piątek, 28 marca 2014

12


CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

               -Liam, nie stać mnie na takie wakacje… - westchnęła Amy, gdy podjechali pod hotel Jade Mountain. Czterdzieści pięć minut jazdy taksówką dało jej w kość, a to wszystko dzięki słabej klimatyzacji i wysokiej temperaturze. Oboje wysiedli z samochodu, oddychając odrobinę świeższym powietrzem.
-Może ciebie nie stać, ale mnie stać. A co moje to i twoje. I proszę cię – urwał Liam, wyciągając walizki z bagażnika – nie rób z tego powodu problemów, nie chcesz się ze mną chyba kłócić, co?’
               Amy chciała zapłacić taksówkarzowi, ale Liam oczywiście ją wyprzedził, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. Brunetka wydęła dolną warg. Nie lubiła korzystać z czyichś pieniędzy, nie było jej to na rękę.
-Jasne, że nie chcę. Ale to wszystko – machnęła ręką dookoła siebie, na przecudowne widoki – to za dużo, Liam.
-Przestań. Przyjechaliśmy tutaj, żeby odpocząć. Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie spokój ducha jest bezcenny. Łaskawie przymknij tą piękną buźkę, albo wsadzę cię do jakiejś sauny i przetrzymam tam, dopóki nie zmienisz zdania – zagroził Liam. W kącikach jego ust czaił się uśmieszek, któremu Amy nie potrafiła się oprzeć.
               Uniosła obie dłonie w geście poddania się. Tryumfujący uśmiech na twarzy jej chłopaka był warty tego gestu.
               Udali się do hotelu. Amy chciała wziąć swoją walizkę, ale Liam oczywiście jej nie pozwolił, co skwitowała wymownym spojrzeniem w przepiękne, błękitne niebo.
               Drzwi otworzył im mężczyzna ubrany w granatowy uniform. Przywitał ich uprzejmie i skinieniem palca przywołał do siebie bagażowego, który od razu po powitaniu przejął ich bagaże.
               Liam mając w końcu wolne obie dłonie, wsunął swoje palce w palce Amy i ścisnął je delikatnie, posyłając jej piękny uśmiech. Podeszli do lady recepcyjnej. Po kilku minutach przeszli przez procedurę check-in i mogli udać się już do swojego apartamentu.
               Szli za bagażowym, wciąż trzymając się za ręce. Na korytarzu panowała kompletna cisza, wszyscy goście najwyraźniej przebywali w swoich pokojach.
-Zegarki są przestawione o sześć godzin do tyłu, zgodnie z naszą strefą czasową – wyjaśnił bagażowy, przykładając kartę zbliżeniową do drzwi. Usłyszeli ciche kliknięcie, po czym mężczyzna nacisnął na klamkę.
               Weszli do środka, a Amy zamrugała kilkakrotnie. Znajdowała się w przepięknym apartamencie, o którym nawet nigdy nie śniła.
-Wszystkie nasze apartamenty posiadają basen typu infinity zamiast czwartej ściany. Temperatury nocą są tutaj idealne, więc nie ma szans byście zmarzli. Pokoje celowo nie zostały wyposażone w telefon, telewizję czy Internet, by nasi goście mogli znaleźć tu ucieczkę od szarej codzienności. Nasza kuchnia jest kuchnią najwyższej klasy, posiadamy również doskonałe SPA.
               Zostali oprowadzeni po całym apartamencie, a mężczyzna pokazał im co jak działa.
-Pięknie tutaj – szepnęła Amy, podziwiając widok na morze karaibskie.
-Owszem – uśmiechnął się blond włosy bagażowy – Mają państwo do dyspozycji łazienkę z jacuzzi i prysznicem. Dodatkowo dysponują państwo niewielką winiarnią. Powierzchnia Sun Sanctuary, bo tak nazywamy ten apartament, wynosi ok. 186 m2. Basen, który jest zamiast czwartej ściany, ma powierzchnię 84m2. Wszelkie pytania proszę kierować do recepcji.
               Liam skinął głową, wręczając mężczyźnie kilka banknotów.
