piątek, 14 lutego 2014

07.

               Amy przesunęła delikatnie palcem wskazującym po klatce piersiowej Liama. Chłopak mruknął zadowolony, choć jedną nogą był już w krainie snów.
-Liam… - zaczęła dość cicho, zważając na to jak bardzo zmęczony był. Nie spał przez nią i powinna dać mu teraz odpocząć, ale jedno pytanie nie dawało jej w spokoju oddychać.
-Hmh? – wyburczał, obracając się na swój lewy bok. Zerknął na Amy spod przymkniętych powiek.
-Kochasz ją? – zapytała, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Milczał tak długo, że pomyślała iż zasnął.
-Nie, nie kocham. – odpowiedział, unosząc się na łokciu – Jest tylko jedna kobieta, którą kocham w swoim życiu.
-Twoja mama? – spojrzała na niego, chcąc rozluźnić napiętą sytuację. Liam zaśmiał się cicho, po czym nachylił się lekko do przodu i pocałował ją delikatnie.
-Chodziło mi bardziej o taką kobietę, z którą kiedyś będę mógł stanąć przed ołtarzem głuptasie. – mruknął, odsuwając się. Amy zarumieniła się lekko.
-To dlaczego z nią mieszkałeś? – wypaliła nagle, czując się zdezorientowana. Nie kochał jej, a byli w związku. Mieszkali razem. O co w tym chodziło?
-To nie jest historia na dzisiaj. Muszę się lepiej przygotować do tej rozmowy i upewnić się, że nikt nikogo nie skrzywdzi, okej?
-Co?
-Zaufaj mi, okej? – poprosił, patrząc jej w oczy. Wzruszyła ramionami.
-Okej.
-Nie martw się, nie dam cię zranić. – uśmiechnął się, z powrotem opadając na wygodne poduszki.                
               Przymknął oczy, a Amy podsunęła się i wtuliła w niego. Jego dłoń spoczęła pewnie na jej plecach. Leżeli tak w ciszy, choć zupełnie nie krępującej.
               Amy wsłuchiwała się w miarowy oddech Liama, starając się wyczuć moment w którym zaśnie. Było jej źle leżeć u jego boku. To znaczy, mogłaby z nim zostać na zawsze, ale coś kazało jej wyjść. Wrócić do domu, przebrać się i pójść pobiegać. Przemyśleć, zastanowić się i odetchnąć. Wrócić do rzeczywistości, zrobić kalkulację własnych czynów.
               Czuła się okropnie z faktem, iż będzie musiała zostawić go samego. Ale przecież nie odchodziła na zawsze, potrzebowała chwili sam na sam.
               Była odrobinę przytłoczona tym wszystkim.
*
               Obudził go dźwięk budzika. Odrobinę zaspany wyłączył go i cisnął telefonem na drugi koniec łóżka, jednocześnie mamrocząc ciche przekleństwa pod nosem. Jakim cudem to cholerstwo zdołało zadzwonić, skoro miał wolne i nic takiego nie włączał?
                Po chwili otworzył oczy i zorientował się, że leży sam. Kołdra po jej stronie była starannie wygładzona, bez żadnej zmarszczki. Dosłownie kilka sekund wystarczyło mu, żeby całkowicie się obudzić i wyskoczyć z łóżka.
               Zajrzał do łazienki, lecz tam jej nie było. Wzruszył ramionami i zszedł do kuchni. Ale tam też jej nie było. Natomiast do lodówki przyczepiona była kartka, w całości zapełniona pochyłym pismem, które znał na pamięć.
               „Okej, pewnie już wstałeś. Jest przed 11, więc pomyślałam, że pobudka dobrze ci zrobi. Tak, to ja ustawiłam Ci budzik, myślę, że nie będziesz mi miał tego za złe. :) 
Na stole stoi śniadanie, w ekspresie jest świeżo zaparzona kawa. Sok pomarańczowy stoi w lodówce. Wyszłam wczoraj wieczorem, wróciłam rano, żebyś miał coś smacznego do zjedzenia. Okej, przyznaje się, że zrobiłam to, żebyś nie był na mnie zły, za to, że uciekłam. 
