko swojego obecnego miejsca zamieszkania. Właściwie to nawet nie wiedziała, czy kilkanaście drzew, parę krzaków i ławki po obu stronach dróżki można było nazwać tym mianem, ale niech będzie i tak.
                To właśnie jedną z drewniano betonowych ławek wybrała na miejsce swojej ucieczki od rzeczywistości. Usiadła, odruchowo sięgając do kieszeni po paczkę papierosów. Zawahała się jednak w odpowiednim momencie i wyciągnęła z niej telefon.  Nie chciała spuścić Batmana ze smyczy, by jej nie uciekł, więc dzielnie trzymała ją za koniec i przyglądała się jak jej mały psiak obwąchuje ławkę. Zrobiła mu kilka zdjęć, żeby mieć je w telefonie. Uśmiechnęła się do siebie spokojnie. Ten mały był kimś, kogo właśnie teraz potrzebowała.
*
                -Co to było? – wyrzucił z siebie Liam, kiedy w końcu dotarli do jego mieszkania. Danielle położyła siatki z zakupami na blacie w kuchni. Rzuciła mu jedno z tych swoich nic nie rozumiejących spojrzeń.
-Ale co? – uniosła jedną brew, ściągając swój płaszcz. Liam przejął go od niej i zawiesił w szafie, która znajdowała się w korytarzu. Zaraz obok zawiesił swoją kurtkę. Wrócił do kuchni, choć wcale nie chciało mu się przygotowywać kolacji.
-Nie mogliśmy jej po prostu ominąć? – westchnął, chowając jakieś warzywa do lodówki stojącej w kącie kuchni. Danielle wywróciła oczyma, nalewając wody do czajnika.
-Napijesz się kawy? – zapytała, kompletnie ignorując jego pytanie. Odstawił karton z mlekiem na blat, wywołując tym lekki huk.
-Nie podoba mi się to. – warknął – Nie musisz jej zaczepiać. Już i tak dużo przeszła, twoje docinki wcale jej nie pomagają!
-Och, obrońca niewiast się znalazł… Pytałam, czy chcesz kawę. – powtórzyła spokojnie Danielle, włączając czajnik elektryczny.
-Danielle, do jasnej cholery! Posłuchasz mnie chociaż jeden, pieprzony raz?!
-Nie. To ty mnie posłuchaj. Będę ją sobie zaczepiać, kiedy mi się tylko będzie chciało. Zrozumiesz kiedyś, kim ona dla ciebie jest? To kolejna, zapatrzona w swoje cierpienie dziewczyneczka. Mała, nie potrafiąca nic zrobić laleczka. Świruje, popada w jakąś cholerną anoreksję, tylko po to, żeby zwrócić twoją uwagę! Manipuluje tobą! Nie widzisz tego?!
-Już? – zapytał oschle Liam – Świetnie. Bo powiedziałaś o kilka słów za dużo. Wychodzę. Nie czekaj na mnie.
-Liam, ale… - dziewczyna złapała go za rękę, ale on strącił jej dłoń. Spojrzał na nią, zagryzając dolną wargę. Mogła jej nienawidzić, mogła mówić, jak to brzydko wyglądała, bo to go nie ruszało. Ale nie wolno jej było… Pod żadnym pozorem, nie wolno jej było śmieć twierdzić iż Amy to podła oszustka. Manipulantka. Nie chciał mówić, kto tu taki był.
-Nie znasz jej, Danielle. Nigdy nie znałaś dobrze i nigdy nie poznasz. Dopilnuję tego, choćbym miał zapłacić za to wielką cenę. Trzymaj się od niej z daleka. – warknął, wyciągając swoją kurtkę z szafy. Nawet nie zorientował się, kiedy ich kłótnia przeniosła się do przedpokoju.
-Jeśli teraz wyjdziesz, obiecuję ci, że tego pożałujesz. – zmrużyła oczy Danielle. Liam założył swoją kurtkę, po czym schował do kieszeni klucze, dokumenty i portfel.
-Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie? A może pobijesz? Czy naślesz na mnie jednego ze swoich nadętych kolesi? Mam tego po dziurki w nosie, Danielle. Nie pozwolę ci manipulować moim życiem.  Nigdy więcej. Albo wiesz co…? Mścij się. Ale na mnie. Bo nikt z moich bliskich nie zrobił ci krzywdy. Powtarzam, nikt. Nie krzywdź tych, którzy są niewinni. Cześć.
                Kiedy zatrzasnął za sobą drzwi, odetchnął z ulgą. Przymknął na chwilę oczy, rozkoszując się przyjemną ciszą na korytarzu. Kiedy je otworzył, czuł się zupełnie inaczej. Wolny.
                W końcu.
                Czekał na to 11 miesięcy.