-Dziękujemy za oprowadzenie po apartamencie.
-Życzę miłego pobytu. Nowożeńcy są naszymi najbardziej zadowolonymi klientami – skwitował bagażowy, patrząc na ich złączone ręce. Amy spojrzała tam gdzie i on kierował swój wzrok, po czym poczuła jak jej policzki płoną czerwienią.
-Nie jesteśmy nowożeńcami – bąknęła, wyswobadzając dłoń z dłoni Liama.
-Proszę mi wybaczyć, po prostu wyglądają państwo na bardzo zakochanych, więc pomyślałem…
-W porządku. Dziękujemy – skinął głową Liam. Mężczyzna życzył im miłego pobytu, po czym opuścił apartament.
               Amy usiadła na dużym łóżku, które stało blisko basenu. Spojrzała na swoje lewo, gdzie stały dwa fotele oraz mały stoliczek. Po prawej mieli dużą komodę wykonaną z ciemnego drewna. Wszystko tu miało taki egzotyczny klimat.
-Nowożeńcy, hm? – uśmiechnął się Liam, siadając obok niej. Amy spojrzała na niego.
-Pomylił się chłopak, zdarza się każdemu – wzruszyła ramionami.
               Liam uśmiechnął się, kładąc dłoń na jej udzie. Ścisnął je delikatnie, po czym spojrzał na nią i skradł jej mały pocałunek.
-Idę pod prysznic – oznajmiła, podchodząc do swojej walizki. Wyciągnęła z niej kosmetyczkę, szorty i białą bokserkę. Usłyszała jak Liam schodzi z łóżka i podchodzi do niej. Zamknęła walizkę i wyprostowała się.
-Stało się coś? – zapytał cicho, kładąc dłonie na jej biodrach.
-Wszystko w porządku – wzruszyła ramionami. Odwróciła się w jego stronę i stanęła na palcach, całując go w usta.
               Udała się do łazienki i dopiero gdy zimne strumienie spływały po jej ciele, pozwoliła sobie na przemyślenia. Przez całą podróż nie pokazywała po sobie jak bardzo zabolały ją słowa Kate. Czuła się okropnie wiedząc, że tak właśnie myśli o niej najlepsza przyjaciółka.
               Przecież wcale nie uważała, że jest pępkiem świata!
               Wmasowała we włosy miętowy szampon, z każdym kolejnym oddechem uświadamiając sobie jak bardzo stała się żałosna przez ostatni czas. Naprawdę nie chciała by tak to się potoczyło, ale nie miała żadnej motywacji, by stać się lepszą.
               Pomagała innym, zajmowała się pracą, starała się jak mogła i wszystko poszło na marne. Nadal była samolubną dziewczynką, która nie widzi świata poza swoim nosem.
               A do tego doszła psychopatyczna furiatka, która próbowała zrobić jej krzywdę, bo zabrała jej chłopaka.
               Amy usiadła w brodziku, pozwalając by woda spłukała szampon z jej włosów. Siedziała, trzęsąc się pod wpływem zimnych strumieni, ale nie dbała o to. Potrzebowała chwili by pomyśleć, a nie chciała robić tego przy Liamie. Ostatnie czego potrzebowała, to zepsucie tego wyjazdu swoją marną egzystencją.
               Owinęła się w drugi ręcznik, odrobinę większy od poprzedniego. Wyszła z kabiny od razu podchodząc do lustra. Wyciągnęła z wiklinowej szafki suszarkę, podłączyła ją do prądu i delikatnie podsuszyła włosy. Pozostawiła je wilgotne, bo nie chciało jej się męczyć z całkowitym wysuszeniem.
               Wyciągnęła z kosmetyczki balsam o zapachu truskawek pomieszanych z pomarańczą, kiwi i ananasem. Usiadła na brzegu średniej wielkości jacuzzi po czym staranie wmasowała w swoje ciało porcję balsamu. Wszystko to robiła na autopilocie, myślami dryfując gdzieś indziej.
               Potrzebowała szczerej rozmowy z kimś, kto nie wziąłby ją za natrętną wariatkę. Sęk w tym, iż bała się, że wszyscy już ją tak postrzegają.