Tak właściwie to nie uciekłam, a poszłam zabrać swojego psa od Kate, gdzie czekała mnie mega poważna rozmowa i właściwie to dopiero do mnie docierają słowa tej stukniętej blondynki. 
Biegałam, przemyślałam to wszystko. I doszłam do wniosku, że to ja jestem wszystkiemu winna. Wszystko co złe jest moją przyczyną, ale spokojnie. Nie zamierzam uciekać. Czas zmierzyć się ze swoimi problemami.
Jedz bułeczki, specjalnie dla Ciebie przyniosłam świeże, prosto z pieca w okolicznej piekarni. Smacznego.
Jestem w pracy.
Do zobaczenia.
PS Mam nadzieję, że niedługo:) ”
               Liam uśmiechnął się pod nosem, widząc jej imię pod pożegnaniem, z małym serduszkiem na końcu. Była taka urocza, kiedy nie zgrywała odważnej. Usiadł przy stole, zaciągając się świeżym zapachem pieczonych bułeczek.
               Zabrał się za jedzenie, zastanawiając się, czy zasługuje na takie szczęście, jakim była Amy.
               Widocznie tak.
               I nie miał zamiaru się poddać. Nie tym razem.
*
               Związała włosy w wysoki, ciasny kucyk. Przejrzała się w lusterku, które miały w swoim pokoju socjalnym. Nie wyglądała źle. Uśmiechnęła się do siebie. Wszystko przychodziło jej zadziwiająco łatwo. Jak nigdy.
-Promieniejesz. – stwierdziła Jasmine, zerkając nad nią znad najnowszego kolorowego magazynu o modzie. Amy wzruszyła ramionami.
-Nawet mi się zdarza – uśmiechnęła się – Idę na obiad, może Cody w końcu coś zje i przestanie rzucać talerzami. I tak wszyscy wiemy, że podjada po nocach. Co on chce osiągnąć tym buntem?
               Tym razem Jasmine wzruszyła ramionami.
-Nie wiem, ale wiem jedno. Teraz jest moja kolej na robienie prania. Powiedz Marcie i Re, że czekam na nich w pralni. Po obiedzie oczywiście.
-Jasne. Widzimy się na wieczornym obchodzie. – powiedziała niebieskooka, opuszczając ich wspólny pokój. Udała się do jadalni, gdzie 17 dzieciaków zajmowało swoje miejsca przy stole. Amy stanęła z boku, przyglądając się z jaką dyscypliną wykonują te wszystkie czynności.
               To nie były te normalne dzieci, które wariują, śmieją się i marudzą, gdy obiad im nie smakują. One wiedziały co to ból, rozpacz, smutek, dyscyplina i dystans do świata. Każde z nich nie miało rodziców. Jedni nie mieli ich naprawdę, drudzy zostali porzuceni lub odesłani przez sąd. Łączyło ich odrzucenie, tragedia, brak jakiejkolwiek rodziny, która mogłaby wybawić ich z tego koszmaru, którym był Dom Dziecka.
               Choć nie było tutaj tak źle, każde z nich odczuwało smutek. Bawili się razem, wymieniali różnymi zabawkami, odrabiali lekcje. Czasem wychodzili na spacer z opiekunkami, a wtedy wygłupiali się w najlepsze, choć przez chwilę czując się normalnymi dziećmi.
               Najgorzej było, gdy nadchodziły piątki. Otóż piąty dzień tygodnia, był dniem rodziców adopcyjnych. Do dużych wrót instytucji pukało kilka par, które zdecydowały się przygarnąć małą sierotkę. No właśnie. Małą. Dla tych starszych już nie było miejsca w rodzinach zastępczych. Choć zdawało się, że już dawno pogodzili się ze swoim losem… Nikt tak naprawdę nie mógł zrozumieć, jak czują się, gdy kolejna sierotka zostaje nagle dzieckiem, synem, córką… Zaczyna nowe życie, podczas gdy oni dalej mieli gnić w tych murach do czasu ukończenia 18 roku życia.
               Amy podczas swojego krótkiego stażu w tejże pracy, widziała wiele razy ten smutek w oczach. To przygnębienie gdy Lily i Rose grały w karty przy kominku, podczas gdy kolejni rodzice adopcyjni przychodzili wraz z panią dyrektor, która miała w zwyczaju mawiać : Państwo XYZ przyszli z wami porozmawiać. Być może to dzisiaj któremuś z was się poszczęści. Powodzenia.
