Czekoladowe oczy przeczesały teren wokół siebie i z ulgą stwierdziły, że nie ma tu nikogo oprócz jakiejś dziewczyny, skulonej na ławce i obserwującej pustkę przed sobą.
Usiadł na ławce, ustawionej dokładnie naprzeciwko tej, na której siedziała tamta dziewczyna. Właściwie to nie interesowało go to, kto tam siedział. Wiedział, że potrzebuje spokoju, chwili wytchnienia, a tylko tu mógł to otrzymać. Wieczorem nie przechodziło tędy wiele ludzi, gdyż oświetlenie zawsze nawalało i zdawać się mogło, iż jest tu niebezpiecznie. W rzeczywistości prawie nigdy nie można było spotkać tu żywej duszy. No, chyba że jakiegoś alkoholika, który pilnie potrzebował kilku drobnych „na chleb”.
Jak zwykle, jego najwierniejszy przyjaciel od razu wskoczył mu do dłoni. Odpalił jednego papierosa i zaciągnął się dymem, myśląc o tym, jak bardzo zniszczył sobie życie. Położył zapalniczkę obok siebie, po czym spojrzał na wydeptaną ścieżkę, którą ktoś posypał przeróżnej wielkości kamyczkami.
To zabawne, ile ich było. Zupełnie jak z ludźmi. Wszyscy niby tacy sami, ale jeśli się przyjrzeć… Inne rysy twarzy, kolory oczy, znamiona, waga… Tak samo było z kamykami. Wszystkie były określane jako szare kamyczki, a każdy z nich był inny. Większy, mniejszy. Jeden bardziej zaokrąglony, drugi zaś szpiczasty. Uśmiechnął się pod nosem, na tą dość płytką refleksję życiową.
Spojrzał przed siebie, na dziewczynę siedzącą przed nim. W jakiś sposób była mu znajoma. Zwrócona profilem, co jakiś czas dotykała dłonią policzka. Paliła papierosa, w sposób tak kobiecy, że miał ochotę wstać i się przedstawić. Na kolanach trzymała jakąś białą kulkę, być może był to lekko otyły kot? Sam nie wiedział. Widział już kiedyś podobny, mały nosek, lekko zadarty do góry. Taki uroczy, że mógłby go całować…
Zdeptał niedopalonego papierosa butem i wstał z ławki, zapominając o zapalniczce. Przeszedł kilka kroków, które dzieliły go od niej. Usiadł na ławce, kilkanaście centymetrów od wychudzonej wersji osoby, którą kochał nad życie.
-Czego tu chcesz? - zaczęła dość niemiło. Nie winił jej za to. Był jednym z kilku przyczyn, dla których teraz przeżywała taki horror. Czuł się podle, ale właściwie dopiero teraz miał szansę by to naprostować. O ile teraz nie ucieknie od niego z krzykiem i płaczem. Nienawidziła go, a to było chyba najgorsze uczucie na świecie.
-Układam sobie w głowie tę rozmowę od pół roku, a tak właściwie… Kiedy przyszło co do czego, nie wiem co mam powiedzieć. – przyznał cicho Liam. Niebieskie oczy spojrzały na niego oburzone. Jak to przyszedł i nie wie co powiedzieć? Amy prychnęła pod nosem, wstając z ławki.
-I może to lepiej – warknęła – Bo tak się składa, że ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Zabolało. Spojrzał na nią, usilnie próbując powiedzieć coś, co mogłoby naprawić te stracone 11 miesięcy. Coś, co pozwoliłoby mu zrekompensować jej ból. W końcu to tylko miłość… No właśnie, chyba nie tylko.
-Zostań. Proszę cię - westchnął, poklepując miejsce obok siebie – Nie znajdę lepszego momentu, by to zrobić. Wiem, że nie chcesz mnie znać. Że mnie nienawidzisz. Że najchętniej wbiłabyś mi nóż w serce. Wiem też, że kompletnie się zaplątałem i nie potrafię dłużej udawać, że nic się nie stało. Nie będziemy przyjaciółmi. Nie chcę tego. Jeśli już mam na ciebie patrzeć, to jak na moją kobietę. Zrozum, moje serce wariuje jak jakiś narkoman na odwyku, nie potrafię dać sobie rady z tym, że z wszystkimi układa ci się tak dobrze, podczas gdy… Na mnie nie chcesz nawet splunąć.
Amy spojrzała na niego, z udawaną wyższością. Ale widząc parę czekoladowych tęczówek, smutnych jak… Nawet nie miała na to porównania. Serce pękało jej na kawałki, gdy widziała, że on też cierpi. Wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi, który kazał jej uderzyć go z całej siły, usiadła z powrotem, trzymając się na dystans. Batman warknął, zniesmaczony tym ciągłym poruszaniem. Chciał pospać na kolanach swojej pani, ale ta mu w tym przeszkadzała. Życie było takie brutalne.
-Nigdy cię nienawidziłam. – wyszeptała w końcu. To był najgłośniejszy ton, na jaką było ją stać. Oczy z każdą sekundą stawały się coraz bardziej wilgotne, gdy patrzyła w pustą przestrzeń między drzewami. – Ja po prostu nie potrafię zrozumieć, co tak naprawdę się z nami stało.
Liam spojrzał na nią, dość ponuro jak na niego. Nie lubiła tego spojrzenia. Zawsze kojarzyło jej się z czymś przykrym.
