11 komentarzy = nowy rozdział!
-Wyrzućcie ten telefon przez okno, bo kurwa oszaleję! – krzyknął jeden z mężczyzn, gdy komórka Amy po raz kolejny tego wieczoru zaczęła dzwonić.
-Jakim trzeba być idiotą, żeby nie wiedzieć, że istnieje funkcja wyciszenia telefonu? – potężny facet wziął telefon w swoje dłonie, odrzucił połączenie i wyciszył telefon – Zdaje się, że ktoś tu martwi się o ciebie, mała.
Amy zacisnęła oczy. Trzęsło ją za każdym razem, gdy któryś z tej trójki zwracał się do niej „mała”. Byli tutaj już dość długo, a zimna podłoga sprawiała, że Amy ciągle miała dreszcze. Niestety nic nie mogła na to poradzić, bo każda próba rozwiązania swoich nadgarstków kończyła się bolesną karą ze strony napastników. Za pierwszym razem najgrubszy popchnął ją na ścianę, a jej głowa szybko zetknęła się z twardą fakturą. Następna próba wyswobodzenia się z niewygodnej pozycji została zwieńczona dwoma kopniakami w żebra. Trzeciego razu już nie było.
Leżała na ziemi bokiem, raz po raz zamykając i otwierając oczy. Nie miała pojęcia dlaczego ją tutaj trzymali, ale wiedziała, że szybko jej nie wypuszczą. Była głodna, zmęczona, przemarznięta i najwyraźniej się przeziębiła.
-Kiedy wróci Mike? Jestem cholernie głodny i zmęczony, chcę iść do domu.
-Zamknij się, Luka. Ciągle gadasz o żarciu – warknął drugi, przerzucając stronę w gazecie. Luka usiadł w dużym, zniszczonym fotelu i mruknął coś niewyraźnie.
Siedzieli tak w ciszy, dopóki nie usłyszeli jak do budynku wchodzi jeszcze jedna osoba.
-No, gołąbeczki! Przyszła zmiana, zmiatać do domów na wigilię! – do pomieszczenia wkroczył Mike, a w jego zachowaniu nie byłoby nic co przypominało Amy o tamtej pamiętnej nocy, gdy Liam ją uratował.
Amy uchyliła ponownie oczy i zobaczyła jak Mike siada w drugim fotelu, stawiając obok siebie dużą, sportową torbę. Odczekał, aż dwójka facetów, którzy pilnowali ją wcześniej, się zwinie. Kiedy upewnił się, że są sami, ściągnął kurtkę i uśmiechnął się szeroko.
-Co tam, piękna? – zapytał, wstając z siedzenia. Amy instynktownie odsunęła się do tyłu, widząc jak się zbliża do niej. Niestety po raz kolejny zderzyła się z zimną ścianą. Teraz bolała ją każda kość w ciele i czuła się tak, jakby za chwilę miała zejść z tego świata.
-Nie bój się aniołku, nie zrobię ci krzywdy. Chcę ci tylko pomóc – westchnął, kucając naprzeciwko niej. Jak obiecał, tak zrobił. Delikatnie podniósł ją do pozycji siedzącej, po czym wziął ją na ręce i zaniósł na fotel, w którym wcześniej siedział Luka.
Amy patrzyła na niego przerażona. Czuła się okropnie, a otwieranie podbitych oczu było dla niej prawdziwą udręką.
-Ściągnę ci taśmę, ale pod warunkiem, że nie będziesz krzyczała, okej? I tak nikt cię tutaj nie usłyszy, ale nie jestem pewien czy Luka i Ron są na tyle daleko, żeby nic nie słyszeć.
Brunetka skinęła głową, tym samym obiecując, że nie krzyknie. Nie zamierzała tego robić, czuła, że Mike może jej pomóc.
-Teraz troszkę zapiecze – mruknął mężczyzna, po czym gwałtownie zdarł taśmę z jej ust. W następnej sekundzie przyłożył jej dłoń do buzi, by stłumić krzyk, który mimowolnie wydarł się z jej gardła. Po chwili zabrał rękę, patrząc na nią w milczeniu.
-Dlaczego mi to robicie? Zostawcie mnie, błagam. Nic wam nie zrobiłam! – zaczęła prosić, a łzy same wydostały się z jej oczu.