               Nienawidziła tych słów. Były nieczułe, odtrącające, przykre. Po takich zdaniach starsi „domownicy” opuszczali salon, nie chcąc na to patrzeć. Uroki Domów Dziecka.
               Amy podeszła do małego Cody’ego, z delikatnym uśmiechem na ustach. Widziała, że znów odsunął talerz od siebie, na jakieś pół metra. Nie smakowało mu spaghetti, choć gdy trafił tu trzy tygodnie temu, wydawał się być jego zwolennikiem.
               Trafił tu, bo jego rodzicom zostały odebrane prawa rodzicielskie za znęcanie się nad dziećmi. Nie przyszedł tu sam, ale ze swoją 3-letnią siostrą. Cody miał 8 lat i pokazywał pazury, jak mało który chłopiec.
               Wielokrotne reprymendy nie dawały mu do myślenia, wręcz przeciwnie. Bywał jeszcze gorszy, podczas gdy jego siostra była istnym aniołem. Nie płakała, nie krzyczała. Śmiała się do każdego, kto się z nią bawił. I może to dlatego została zaadoptowana tydzień po tym jak tu trafiła.
-Cody, a ty co? Udajesz, że nie jesteś głodny? – Amy kucnęła obok małego blondyna, który uparcie wpatrywał się w kant stołu.
               Czekała chwilę, ale nie otrzymała odpowiedzi.
-Posłuchaj mnie, Cody. Wszyscy tu są tak samo samotni jak ty. Pozwól nam sobie pomóc, otwórz się, a obiecuję ci, że znajdzie się dla ciebie kochająca mamusia. – powiedziała cicho, ale on ją usłyszał. Rzucił jej zagubione spojrzenie, po czym skinął głową i sięgnął po szklankę z kompotem, którą miał przed sobą. Już przystawiał sobie ją do ust, by pociągnąć łyk, ale się rozmyślił. Cisnął z całą siłą szklanką o drewniany blat stołu. Czerwonawy napój rozlał się na stole, a szkło rozbiło się na tuziny kawałków, które wyleciały w kilka stron.
-Nie. Rozumiesz. Mnie. I. Nigdy. Tego. Nie. Będziesz. W. Stanie. Zrozumieć! – wykrzyczał, po każdym słowie robiąc chwilową pauzę. Usta miał zaciśnięte, podobnie jak obie małe piąstki. Zeskoczył z krzesła i wybiegł z jadalni.
-Cody, wracaj tu w tej chwili! – wrzasnęła Stacy, kolejna pracownica Domu Dziecka, biegnąc za małym.                Amy usiadła zrezygnowana na krześle, by na chwilę opanować nerwy.
-Co za gówniarz. – warknął Phil – Jakbym był jego ojcem, już dawno przetrzepałbym mu tyłek.
-Coś ty, to nic nie da. Przecież przez to tu trafił. – zarechotał Ron.
-Zamknijcie się! – krzyknęła Marcie, wstając od stołu – Wszyscy jesteście siebie warci! Nienawidzę was!
-Marcie, wracaj do stołu! – Amy podniosła się z krzesła i wskazała dziewczynie jej miejsce – Wstać od stołu można po ówczesnej zgodzie, nie pamiętacie reguł? Dopóki nie zjecie, wszyscy macie siedzieć przy stole.
-Przepraszam. – burknęła Marcie, siadając na swoje miejsce. Amy skinęła głową. Lucy spojrzała na nią podejrzliwie.
-Kompot ci ścieka po policzku. – stwierdziła, przechylając odrobinę głowę. Amy odruchowo dotknęła policzka, po czym spojrzała na swoją dłoń. To nie był kompot, zdecydowanie.
-Okej. Idę po zmiotkę, a wy jedzcie. Zaraz wracam, jasne?
               Ponad tuzin głów skinęło posłusznie głowami. Przynajmniej oni.
               Dwadzieścia minut później było po wszystkim. Szkło wylądowało w koszu, rozlany napój został starty. Natomiast Amy siedziała na fotelu u pielęgniarki, która zakładała jej opatrunek na policzek, wcześniej zakładając jej szew na porządnie rozcięty fragment skóry.