-Amy, zrozum mnie… Ja… - wziął cicho odrobinę powietrza do płuc. Zakaszlał, próbując pozbyć się dziwnego uczucia w nich. Zignorował zaniepokojone spojrzenie rzucone w jego kierunku – Ja nie mogę ci o tym powiedzieć. To jest zbyt… Zbyt niebezpieczne.
-O czym ty mówisz? – zdziwiła się. Nie sądziła, że nawet i Liam był w stanie postradać zmysły. Widocznie, myliła się. – Liam, jestem zmęczona tym wszystkim. Tym uciekaniem, męczeniem się. Dobrze wiesz, że nigdy nie będę cię nienawidzić tak naprawdę. Byłam rozgoryczona, może nawet zagubiona. Ja już mam po dziurki w nosie tych ciągłych porażek w moim życiu. Tego nieustannego użalania się nad sobą, pustki w sercu. Mam dość. Dlatego…
Liam spojrzał na nią.
-Nie kończ. – westchnął – Wiem co chcesz powiedzieć.
-Dlatego albo powiesz mi co się tak naprawdę stało i wszystko będzie za nami, albo dalej będziemy bawić się w tą chorą grę, która niszczy nas oboje.
Zamilkła na chwilę, gdy jej telefon zaczął dzwonić. Odebrała bez zbędnego wahania.
-Perrie? Och, cześć. Nie, jestem na spacerze. Jasne. Eleanor też będzie? Ach, świetnie. Dajcie mi pół godziny. Tak, dam radę… Nie, Pezz… Zayn jest? Nie? Super. Widzimy się za chwilę.
Nie miał zamiaru przysłuchiwać się jej rozmowie. Ale mimo to nie miał innego wyjścia. Uśmiechnął się delikatnie, ciesząc się iż Perrie też ją wspiera. Da sobie radę. Jest dużą dziewczynką.
„Liamie Jamesie Payne, jesteś największym kretynem na tym globie” jego podświadomość warczała na niego niczym rozwścieczony tygrys. Westchnął cicho. Nie miał przecież innego wyjścia.
-Przepraszam. – odezwała się cicho Amy – To jak? Prawda czy ucieczka?
Milczał. Dla niej oznaczało to tylko jedno. Wstała z ławki, przytulając do siebie Batmana. Nawet na niego nie spojrzała. Było jej niedobrze. Teraz, kiedy postanowiła się wygrzebać z dołka on nagle się pojawia i co? Po to, żeby ją podręczyć? Znowu rozwalić jej psychikę, mimo tego iż starała się zapomnieć, że naprawdę go kocha? Miała tego dość. Jedyne o czym marzyła w tej chwili, to żeby cofnąć się dwa lata wstecz i nie otwierać nikomu drzwi. Nie poznałaby go. Nie musiałaby teraz cierpieć.
-Próbowałeś. Ale ci się nie udało. Cóż za pech.
Liam otworzył usta, by coś powiedzieć, ale je zamknął. Amy uśmiechnęła się, choć był to uśmiech zarezerwowany na rozczarowania.
-Wiedziałam. Życzę ci szczęścia z Danielle. Jeśli jeszcze kiedykolwiek będziesz chciał mnie podręczyć, błagam… Daruj sobie. Żałuję, że cię poznałam. Żałuję jak cholera. Obym już nigdy więcej nie miała szansy, by z tobą rozmawiać. Żałuję, że cię kocham. Jak idiotka. Żałuję, Liam.
Obróciła się na pięcie i odeszła. Nie widziała innego wyjścia niż zostawienie go samego. Nie potrafiła stać i się trzymać. Była już na to za słaba.
-Okej, to teraz nam powiesz co się dzieje. – Perrie usiadła obok Amy, wręczając jej kieliszek do dłoni. Eleanor usiadła z drugiej strony, więc teraz była osaczona. Westchnęła cicho, otwierając zaczerwienione oczy.
-Wierzycie w coś takiego jak życiowy pech? – zapytała, po czym upiła spory łyk wina.
-Zależy co masz na myśli. – odezwała się Elenor, palcem jeżdżąc po krawędzi kieliszka. Amy spojrzała na nią, po czym wzruszyła ramionami. Nie miała komu tego powiedzieć, a one były jedynymi osobami, które mogłyby ją zrozumieć.
-Widziałam dzisiaj Liama z Danielle… - pojedyncze zmarszczki pojawiły się na czole Amy – Ja… Mogliście mi powiedzieć, że są razem…
-My… Po prostu myśleliśmy, że nie chcesz o nim słyszeć. – Perrie odstawiła swój kieliszek na szklany blat.
-Och, to i tak nie ma znaczenia. W każdym bądź razie… Poszłam z Batmanem na spacer i… Zasiedziałam się trochę na ławce. Nawet go nie zauważyłam, wiecie? Jezu, to takie cholernie ciężkie… Widzieć jak ktoś, za kogo oddałoby się duszę diabłu, byleby był szczęśliwy… Spotyka się z byłą dziewczyną. Ale on ją kocha, prawda? – wydukała niepewnie Amy. Obie dziewczyny, jak na zawołanie, przytuliły się do niej. Nie potrzebowała niczego więcej. Łzy same płynęły.
-Płacz, jeśli to ma dać ci ulgę. Ale po tym zamkniemy ten rozdział, okej? – szepnęła Eleanor w jej włosy. To nawet nie wyglądało jak płacz, tylko jakiś atak rozpaczy.