-Nie mogę. Przykro mi – wzruszył ramionami Mike, patrząc gdzieś w bok.
-Mike, proszę. Przyjaźniłeś się z Liamem, wiem to! Proszę, ze względu na niego. Wypuść mnie… Mike, proszę!
-No właśnie. Przyjaźniłem się. Teraz nawet nie rozmawiamy. Nie oczekuj ode mnie niemożliwego. Po prostu nie mogę. Nie ważne jak bardzo tego chcę, nie zrobię tego. Musisz mi wybaczyć.
Amy zagryzła dolną wargę, zaciskając oczy. Czuła się tak, jakby miała zostać tu na zawsze. I nie wiedziała z jakiego powodu tu trafiła.
-Na końcu korytarza jest łazienka. Co prawda w dość opłakanym stanie, ale przynajmniej woda leci. Zaprowadzę cię tam, umyjesz się i tu wrócimy, okej?
Brunetka nie odezwała się ani słowem, ale Mike tego nie skomentował. Po prostu zarzucił swoją torbę na ramię, po czym wziął Amy na ręce i zaniósł do obrzydliwej łazienki.
O dziwo, wszystkie drzwi w tym domu działały bez zarzutu. Jakby ktoś je wymienił przed tym dziwnym porwaniem. Mike zamknął drzwi w łazience na klucz, po czym kucnął przy Amy i rozwiązał jej nogi i ręce.
-Nie uciekniesz stąd, nawet nie próbuj, jeśli chcesz coś zjeść. Okna są szczelnie pozamykane. Woda jest cholernie zimna, ale musisz to jakoś przecierpieć. Do jutra, słonko, do jutra.
Mike rozmasował jej obolałe nadgarstki, po czym uśmiechnął się ponuro. Amy widziała jak męczy się z tym, że musi brać udział w tym porwaniu. Ale nie odezwała się słowem, nie chciała zawierać przyjaźni z porywaczem.
-Dlaczego się nie rozbierasz? – zapytał mężczyzna, patrząc na nią z uniesionymi brwiami.
-Sądziłam, że wyjdziesz – odparła ochrypłym głosem. Mike pokręcił głową.
-Musisz się przełamać, cały dom jest monitorowany, z wyjątkiem łazienki. Będę miał przesrane jak ona się dowie, że wyszedłem.
-Ona? Kim jest ‘ona’? – zapytała Amy, spoglądając zaciekawiona na Mike. Jeśli powiedziałby kto mu rozkazuje, zagadka sama by się rozwiązała.
-Dowiesz się w swoim czasie. Wyskakuj z ciuchów – mruknął, siadając na krzesełku w rogu łazienki. Amy zacisnęła zęby, czując się bezsilna.
Mimo wszystko nie miała zamiaru rozbierać się przy obcym mężczyźnie. Nie dbała o to, że kiedyś widział jej ciało. Po prostu nie miała zamiaru i tyle. Ściągnęła buty i skarpetki, po czym wstała z zamkniętego sedesu, na którym wcześniej posadził ją Mike.
-Przepraszam, co ty robisz? – zapytał zainteresowany Mike. Amy spojrzała na niego, mrużąc oczy.
-To, że raz widziałeś moją bieliznę nie znaczy, że możesz zobaczyć ją po raz kolejny – warknęła, niezdarnie wchodząc pod prysznic.
Kabina była tak okropna, że robiło jej się niedobrze. Zamiast szklanych drzwi była zapleśniała zasłona, kafelki były brudne, a brodzik. Cóż, żył własnym życiem.
Amy odsunęła zasłonę, starając się jak najbardziej ograniczyć kontakt z takim brudem. Odkręciła wodę i spłukała brodzik na tyle, że mogła w nim stanąć boso. Nie było cudów, ale przynajmniej mogła się umyć.
-Nie umiesz posługiwać się lewą ręką? – zapytał Mike, patrząc na nią z rozbawieniem, jak stara się doprowadzić do porządku prysznic, używając tylko swojej prawej ręki.
-Jakbyście mi jej nie złamali, to może bym potrafiła – odparowała – Masz jakieś mydło, szampon, cokolwiek?
-Jasne – Mike wyciągnął z torby kosmetyczkę i otworzył ją. Wydobył szampon oraz mydło w płynie – Rzuciłbym, ale obawiam się, że nie złapiesz.