-Czasem tak mnie denerwują te dzieciaki, że najchętniej przetrzepałabym im skórę. Ale trzymam się myśli, że Bóg powyrywałby mi nogi z tyłka, jeśli kiedykolwiek uderzyłabym dzieciaka. No, więc jakoś się trzymam swojej anielskiej cierpliwości. – wyznała kobieta w średnim wieku. Amy uśmiechnęła się, dziękując za opatrunek.
-To tylko dzieciaki, Natalie. Pogubione, ale dzieciaki. Będę musiała jutro porozmawiać z Codym. Dam mu noc na przemyślenie swojego zachowania. Tęskni za May, nic więcej. Oni mają tutaj ciężko, brak rodziny to nie jest nic przyjemnego.
-Wiem. Ale mimo to… Przydałoby im się coś, co uświadomi im, że życie nie zawsze śle kłody pod nogi. Coś, co pozwoli im uwierzyć w lepsze dni.
-Coś wymyślimy, Natalie. Muszę iść posprzątać po obiedzie. Dzięki za opatrunek.
               Wieczorem, gdy opuszczała mury swojej pracy, wreszcie mogła odetchnąć świeżym powietrzem. Wyciągnęła z kieszeni płaszczyka paczkę papierosów i odpaliła jednego, za pomocą swojej zielonej , irlandzkiej zapalniczki.
               Zaciągnęła się dymem i skierowała się w stronę wyjścia z terenu Domu Dziecka. Szła przez park, powoli dokańczając papierosa. Jedyne czego pragnęła to butelka wina, ciepły koc i dobry film na DVD.
               Przechodząc obok największego dębu w okolicy, zza drzewa wyskoczył ubrany na czarno gość. Jego twarz była niewidoczna, z powodu mroku jaki panował na zewnątrz. Amy wzięła głębszy oddech i wyrzuciła papierosa, lekko depcząc go butem. Starała się nie bać, bo nikt nie mógł jej nic zrobić. Przechodząc obok owego mężczyzny, poczuła dłoń na swoim łokciu. I to nie byle czyją dłoń. Dłoń tego faceta.
-Spieprzaj gościu, już dzisiaj dostałam po twarzy, po innych częściach ciała nie chcę. Daj sobie spokój, idź napij się wódki i odczep się ode mnie.
               Być może to te słowa sprawiły, że ją puścił. Już miała odchodzić lecz nie było jej to dane. Dwie silne dłonie przycisnęły ją do drzewa, choć zbyt delikatnie jak na napad.
               -Puść mnie! – warknęła, chcąc kopnąć napastnika w najczulszy punkt jego ciała. Niestety on był szybszy i zablokował jej cios lewą dłonią, podczas  gdy prawą trzymał na jej ramieniu.
-Wiesz, potrafię przewidywać ciosy, skarbie. – odezwał się cicho i wyraźnie. Amy pisnęła z wściekłością.
-Liam! Opętało cię? Chcesz, żebym dostała zawału? – warknęła, wyswobadzając się z jego uścisku.
-Mały rewanż za to, że zostawiłaś mnie samego. – wzruszył ramionami.
-Dupek. – prychnęła.
-Przemądrzała księżniczka. – zaśmiał się cicho, wyciągając do niej ręce. Amy wtuliła się w niego, zadzierając głowę lekko do góry, by mógł ją pocałować na powitanie.
               I zrobił to z czułością, zawziętością. Po chwili jednak przejechał palcem po opatrunku, który miała na policzku.
               -Kto ci to zrobił? – syknął cicho. Czuła, jak jego mięśnie napinają się pod wpływem złości.
-Długa historia. Opowiem ci w domu. Mam ochotę na…
-Butelkę czerwonego wina i film na DVD? – podsunął Liam, nagle się uśmiechając.
-Skąd wiedziałeś? – zamrugała zdziwiona. Liam wzruszył ramionami.
-Długa historia. – zironizował jej słowa. Amy wywróciła ramionami, ale kiedy jego dłoń znalazła się przy jej dłoni, bez wahania ją złapała. Czuła się bezpiecznie, mimo tego, że ten sam gość kilkanaście minut temu próbował wystraszyć ją na śmierć.
               Dupek, ale jej dupek.
               Przemądrzała księżniczka. Ale jego księżniczka.