-Mam już tego dość. Zapytałam… Zapytałam dlaczego się rozeszliśmy. A on mi powiedział, że nie może mi tego powiedzieć. Myślałam, że coś mi się należy, jakieś pieprzone wyjaśnienia! – nawet nie zorientowała się, kiedy jej makijaż spłynął z łzami. Otarła policzki, co sprawiało, że miała teraz czarne smugi na nich. Nie dbała o to. Sięgnęła po kieliszek i opróżniła go do końca.
Była kolejną dziewczyną, która ślepo zaufała obcemu facetowi. Zakochała się, trzymała się dla niego przy życiu i… I co z tego? Zostawił ją. Małą, głupią, bezbronną, zniszczoną, pośród milionów innych ludzi.
-Dolejesz mi? – swoją prośbę skierowała w kierunku narzeczonej Zayna. Blondynka skinęła głową i udała się do kuchni po butelkę z winem. Amy spojrzała na Eleanor, która w zamyśleniu opróżniała swój kieliszek.
-Musisz zmienić otoczenie. – powiedziała w końcu El. Cicho, dosadnie, tak jak zwykle.
-Nie chcę. Mam tutaj was. Jezu, El… Dlaczego mi nie powiedział? Chciałam tylko wiedzieć… Czy naprawdę nie jestem warta nawet szczerej prawdy? – załkała. Eleanor odłożyła kieliszek na stolik, po czym przytuliła ją mocno do siebie.
-Jesteś warta wszystkiego co najlepsze, słońce… Po prostu niektórzy mężczyźni mają problem ze swoim własnym ja.
Nawet trzaśnięcie drzwiami frontowymi nie spowodowało, że Amy przestała się nad sobą użalać.
-Wróciłem tylko po portfel i już mn… Co się stało?
Tylko Zayna brakowało do jej szczęśliwej układanki.
-Nic, oglądałyśmy przygnębiający film. – Amy odsunęła się do Eleanor, siląc się na jakikolwiek uśmiech. Otarła łzy z policzków, zdając sobie sprawę, że wygląda jak jedno wielkie nieszczęście, w spodniach dwa rozmiary za dużych. Nie miała ochoty na zakupy, wolała chodzić w starych rzeczach.
-Ach tak? – Zayn przysiadł na szklanym stoliku naprzeciwko niej. Patrzył jej prosto w oczy, ale ona… Nie potrafiła utrzymać tego spojrzenia. Spuściła wzrok na swoje dłonie – Słucham. Jaki film? No powiedz mi, może już go widziałem.
-Zayn, odpuść… - odezwała się cicho Perrie. Nawet nie zauważyli, kiedy weszła do salonu z butelką wina w swojej prawej dłoni.
-Nie odpuszczę. Mam tego serdecznie, kurwa, dość! – krzyknął, wstając z stolika. Amy spojrzała na niego przerażona. Czyżby w jego oczach też była nic nie wartą dziewczyną? Znów wszystko zniszczyła? – On ciągle jej coś robi! Amy płacze, przez kogo? Przez Liama. Bo co? Bo nie potrafi przyznać się do błędu! To obłęd! Nie podaruję mu tego. Nie tym razem!
-Zayn… - Perrie podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Chłopak spojrzał na nią, starając się nie denerwować. Nie wychodziło mu to, ale nic nie potrafił na to poradzić.
-Ja mam dość patrzenia jak on jej sprawia zawód. Amy, pozwól na chwilę do pokoju gościnnego.
-Ale… Ale Zayn ja… - Amy nie wiedziała nawet jak dobrać słowa. Bała się go w tym momencie. Właściwie rzadko widywała go zdenerwowanego, przeważnie świetnie się bawili w swoim towarzystwie. To nie pasowało do jego łagodnej natury. Zawiniła. Jak cholera.
-Po prostu chodź.
Kiedy już znaleźli się sami w przestronnej sypialni, Zayn podszedł do niej i starł jej łzy z policzków, które gdzieś jej umknęły. Pocałował ją w czoło, po czym mocno do siebie przytulił.
-Nie pozwolę, żebyś przez niego cierpiała, okej? Tak mu skopie tyłek, że nie będzie mógł na nim usiąść. Nie możesz przez niego płakać. Obiecaj mi, że nie będziesz.
-Zayn, ty nie możesz… - Amy odsunęła się na chwilę, by móc spojrzeć mu w oczy.
-A on może? – chłopak wzruszył ramionami, nie bardzo się tym przejmując – Jeśli raz dostanie, to nic mu się nie stanie. Niech wie, że to było wasze ostatnie spotkanie.
Amy uniosła dłoń ku górze, by go powstrzymać, ale opuściła ją z powrotem, wiedząc że i tak nic nie zdziała. Zastanawiała się tylko skąd wiedział o tym, że widziała się z Liamem.
-Po prostu nie zrób mu krzywdy.
Zayn prychnął cicho pod nosem, niedowierzając.
-O to się martwisz? A nie o swój stan? Swoją chorobę? Amy, to już przestało być dziecinne. Musisz się leczyć. Pójść do psychologa, porozmawiać o tym wszystkim. Ja wiem, że to nie Liam zawinił tu najbardziej. Wiem, że na to składają się wszystkie złe chwile w twoim życiu. Ale obiecaj mi, że pójdziesz ze mną w następnym tygodniu do kliniki. Porozmawiasz z psychologiem i dietetykiem. A potem wyjdziemy na prostą, okej?