Amy przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Mike podszedł do niej, po czym nachylił się i postawił rzeczy na małej półeczce w środku „kabiny”.
-Miłej kąpieli.
*
Później nie było już tak swobodnie. Mike musiał ją ponownie związać i zanieść do pomieszczenia, w którym wcześniej przebywała. Tym razem jednak położył pod ścianą koc i usadził ją na nim.-Ciesz się, że mam pozwolenie, żeby ci trochę polepszyć byt. Zgaduję, że z tamtymi dwoma nie było tak fajnie, co?
-Myślisz, że jak będziesz dla mnie miły to zapomnę o tym, że kiedyś dobierałeś mi się do majtek?
-Tak, taką właśnie miałem nadzieję – przewrócił oczyma Mike.
Amy nie odezwała się więcej ani jednym słowem. Nawet jak Mike ją nakarmił, nie podziękowała za to. Bo niby za co miała dziękować? Za to, że pomógł ją uprowadzić? Jedyne na co miała teraz ochotę i odwagę to naplucie mu w twarz. Jednak brała pod uwagę to, że on może być jej ocaleniem, dzięki niemu przynajmniej nie zginie z głodu i zimna.
-Ta… Więc co u Liama? – Mike rozsiadł się wygodnie w fotelu i wyciągnął paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni swojej zimowej kurtki. Amy spojrzała ponad niego, w ogromne okno. Ono też było nowe. Coraz częściej miała wrażenie, że przygotowania do jej uprowadzenia trwały dłużej niż dwa dni.
-Dlaczego chcesz wiedzieć? – zmrużyła oczy, choć ta czynność dla jej mięśni była nie lada wyczynem. Pięćdziesiąt procent twarzy miała pokryte siniakami na skutek zderzeń i uderzeń.
-No wiesz… Przyjaźń, te sprawy. Poza tym sądziłem, że już nigdy się nie zejdziecie. To nie było coś, że kręciłaś z jego kumplem, a on nie chciał się wtrącać w wasze życie?
Amy wzięła głębszy oddech i już miała odpowiedzieć na wścibskie pytanie Mike’a, gdy coś jej przeszkodziło. A mianowicie stuk obcasów na spękanych płytkach w pomieszczeniu, które kiedyś zwano przedpokojem.
Nie musiała długo czekać, by przekonać się kto właśnie zmierza w jej kierunku. Wiedziała to od początku, choć nie miała stuprocentowej pewności. Któż inny mógłby chcieć się na niej zemścić jak nie ona? Przecież to jej Amy zabrała wszystko czego tylko pragnęła ta zachłanna majątku dusza.
-Cześć skarbie, jak się trzymasz?
Danielle oparła się o ścianę pokrytą wyblakłą, zieloną farbą.
-Okej, skoro już tu jesteś – Mike wstał z fotela i złapał swoją torbę, która stała na posadzce – Mogę już iść i liczyć na to, że przestaniesz mieszać się w moją rodzinę i biznes?
Dziewczyna spojrzała na swoje wypielęgnowane paznokcie po czym odepchnęła się ramieniem od ściany. Otrzepała tył swojej kurtki i odrzuciła wyprostowane włosy na plecy.
-Cóż z tego będę miała, chłopcze? – uśmiechnęła się, podchodząc do Mike’a. Przejechała palcem po jego policzku po czym przymknęła oczy.
-Nie wydam cię nikomu. Nic, co zrobiłaś, nie wyjdzie poza te mury. Ten wypadek, porwanie… Jej śmierć. Nic, po prostu zapomnę o tym. Tak jak ty zapomnisz o mnie i dasz mi odejść.
Amy z szeroko otwartymi oczyma przyglądała się zamyślonej Danielle. W głowie kłębiło jej się mnóstwo myśli. Jaki wypadek? Czy to ma związek z wypadkiem Liama? I… Czy to właśnie ją chce uśmiercić? Przecież nic nie zrobiła!
-Dobrze, zniknij mi z oczu. I pamiętaj, że mogę znaleźć cię w każdej chwili. A zatuszowanie kolejnej śmierci będzie banalnie proste.
Mike skinął głową i rzucił Amy spojrzenie, które mówiło: Przepraszam, nic już nie mogę zrobić. Po czym wyszedł, zostawiając ją sam na sam z psychopatką.