Jeżeli ktoś chce przeczytać pierwszą część tego FF, to na tamtym blogu, po prawej stronie zrobiłam listę rozdziałów, na prośbę dwóch czytelniczek:) Już kilka osób mi zgłaszało i nawet ja tego nie miałam. Chodzi o to, że 3 rozdziały zagubiły się w czasoprzestrzeni i gdzieś mi zniknęły w archiwum, ale wszystko znalazłam. Także jeśli chcecie to czytajcie pierwszą część, a jeśli nie, to do niczego was nie zmuszam, bo nie będę przywoływać zbyt wielu sytacji z tamtego FF:)
Dziękuję Wam za tyle miłych słów i wejść :)
Liczę, że będzie Was jeszcze więcej.
Enjoy xx

11 komentarzy:

  1. Jakie to cudowne. *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa!! Nienawidzę takich suk jak Danielle! Wyrachowana jest i mówi, że to Amy jest oszustką. No co za tupet! Aż się we mnie gotuje, normalnie.
    Cieszę się bardzo, że mały Batman jest promyczkiem dla Amy i że Zayn o nią dba. Trzymam kciuki żeby poradziła sobie ze swoją chorobą.
    A co do Liama... Dobrze, że uwolnił się od Dani, ale czuję, że to nie koniec tego rozdziału w jego życiu. Ona może mu jeszcze nieźle namieszać.
    Zarówno Amelii jak i Liamowi życzę dużo siły. Będą jej potrzebować.
    Całusy :*
    Chyba jestem pierwsza :D
    Zapraszam również do siebie:
    [gotta-be-you-darling]
    [spojrz-w-moje-oczy]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesus! Ten rozdział jest CU-DO-WNY, rozumiesz? Jest genialny! I to zdanie: " Niebieski. Bo jej oczy są niebieskie. Dlaczego nie możesz tego zrozumieć, Dan?"... zachciało mi się płakać. Jednak Liam nie został całkowicie bez uczuć co do Amy. Mam tą głupią nadzieję, że jeszcze kiedyś będą sobie ze sobą i Liam pomoże jej wyjść z tej całej tragedii, która ją otacza. Serio... Gdybym mogła, kazałabym ci w tej chwili dodać nowy rozdział, ale nie będę taka zła c: Poczekam jeszcze trochę czasu. Ale wiedz, że czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Nie zapomnij mnie informować, ok? :D

    TT: @_strxnger
    BLOG: www.perf-ect.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super <3 Czekam na następny *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział naprawdę świetny!
    Nie cierpię Danielle. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem coś takiego, ale tutaj po prostu nie da się jej lubić. Czyli miałam rację, hm? To Dani stoi za zerwaniem tej dwójki? Groziła Liamowi? A może mówiła, że skrzywdzi Amelie? Cholera, teraz to dopiero jestem ciekawa...
    To naprawdę wspaniale, że Amy zaczyna się starać i próbuje jeść, ale moim zdaniem powinna robić to częściej. To znaczy; naprawdę nie czuje głodu? Chyba, że jakimś cudem go w sobie tłumi. Cóż, mogę strzelać.
    Podoba mi się końcówka. Dobrze, że Li w końcu czuje się wolny. Mam nadzieję, że wytłumaczy Amelie - i nam przy okazji - kto stał za ich rozstaniem.
    Pozdrawiam!
    @_luvmyboobear

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest idealny, jak zwykle. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny.*.*

    Mam pytanie ,czy mogłabyś dodać opcję''obserwatorzy''? Jest bardzo pomocna. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurwa że on jest z Daniell ?!?!?! Szkoda mu Amy że musiała na to patrzeć :(
    Rozdział jak zawsze genialny :)
    Czekam nn ;*
    Xoxo @JustynaJanik3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dobrze ze Liam zakończył z Danielle! Szkoda mi Amy! Mam nadzieje ze się spotkają i sobie wszystko wytłumaczą! Kiedy następny?!

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże to jest cudowne. Przeczytałam całą poprzednią część i wszystkie rozdziały tej w kilka godzin bo tak mnie to wciągnęło. Gdy widziałam twoje prośby o komentarze to było mi przykro że tak mało osób komentowało no ale nic nie zmienie. Na prawde świetne opowiadanie. Pisz dalej i życze ci weny. Mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach na twitterze? Oto on @love_Larryx będę się również nim podpisywać pod rozdziałami ponieważ nie posiadam konta na blogspocie. Pozdrawiam~ @love_Larryx

    OdpowiedzUsuń
  11. Zacznę od tego, co chodziło mi w głowie przez właściwie cały czas czytania tego rozdziału - Blackmail niszczy mi życie. Jest cholernie perfekcyjne. Każde słowo, każde zachowanie, gest, jest tak bardzo na miejscu... Nie wiem, czy robisz to celowo czy po prostu masz tak ogromny talent i stawiam na to drugie. Gratuluję, kochanie, gratuluję.
    Z jednej strony tak strasznie nienawidzę Liama - a jest mi ciężko, bo wystarczy, że zerknę na te brązowe oczy i już się rozpuszczam, poor me - a z drugiej jest mi go tak cholernie szkoda... Cierpi tak bardzo, że jest właściwie nie do wyobrażenia. I powoli zaczynam rozumieć powody, dla których zerwał z Danielle, chociaż są na razie strasznie mgliste. Ogólnie uwielbiam Payzer, ale tutaj Dan wychodzi na straszną, straszną sukę, która zmanipulowała życiem Liama, tylko po to, aby on cierpiał, a ona była szczęśliwa. Nie ogarniam takich ludzi. I cieszę się, że Payne w końcu to zrobił. Wziął kurtkę, powiedział kilka ostrych słów i po prostu wyszedł. Gdyby jakimś cudownym sposobem spotkali się teraz w parku... popłakałabym się i umarła ze szczęścia *.*
    Nieważne, że jestem z tym opowiadaniem dość krótko. Możesz liczyć na mój status wiernej czytelniczki do końca świata i o jeden dzień dłużej. Kocham Cię i nienawidzę za to, że tak dobrze piszesz. To toksyczny związek, ale chrzanić to, nie mój pierwszy i nie ostatni <3

    OdpowiedzUsuń