W jego głosie było tyle nadziei, że nie chciała jej niszczyć.
-Tylko wtedy, jeśli obiecasz, że nie zrobisz mu krzywdy.
-Psujesz całą frajdę.. – wywrócił oczyma Zayn. Amy uśmiechnęła się lekko, choć nadal przypominało to uśmiech zapłakanego dziecka, któremu obiecało się nową zabawkę, jeśli przestanie płakać.
-A więc stara Amy wróciła. – mruknęła pod nosem. Malik zaśmiał się cicho, po czym przytulił ją odrobinę mocniej niż poprzednio.
-Obiecuję. Będę dla niego, hm… Po prostu z nim porozmawiam.
-W takim razie ja też obiecuję, Zayn. Wyjdziemy na prostą.
Westchnęła cicho, opierając swoją głowę na jego ramieniu. Wyjdzie na prostą. Jakoś musi.
Da radę.
Przecież obiecała.
Za bardzo was rozpieszczałam z tymi rozdziałami, więc teraz będą się pojawiały raz w tygodniu - w piątki albo soboty.
Nie myślcie sobie, że będzie tu panował nieustanny dramat. Amy potrzebuje czasu, mam nadzieję, że to zrozumiecie. Chcę już zacząć to naprawiać, bo wydaje mi się, że Harris wyszła na przesadną histeryczkę, która ciągle beczy. :)
Ale ona taka nie jest, postarajcie się to zrozumieć :3
Od następnego, ew od 6 rozdziału będzie już inaczej :3
Komentujcie.
Proszę? :(
Zależy mi na waszych opiniach xx
Do zobaczenia mordeczki! xx
PS Jeśli ktoś chce być informowany, standardowo - UN w komentarzu :)
PPS NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE, ALE NIE CHCĄ SIĘ WSTAWIĆ AKAPITY... NIENAWIDZĘ TEGO ;-;
Usiadł na ławce, ustawionej dokładnie naprzeciwko tej, na której siedziała tamta dziewczyna. Właściwie to nie interesowało go to, kto tam siedział. Wiedział, że potrzebuje spokoju, chwili wytchnienia, a tylko tu mógł to otrzymać. Wieczorem nie przechodziło tędy wiele ludzi, gdyż oświetlenie zawsze nawalało i zdawać się mogło, iż jest tu niebezpiecznie. W rzeczywistości prawie nigdy nie można było spotkać tu żywej duszy. No, chyba że jakiegoś alkoholika, który pilnie potrzebował kilku drobnych „na chleb”.
Jak zwykle, jego najwierniejszy przyjaciel od razu wskoczył mu do dłoni. Odpalił jednego papierosa i zaciągnął się dymem, myśląc o tym, jak bardzo zniszczył sobie życie. Położył zapalniczkę obok siebie, po czym spojrzał na wydeptaną ścieżkę, którą ktoś posypał przeróżnej wielkości kamyczkami.
To zabawne, ile ich było. Zupełnie jak z ludźmi. Wszyscy niby tacy sami, ale jeśli się przyjrzeć… Inne rysy twarzy, kolory oczy, znamiona, waga… Tak samo było z kamykami. Wszystkie były określane jako szare kamyczki, a każdy z nich był inny. Większy, mniejszy. Jeden bardziej zaokrąglony, drugi zaś szpiczasty. Uśmiechnął się pod nosem, na tą dość płytką refleksję życiową.
Spojrzał przed siebie, na dziewczynę siedzącą przed nim. W jakiś sposób była mu znajoma. Zwrócona profilem, co jakiś czas dotykała dłonią policzka. Paliła papierosa, w sposób tak kobiecy, że miał ochotę wstać i się przedstawić. Na kolanach trzymała jakąś białą kulkę, być może był to lekko otyły kot? Sam nie wiedział. Widział już kiedyś podobny, mały nosek, lekko zadarty do góry. Taki uroczy, że mógłby go całować…
Zdeptał niedopalonego papierosa butem i wstał z ławki, zapominając o zapalniczce. Przeszedł kilka kroków, które dzieliły go od niej. Usiadł na ławce, kilkanaście centymetrów od wychudzonej wersji osoby, którą kochał nad życie.
-Czego tu chcesz? - zaczęła dość niemiło. Nie winił jej za to. Był jednym z kilku przyczyn, dla których teraz przeżywała taki horror. Czuł się podle, ale właściwie dopiero teraz miał szansę by to naprostować. O ile teraz nie ucieknie od niego z krzykiem i płaczem. Nienawidziła go, a to było chyba najgorsze uczucie na świecie.
-Układam sobie w głowie tę rozmowę od pół roku, a tak właściwie… Kiedy przyszło co do czego, nie wiem co mam powiedzieć. – przyznał cicho Liam. Niebieskie oczy spojrzały na niego oburzone. Jak to przyszedł i nie wie co powiedzieć? Amy prychnęła pod nosem, wstając z ławki.
-I może to lepiej – warknęła – Bo tak się składa, że ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Zabolało. Spojrzał na nią, usilnie próbując powiedzieć coś, co mogłoby naprawić te stracone 11 miesięcy. Coś, co pozwoliłoby mu zrekompensować jej ból. W końcu to tylko miłość… No właśnie, chyba nie tylko.