Trzy sprawy: 
1. Mam nowy szablon, który jest asfnakfnjka. Zawdzięczam go mojej czytelniczce, która jest taka kochana i postanowiła go dla mnie wykonać. Słońce, ten rozdział jest z dedykacją dla Ciebie :)
2. Wykonawczyni owego szablonu, ma własny blog z grafikami, na którego serdecznie zapraszam! Dopiero zaczynają i dlatego proszę was o wsparcie. Mają świetne prace i po prostu potrzebują rozgłosu. Dlatego ogłoście tą radosną nowinę i wchodźcie na ich bloga! >> PLACE OF SZABLONY << 
3. KOMENTUJCIE ROZDZIAŁY :) MAM NADZIEJĘ, ŻE AŻ TAK BARDZO GO NIE ZEPSUŁAM,CHOĆ TO CAŁKIEM MOŻLIWE, BO SŁABO SIĘ CZUJĘ, HM. :D 

SEE YA, KOMENTUJCIE! x

PS JEŚLI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH NA TT = PISZCIE W KOMENTARZU. JA NIE GRYZĘ, SERIO.

13 komentarzy:

  1. Wreszcie! Tak. Się. Cieszę. Że. Amy i Liam. Są. Razem *.* bdnxuv bd kshs

    OdpowiedzUsuń
  2. Urocze *.* <3 Chcę więcej! :D i pewnie nie tylko ja :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju rozdział jest taki jjjfcgmfmkck. Zazdroszcze ci tak wspaniałego talentu. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ale nie pospieszam xx @love_Larryx

    OdpowiedzUsuń
  4. ten rozdziła alskjdkslajf >>>>>>>>>
    kocham to!
    +cudowny szablon!

    OdpowiedzUsuń
  5. asdfghjklfheivebuwdvbuiwrevbqbrerlvb, rozdział z dedykacją dla mnie! hahaha, kochanie! nie musiałaś :D co do szablonu to jednak stwierdzam że nie jest taki zły :D ale oczywiście mógł być lepszy. aż takiego rozgłosu i tak nie będzie ale liczy się gest, dziękuję ♥

    a teraz rozdział. miał być króciutki, a tu taaakie coś :D może wnosi niewiele jednakże uważam, że jest odrobinę przesłodzony tą miłością Liama i Amy. w końcu stosunkowo niedawno się naprawdę pogodzili prawda? aaa, co do tego gościa w parku to przestraszyłam się nie na żarty sądząc, że to ktoś kogo nasłała Danielle żeby skrzywdził Amy o.o no ale na całe szczęście (moje xd) i Amy był to Liam! :D jeeeju, tak się cieszę że to właśnie Liam jest w tym opowiadaniu, tak idealnie to wszystko opisujesz *-* Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejuu rozdział świny aż brak mi słów. Liam jest taki uroczy:) Czekam na następny :DD /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  7. kocham to opowiadanie, serio. piszesz świetnie i za to należą ci się brawa! pisz szybciutko, chce wiedzieć co jest dalej. love from wikula/ @soletmebe

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowicie się cieszę, że Liam i Amy w końcu są razem i to szczęśliwi. Jestem zachwycona sposobem w jaki opisujesz ich relacje :) To przeurocze.
    Sytuacja w Domu Dziecka... No cóż. Różnie bywa. Te dzieci naprawdę są nieszczęśliwe. Czują się jak towar na targu i liczą na to, że ktoś je przygarnie. To przykre, że starsze nie mają szans na miłość i prawdziwy dom.
    Podejrzewam, że umarłabym na zawał w sekundę gdyby Liam zrobiłby mi coś takiego! Boże myślałam, że ktoś chce ją skrzywdzić, a to tylko ten głupek xD
    Czyta w jej myślach, troszczy się o nią. Chłopak idealny :)
    Mam tylko nadzieję, że w końcu wyjaśni Amy dlaczego ją zostawił i dlaczego był z Danielle skoro jej nie kochał. To bardzo interesujące i pewnie z tego powodu opowiadanie nosi tytuł 'Blackmail'.
    Życzę ogromu weny !
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę uwierzyć, że Liam i Amy znowu mogą doświadczać szczęścia, jakim jest bycie blisko siebie. To naprawdę wspaniałe, że wszystko skończyło się właśnie w taki sposób. Oboje zasługują na szczęście i przede wszystkim oboje zasługują na siebie.
    Praca w Domu Dziecka musi być z jednej strony bardzo ciekawa, ale zaś z drugiej ogromnie ciężka, co mieliśmy okazję zobaczyć właśnie w tym rozdziale. Dzieci trafiają do tego miejsca z różnych domów, z różnymi osobistymi tragediami. Doskonale rozumiem postępowanie Cody'ego. Miał siostrę, z którą został rozdzielony, bowiem ona została już adoptowana. Teraz został sam i nie ma się co dziwić, że jest mu przykro i czuję się samotny. Trzymam za niego mocno kciuki i mam nadzieję, że w końcu znajdzie się ktoś, kto go mocno pokocha.
    Liam zachował się, hmm.. trochę lekkomyślnie. Osobiście najpierw bez żadnego słowa dałabym napastnikowi w twarz lub cokolwiek innego, a następnie umarłabym ze strachu. Dobrze, że Amy niczego nie zdążyła mu zrobić.
    Mam nadzieję, że ich szczęście potrwa trochę dłużej i w końcu wyjaśni się to, dlaczego Liam ją zostawił. Czekam na rozdział kolejny, dużo weny. Pozdrawiam! xx