Danielle uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do Amy. Kucnęła naprzeciwko niej i zajrzała prosto w jej załzawione oczy.
-Jak ci się tu podoba? – zapytała, dłonią wskazując pomieszczenie, w którym się znajdowały – Byłaś tu kiedyś, czyż nie?
Amy wierzgnęła nogami, chociaż ciężko było je ruszyć gdy były związane. Jednak udało jej się kopnąć Danielle i całkiem szybko przewrócić ją na zimny grunt.
-Czego chcesz ode mnie? – krzyknęła, próbując jakkolwiek wyswobodzić się ze sznurów, które skutecznie ją unieruchamiały. Nawet ból złamanej ręki się nie liczył. Niestety nic nie szło po jej myśli. Danielle wstała szybciej niż się tego spodziewała i natychmiastowo uderzyła ją prosto w twarz, otwartą dłonią.
-Słuchaj gówniaro, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć to masz zamknąć pysk i nie wierzgać jak zapchlone źrebię!
-I tak chcesz mnie zabić, więc może lepiej zrób to od razu, psychopatko – syknęła, gdy pozbierała się po ciosie ze strony Dan. Brunetka zaśmiała się głośno, po czym usiadła na fotelu, stojącym dokładnie naprzeciwko niej.
-Myślisz, że dam ci tę przyjemność? Satysfakcję, że znów dostałaś tego czego chciałaś?
-Nic ci nie zrobiłam!
-Ukradłaś moje życie! Nazywasz to niczym?!
Pojedyncze zmarszczki pojawiły się na czole Amy.
-W jaki sposób miałabym ukraść ci życie? Bo to mnie wybrał Liam, a nie ciebie?
Danielle skrzywiła się, ale nie zareagowała niczym innym. Oparła się wygodnie i zacisnęła dłonie w pięści. Przechyliła głowę lekko na prawą stronę i przymrużyła swoje duże oczy.
W tym samym momencie wibracje w komórce Amy zaczęły uciążliwie dawać znak o nadchodzącym połączeniu. Danielle sięgnęła na mały stoliczek i uśmiechnęła się w zamyśleniu.
-Wygląda na to, że biedny Liam się o ciebie martwi. Cóż, będziesz musiała złamać mu serce. Nie po raz pierwszy zresztą – wzruszyła ramionami, odrzucając połączenie – Myślisz, że wiadomość o treści „Zostaw mnie w spokoju, jesteś jedną wielką porażką. Niszczysz mi życie, nie chcę cię znać!” wystarczy?
-Zostaw go! Przecież i tak się domyśli! – krzyknęła Amy, po raz kolejny walcząc z ciasnymi węzłami.
-Masz rację. Dopiszę jeszcze, że zostajesz na stałe w Mullingar, bo tam jest ojciec twojego dziecka. Ach, właśnie! Co tam u malutkiej kopii Amy Harris? Skarbie popatrz na to z tej strony – jeśli ty umrzesz, to ta mała wciąż będzie wyglądać jak ty. I zapewne będzie tak samo irytująca jak jej biologiczna mamusia. Tak więc, twój ród nie zostanie stracony.
Danielle wystukała kilkanaście słów na klawiaturze telefonu Amy i z radością patrzyła na potwierdzenie doręczenia wiadomości do Liama. Westchnęła zadowolona, odkładając telefon.
-Chcesz wiedzieć dlaczego tu jesteś? Okej, opowiem ci swoją historię. I tak nikomu jej nie powtórzysz, bo wiesz co…? Już nigdy nie będziesz miała okazji, by z kimkolwiek porozmawiać. Boli, nie?
Damn, jak ja nienawidzę robić z Danielle takiej okropnej osoby. Ale cóż, po prostu o tym nie myślmy XD
Wesołych świąt kurczaczki, żebyście nie przytyły za dużo, bo potem nie będzie chciało się odchudzać *wiem to z autopsji lol* Troszkę spóźnione życzenia, ale lepiej późno niż wcale :)
Z wielką przyjemnością odpowiem na każde wasze pytanie, na moim asku : >>KLIK<< Nie krępujcie się, lubię odpowiadać na pytania :)
PS Nie zapomnijcie, że nowy rozdział pojawi się po 11 komentarzach pod tą częścią! :)