-Zostań. Proszę cię - westchnął, poklepując miejsce obok siebie – Nie znajdę lepszego momentu, by to zrobić. Wiem, że nie chcesz mnie znać. Że mnie nienawidzisz. Że najchętniej wbiłabyś mi nóż w serce. Wiem też, że kompletnie się zaplątałem i nie potrafię dłużej udawać, że nic się nie stało. Nie będziemy przyjaciółmi. Nie chcę tego. Jeśli już mam na ciebie patrzeć, to jak na moją kobietę. Zrozum, moje serce wariuje jak jakiś narkoman na odwyku, nie potrafię dać sobie rady z tym, że z wszystkimi układa ci się tak dobrze, podczas gdy… Na mnie nie chcesz nawet splunąć.
Amy spojrzała na niego, z udawaną wyższością. Ale widząc parę czekoladowych tęczówek, smutnych jak… Nawet nie miała na to porównania. Serce pękało jej na kawałki, gdy widziała, że on też cierpi. Wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi, który kazał jej uderzyć go z całej siły, usiadła z powrotem, trzymając się na dystans. Batman warknął, zniesmaczony tym ciągłym poruszaniem. Chciał pospać na kolanach swojej pani, ale ta mu w tym przeszkadzała. Życie było takie brutalne.
-Nigdy cię nienawidziłam. – wyszeptała w końcu. To był najgłośniejszy ton, na jaką było ją stać. Oczy z każdą sekundą stawały się coraz bardziej wilgotne, gdy patrzyła w pustą przestrzeń między drzewami. – Ja po prostu nie potrafię zrozumieć, co tak naprawdę się z nami stało.
Liam spojrzał na nią, dość ponuro jak na niego. Nie lubiła tego spojrzenia. Zawsze kojarzyło jej się z czymś przykrym.
-Amy, zrozum mnie… Ja… - wziął cicho odrobinę powietrza do płuc. Zakaszlał, próbując pozbyć się dziwnego uczucia w nich. Zignorował zaniepokojone spojrzenie rzucone w jego kierunku – Ja nie mogę ci o tym powiedzieć. To jest zbyt… Zbyt niebezpieczne.
-O czym ty mówisz? – zdziwiła się. Nie sądziła, że nawet i Liam był w stanie postradać zmysły. Widocznie, myliła się. – Liam, jestem zmęczona tym wszystkim. Tym uciekaniem, męczeniem się. Dobrze wiesz, że nigdy nie będę cię nienawidzić tak naprawdę. Byłam rozgoryczona, może nawet zagubiona. Ja już mam po dziurki w nosie tych ciągłych porażek w moim życiu. Tego nieustannego użalania się nad sobą, pustki w sercu. Mam dość. Dlatego…
Liam spojrzał na nią.
-Nie kończ. – westchnął – Wiem co chcesz powiedzieć.
-Dlatego albo powiesz mi co się tak naprawdę stało i wszystko będzie za nami, albo dalej będziemy bawić się w tą chorą grę, która niszczy nas oboje.
Zamilkła na chwilę, gdy jej telefon zaczął dzwonić. Odebrała bez zbędnego wahania.
-Perrie? Och, cześć. Nie, jestem na spacerze. Jasne. Eleanor też będzie? Ach, świetnie. Dajcie mi pół godziny. Tak, dam radę… Nie, Pezz… Zayn jest? Nie? Super. Widzimy się za chwilę.
Nie miał zamiaru przysłuchiwać się jej rozmowie. Ale mimo to nie miał innego wyjścia. Uśmiechnął się delikatnie, ciesząc się iż Perrie też ją wspiera. Da sobie radę. Jest dużą dziewczynką.
„Liamie Jamesie Payne, jesteś największym kretynem na tym globie” jego podświadomość warczała na niego niczym rozwścieczony tygrys. Westchnął cicho. Nie miał przecież innego wyjścia.
-Przepraszam. – odezwała się cicho Amy – To jak? Prawda czy ucieczka?
Milczał. Dla niej oznaczało to tylko jedno. Wstała z ławki, przytulając do siebie Batmana. Nawet na niego nie spojrzała. Było jej niedobrze. Teraz, kiedy postanowiła się wygrzebać z dołka on nagle się pojawia i co? Po to, żeby ją podręczyć? Znowu rozwalić jej psychikę, mimo tego iż starała się zapomnieć, że naprawdę go kocha? Miała tego dość. Jedyne o czym marzyła w tej chwili, to żeby cofnąć się dwa lata wstecz i nie otwierać nikomu drzwi. Nie poznałaby go. Nie musiałaby teraz cierpieć.
-Próbowałeś. Ale ci się nie udało. Cóż za pech.
Liam otworzył usta, by coś powiedzieć, ale je zamknął. Amy uśmiechnęła się, choć był to uśmiech zarezerwowany na rozczarowania.
-Wiedziałam. Życzę ci szczęścia z Danielle. Jeśli jeszcze kiedykolwiek będziesz chciał mnie podręczyć, błagam… Daruj sobie. Żałuję, że cię poznałam. Żałuję jak cholera. Obym już nigdy więcej nie miała szansy, by z tobą rozmawiać. Żałuję, że cię kocham. Jak idiotka. Żałuję, Liam.
Obróciła się na pięcie i odeszła. Nie widziała innego wyjścia niż zostawienie go samego. Nie potrafiła stać i się trzymać. Była już na to za słaba.