    tajemnicze-serce.blogspot.com
    @estasoledad13

    OdpowiedzUsuń
  10. Trafiłam tutaj przypadkowo, ale szczerze mówiąc, już wczułam się w tę historię. Wszystkie rozdziały przeczytałam bez chwili przerwy, śledząc losy głównych bohaterów. I kiedy dotarłam do końca tego rozdziału, cieszyłam się razem z Amy. To, że może być z Liam'em jest wspaniałe, bo oboje na pewno na to wszystko zasłużyli, tutaj nie ma wątpliwości. Myślałam, że troszkę dłużej potrwa aż będą tak naprawdę ze sobą szczęśliwi, ale jestem pozytywnie zaskoczona takim biegiem wydarzeń.
    Kiedy czytałam fragment o Domu Dziecka... cóż, nie ma co ukrywać, dzieci tam mają nieciekawą sytuację. Praca między nimi musi dawać mnóstwo szczęścia, bo cieszą się one nawet chwilą uwagi. Ale później, gdy się myśli, że niektóre z nich mogą nie znaleźć rodziny, robi się przykro. Jednak liczę na to, że z Codym będzie inaczej. Jego zachowanie dla mnie jest całkowicie zrozumiałe.
    Końcówka również bardzo mi się spodobała. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci powodzenia i czekać na kolejny rozdział. :D

    http://delirium-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiec.. jak obiecałm, tak robie i komentuje :) dziekuje za link, ktory mi przyslalas 3 dni temu. Dopiero skonczylam, bo czytalam tez pierwsza czesc, ale naprawde to opowiadanie jest super. Równa sie do najlepszych jakie czytalam :) czekan na nn i jesli to mozliwe, to chcialabym byc informowana o rozdziałach :D @_MyLovelyNiall

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem Ci, że bardzo mnie usatysfakcjonowałaś tym rozdziałem. Amy i Liam wreszcie stawiają czoła sytuacji - i robią to razem. Na początku, kiedy wyszła od niego z mieszkania bałam się, że znowu ucieknie, ale podobnie jak Payne poczułam ulgę, gdy przeczytałam liścik ;D Oni są dla siebie stworzeni, a to opowiadanie jest stworzone dla poprawiania mi humoru <3
    Druga część była trochę pesymistyczna, ale nic dziwnego - zważywszy na miejsce pracy Amy. Fajnie, że ukazujesz też inną stronę jej życia, to nadaje temu ff rysu charakterystyczności, super :) Myślę, że akurat jej uda się dotrzeć do Cody'ego, liczę na to <3 KURDE, A JAK JAKIŚ KOLEŚ JĄ ZŁAPAŁ, TO MYŚLAŁAM, ŻE TO ZBIRY OD DANIELLE, WEŹ, CHCESZ, ŻEBYM ZAWAŁU DOSTAŁA? Ale jak przeczytałam, że to Liam, to od razu zrobiłam "awwww" i zapomniałam o tym, żeby Cię zabić za takie żarty :P ANyway, liczę na kontynuację telepatycznego wieczorku tej pary, misia <3

    OdpowiedzUsuń