*
-Komu wina? – klasnęła w dłonie Perrie. Eleanor uniosła jeden palec ku górze, a w jej ślady poszła Amy. Niebieskooka leżała na białej sofie w domu Perrie i Zayna. To było najpiękniej urządzone lokum jakie tylko widziała. Minimalistycznie, przejrzyście, w przeważających kolorach białego i czarnego. Oparła głowę o oparcie, przymykając oczy. Chciała zapomnieć o tym wszystkim, ale nie mogła. To rzeczywistość, która ją otaczała, dobijała. I znów, kiedy wyszła na prostą, on postanowił zniszczyć jej spokój ducha. Nienawidziła siebie. Tak bardzo, że miała ochotę uderzyć się z zaciśniętej pięści w brzuch. Na tyle mocno, żeby upadła na podłogę i cierpiała. Tylko to jej się należało.-Okej, to teraz nam powiesz co się dzieje. – Perrie usiadła obok Amy, wręczając jej kieliszek do dłoni. Eleanor usiadła z drugiej strony, więc teraz była osaczona. Westchnęła cicho, otwierając zaczerwienione oczy.
-Wierzycie w coś takiego jak życiowy pech? – zapytała, po czym upiła spory łyk wina.
-Zależy co masz na myśli. – odezwała się Elenor, palcem jeżdżąc po krawędzi kieliszka. Amy spojrzała na nią, po czym wzruszyła ramionami. Nie miała komu tego powiedzieć, a one były jedynymi osobami, które mogłyby ją zrozumieć.
-Widziałam dzisiaj Liama z Danielle… - pojedyncze zmarszczki pojawiły się na czole Amy – Ja… Mogliście mi powiedzieć, że są razem…
-My… Po prostu myśleliśmy, że nie chcesz o nim słyszeć. – Perrie odstawiła swój kieliszek na szklany blat.
-Och, to i tak nie ma znaczenia. W każdym bądź razie… Poszłam z Batmanem na spacer i… Zasiedziałam się trochę na ławce. Nawet go nie zauważyłam, wiecie? Jezu, to takie cholernie ciężkie… Widzieć jak ktoś, za kogo oddałoby się duszę diabłu, byleby był szczęśliwy… Spotyka się z byłą dziewczyną. Ale on ją kocha, prawda? – wydukała niepewnie Amy. Obie dziewczyny, jak na zawołanie, przytuliły się do niej. Nie potrzebowała niczego więcej. Łzy same płynęły.
-Płacz, jeśli to ma dać ci ulgę. Ale po tym zamkniemy ten rozdział, okej? – szepnęła Eleanor w jej włosy. To nawet nie wyglądało jak płacz, tylko jakiś atak rozpaczy.
-Mam już tego dość. Zapytałam… Zapytałam dlaczego się rozeszliśmy. A on mi powiedział, że nie może mi tego powiedzieć. Myślałam, że coś mi się należy, jakieś pieprzone wyjaśnienia! – nawet nie zorientowała się, kiedy jej makijaż spłynął z łzami. Otarła policzki, co sprawiało, że miała teraz czarne smugi na nich. Nie dbała o to. Sięgnęła po kieliszek i opróżniła go do końca.
Była kolejną dziewczyną, która ślepo zaufała obcemu facetowi. Zakochała się, trzymała się dla niego przy życiu i… I co z tego? Zostawił ją. Małą, głupią, bezbronną, zniszczoną, pośród milionów innych ludzi.
-Dolejesz mi? – swoją prośbę skierowała w kierunku narzeczonej Zayna. Blondynka skinęła głową i udała się do kuchni po butelkę z winem. Amy spojrzała na Eleanor, która w zamyśleniu opróżniała swój kieliszek.
-Musisz zmienić otoczenie. – powiedziała w końcu El. Cicho, dosadnie, tak jak zwykle.
-Nie chcę. Mam tutaj was. Jezu, El… Dlaczego mi nie powiedział? Chciałam tylko wiedzieć… Czy naprawdę nie jestem warta nawet szczerej prawdy? – załkała. Eleanor odłożyła kieliszek na stolik, po czym przytuliła ją mocno do siebie.
-Jesteś warta wszystkiego co najlepsze, słońce… Po prostu niektórzy mężczyźni mają problem ze swoim własnym ja.
Nawet trzaśnięcie drzwiami frontowymi nie spowodowało, że Amy przestała się nad sobą użalać.
-Wróciłem tylko po portfel i już mn… Co się stało?
Tylko Zayna brakowało do jej szczęśliwej układanki.
-Nic, oglądałyśmy przygnębiający film. – Amy odsunęła się do Eleanor, siląc się na jakikolwiek uśmiech. Otarła łzy z policzków, zdając sobie sprawę, że wygląda jak jedno wielkie nieszczęście, w spodniach dwa rozmiary za dużych. Nie miała ochoty na zakupy, wolała chodzić w starych rzeczach.
-Ach tak? – Zayn przysiadł na szklanym stoliku naprzeciwko niej. Patrzył jej prosto w oczy, ale ona… Nie potrafiła utrzymać tego spojrzenia. Spuściła wzrok na swoje dłonie – Słucham. Jaki film? No powiedz mi, może już go widziałem.
-Zayn, odpuść… - odezwała się cicho Perrie. Nawet nie zauważyli, kiedy weszła do salonu z butelką wina w swojej prawej dłoni.
-Nie odpuszczę. Mam tego serdecznie, kurwa, dość! – krzyknął, wstając z stolika. Amy spojrzała na niego przerażona. Czyżby w jego oczach też była nic nie wartą dziewczyną? Znów wszystko zniszczyła? – On ciągle jej coś robi! Amy płacze, przez kogo? Przez Liama. Bo co? Bo nie potrafi przyznać się do błędu! To obłęd! Nie podaruję mu tego. Nie tym razem!
-Zayn… - Perrie podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Chłopak spojrzał na nią, starając się nie denerwować. Nie wychodziło mu to, ale nic nie potrafił na to poradzić.
-Ja mam dość patrzenia jak on jej sprawia zawód. Amy, pozwól na chwilę do pokoju gościnnego.
-Ale… Ale Zayn ja… - Amy nie wiedziała nawet jak dobrać słowa. Bała się go w tym momencie. Właściwie rzadko widywała go zdenerwowanego, przeważnie świetnie się bawili w swoim towarzystwie. To nie pasowało do jego łagodnej natury. Zawiniła. Jak cholera.
-Po prostu chodź.
Kiedy już znaleźli się sami w przestronnej sypialni, Zayn podszedł do niej i starł jej łzy z policzków, które gdzieś jej umknęły. Pocałował ją w czoło, po czym mocno do siebie przytulił.
-Nie pozwolę, żebyś przez niego cierpiała, okej? Tak mu skopie tyłek, że nie będzie mógł na nim usiąść. Nie możesz przez niego płakać. Obiecaj mi, że nie będziesz.
-Zayn, ty nie możesz… - Amy odsunęła się na chwilę, by móc spojrzeć mu w oczy.
-A on może? – chłopak wzruszył ramionami, nie bardzo się tym przejmując – Jeśli raz dostanie, to nic mu się nie stanie. Niech wie, że to było wasze ostatnie spotkanie.
Amy uniosła dłoń ku górze, by go powstrzymać, ale opuściła ją z powrotem, wiedząc że i tak nic nie zdziała. Zastanawiała się tylko skąd wiedział o tym, że widziała się z Liamem.
-Po prostu nie zrób mu krzywdy.
Zayn prychnął cicho pod nosem, niedowierzając.
-O to się martwisz? A nie o swój stan? Swoją chorobę? Amy, to już przestało być dziecinne. Musisz się leczyć. Pójść do psychologa, porozmawiać o tym wszystkim. Ja wiem, że to nie Liam zawinił tu najbardziej. Wiem, że na to składają się wszystkie złe chwile w twoim życiu. Ale obiecaj mi, że pójdziesz ze mną w następnym tygodniu do kliniki. Porozmawiasz z psychologiem i dietetykiem. A potem wyjdziemy na prostą, okej?
W jego głosie było tyle nadziei, że nie chciała jej niszczyć.
-Tylko wtedy, jeśli obiecasz, że nie zrobisz mu krzywdy.
-Psujesz całą frajdę.. – wywrócił oczyma Zayn. Amy uśmiechnęła się lekko, choć nadal przypominało to uśmiech zapłakanego dziecka, któremu obiecało się nową zabawkę, jeśli przestanie płakać.
-A więc stara Amy wróciła. – mruknęła pod nosem. Malik zaśmiał się cicho, po czym przytulił ją odrobinę mocniej niż poprzednio.
-Obiecuję. Będę dla niego, hm… Po prostu z nim porozmawiam.
-W takim razie ja też obiecuję, Zayn. Wyjdziemy na prostą.
Westchnęła cicho, opierając swoją głowę na jego ramieniu. Wyjdzie na prostą. Jakoś musi.
Da radę.
Przecież obiecała.
Za bardzo was rozpieszczałam z tymi rozdziałami, więc teraz będą się pojawiały raz w tygodniu - w piątki albo soboty.
Nie myślcie sobie, że będzie tu panował nieustanny dramat. Amy potrzebuje czasu, mam nadzieję, że to zrozumiecie. Chcę już zacząć to naprawiać, bo wydaje mi się, że Harris wyszła na przesadną histeryczkę, która ciągle beczy. :)
Ale ona taka nie jest, postarajcie się to zrozumieć :3
Od następnego, ew od 6 rozdziału będzie już inaczej :3
Komentujcie.
Proszę? :(
Zależy mi na waszych opiniach xx
Do zobaczenia mordeczki! xx
PS Jeśli ktoś chce być informowany, standardowo - UN w komentarzu :)
PPS NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE, ALE NIE CHCĄ SIĘ WSTAWIĆ AKAPITY... NIENAWIDZĘ TEGO ;-;
Rozdział mega. Nie moge się doczekać nexta .
OdpowiedzUsuńMyślałam że chociaż coś między sobą wyjaśnią @roomdemz
OdpowiedzUsuńpiszesz świetnie, wszystkie rozdziały do tej pory mi się bardzo podobają i jakoś nie umiem być cierpliwa i byłoby fajnie gdyby następny rozdział był już jutro, ale ja wiem, to tylko takie moje skryte marzenia.. :) masz naprawdę talent do pisania, skarbie ;* @soletmebe
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi sie jak piszesz :D Chcialabym zeby Amy byla wreszcie szczesliwa :) A Liam zachowal sie jak gowniarz -.- Czekam na nastepny rozdzial<3
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuję Amy, bo doskonale wiem jak się czuje. Moim zdaniem zasługuje na to żeby Liam powiedział jej całą prawdę bez względu jak bolesna lub niebezpieczna może się okazać
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony szkoda mi Payne, bo z pewnością męczą go ogromne wyrzuty sumienia.
Rozumiem, że w dotychczasowych rozdziałach Amelie dużo płakała. To całkowicie naturalne. Nie wiem czy na jej miejscu miałabym wystarczająco dużo siły by podnieść się z łóżka.
Bardzo podoba mi się postawa Zayna. W ogóle świetnie go wykreowałaś. Jest zupełnie innych niż w pozostałych opowiadaniach. Opiekuje się przyjaciółką, jest dla niego ważna. Mam nadzieję, że oboje dotrzymają danych sobie obietnic.
Czasem mam dziwne wrażenie, że Malik czuje do panny Harris coś więcej niż przyjacielską sympatię.
Ale on przecież ma Perrie, którą kocha.
To tylko moje spostrzeżenie.
Tak czy siak, jak do tej pory każdy rozdział naprawdę mi się podoba.
Oby tak dalej.
Całuję :*
@Gattino_1D
[gotta-be-you-darling]
[spojrz-w-moje-oczy]
Podoba mi się;3 Bardzo <3
OdpowiedzUsuńWiesz co zrobiłam jak tylko weszłam na komputer? Od razu weszłam na tego bloga. Cały wczorajszy wieczór zastanawiałam się co też jest w tym rozdziale! Nie spodziewałam się takiego spotkania Amy z Liamem. Przypomniało mi ono kawałek spotkania z moimi bohaterami w innym opowiadaniu, tyle, że tam był Zayn. Hehehe, wracając do tematu. Rozdział jest I-DE-AL-NY, po prostu cudownyświetnyzajebistygenialny i w ogóle. Uważam, że to bardzo miłe, że Zayn tak bardzo interesuje się stanem Amy. Chciałabym mieć takiego przyjaciela jak on. Cholera! Zazdroszczę Amy, że ma takich przyjaciół :) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. DLACZEGO BĘDZIE DOPIERO W PIĄTEK ALBO W SOBOTĘ?! Ja się nie zgadzam na takie coś! Nie nie nie nie nie nie! Dobra, koniec dramatyzowania, haha! Czekam na nowy rozdział, oby wszystko było w porządku :)
OdpowiedzUsuń@_houis
[january-fanfiction]
Rozdział genialny <3 tak sobie go czytam czytam i nawet nie wiem w którym momencie poleciały mi łzy o_O jestem jakaś dziwna za to ty jesteś wspaniała <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się ogromnie i nadal cholernie cieszę się postacią Zayna, bo jest cudowny i świetnie wykreowany, naprawdę. Ale to Ci już mówiłam. Na razie naprawdę nie widzę przyszłości dla Liama i Amy; przynajmniej nie dopóki wszystkiego sobie nie wyjaśnią, a nie sądzę, by to prędko nastąpiło. Właściwie póki co nie sądzę, że w ogóle są na to szanse, lecz cóż. Liam, jak dla mnie, jest na przegranej pozycji i chciałabym, by Amy poszła na randkę z kimś innym. Mam nadzieję, że Zayn przywali Payne'owi. Nie umiem mu współczuć - jeszcze nie mogę..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
@_luvmyboobear
świetny rozdział. Boze czemu Liam nie może jej powiedzieć prawdy????? czekam na następny x @love_Larryx
OdpowiedzUsuńNo ja mam nadzieję, że wkrótce te dramaty ustąpią czemuś bardziej optymistycznemu ! Bo, szczerze mówiąc, polubiłam Amy - i jeśli mam mówić całą prawdę, to chyba bardziej, niż Zoey - i boli mnie, autentycznie boli, gdy czytam, jak ją to wszystko męczy...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony, rozumiem Liama. Wpakował się w niezłe życiowe gówno i chce się z tego wyrwać, nie narażając dziewczyny, którą kocha, na niebezpieczeństwo. Jestem w stanie to zrozumieć. Ale z drugiej... czy on nie rozumie, że ukrywając prawdę, traci szansę na szczęśliwy związek? Kurde, jak to czytam, to mam ochotę im wszystkim przywalić i powiedzieć, co mają zrobić i jak, żeby było dobrze.
I sprowadza się to mniej więcej do tego, co planował zrobić Malik, a w czym Amy mu przeszkodziła :P Swoją drogą, jak tak o nich czytam, to ostatkiem woli powstrzymuję się od shippowania tej pary... Wiem, że to głupie, ale widząc, jak on o nią walczy, aż czuję, jak mi serce rośnie. Chciałabym mieć kogoś takiego przy sobie, ale jak na razie czepiają się mnie jacyś stresujący goście, po których nie wiem, czego się spodziewać... Nieważne, ja nie o tym :) Liczę, że rozdziały będą pojawiały się jednak troszkę częściej, chociaż dla mnie <3
No i oczywiście, zapraszam na Breathless i Accidentally, Twoja opinia wiele dla mnie znaczy xx
Rozdział świetny! Tylko powiedz mi Dlaczego? Dlaczego Liam nie powiedział Amy prawdy?! Wiesz ze się prawie poplakalam przy ich rozmowie! Myślałam że Liam powie jej w końcu prawdę! A tu co?! Ni co! Mam nadzieje ze po rozmowie Liama z Zaynem Liam powie wszystko Amy!
OdpowiedzUsuń