               Z cichym westchnieniem schowała balsam do kosmetyczki. Założyła świeżą bieliznę, po czym ubrała przygotowane wcześniej ubrania.
               Zmęczenie powoli dawało jej się we znaki. Oczy zaczęły ją piec, a każdy ruch wydawał się być ciężki do wykonania.
               Wyszła z łazienki, udając się wprost na ogromne łóżko. Nawet nie sprawdziła gdzie może być Liam, po prostu zwinęła się w kłębek na kremowej pościeli. Przymknęła oczy, dając im chwilową ulgę.
               Próbowała zasnąć, ale nie potrafiła. Słońce wzbijało się coraz wyżej, a dzięki braku jednej ściany nie potrafiła zasnąć.
               Materac obok niej ugiął się odrobinę. Nawet nie usłyszała kiedy Liam pojawił się w pobliżu. Położył się obok niej, obejmując ją jedną ręką w pasie. Przyciągnął ją bardziej do siebie, tak, że czuła na plecach jak jego klatka piersiowa unosi się i upada.
-Wiem, że nie śpisz – szepnął jej do ucha – Chciałbym z tobą porozmawiać. Poważnie.
               Amy skuliła się jeszcze bardziej, chcąc schować się przed całym światem.
-Możemy zrobić to potem?
-To nie potrwa długo, obiecuję ci – westchnął Liam. Amy wyprostowała się i obróciła w jego stronę. Patrzyła na niego spod lekko uchylonych powiek, tylko na tyle byłą ją stać.
-Hmh? – mruknęła, jedną nogą stojąc na granicy snu.
-Muszę mieć pewność, że nic nie wydarzyło się gdy nie było mnie przy tobie w Londynie.
               Brunetka otworzyła szeroko oczy, zganiając sen z powiek. Zamrugała kilkakrotnie, po czym uśmiechnęła się delikatnie, kładąc Liamowi dłoń na policzku.
-Wszystko w porządku, Li. Naprawdę – nachyliła się lekko do przodu i pocałowała go czule – Mieliśmy tutaj zapomnieć o wszystkim, pamiętasz?
               Brązowe oczy spojrzały na nią z iskierką radości. Cieszył się, że w końcu obrała jego taktykę, którą było odsunięcie zmartwień na bok.
-Po prostu byłaś inna... Myślałem, że coś się stało. Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.
-Jestem po prostu zmęczona tym wszystkim. Cieszę się, że mnie tutaj zabrałeś… Mój młody mężu – uniosła brew do góry, posyłając Liamowi uśmiech. Chłopak uznał to za dobrą monetę. Przyciągnął ją do siebie tak, że teraz stykali się nosami.
-Uważaj, bo pomyślę, że chcesz się ze mną hajtnąć – mruknął, muskając jej usta swoimi.
-Może kiedyś, mistrzu. Tylko pamiętaj, żeby najpierw mi się oświadczyć – uśmiechnęła się, kładąc swoją dłoń na jego policzku.
-Kocham cię, mała – powiedział cicho, by nikt inny tego nie usłyszał, choć byli sami.
-Kocham cię – powtórzyła jego słowa, delikatnie wodząc palcami po jego zaroście – Nawet nie wiesz jak bardzo.
*
               Następnego dnia wszystko, co zdarzyło się przed wyjazdem, zostawiła daleko za sobą. Łapała promienie słoneczne, wyciągnięta na wygodnym leżaku. O tej godzinie na plaży nie było zbyt wiele osób, co Amy przyjmowała jako pozytywną cechę drogiego hotelu.
               Liam obiecał, że dołączy do niej gdy tylko omówi jakieś ważne sprawy z Paulem przez telefon. Od rana był w wyśmienitym humorze, co zresztą brała za swoją zasługę. Uśmiechnęła się pod nosem wspominając każdą chwilę upojnej nocy.
               Mogłaby tu zostać na zawsze. Odcięta od cywilizacji, wypoczęta, zrelaksowana. Z dobrą książką w dłoni i truskawkowym koktajlem na wiklinowym stoliczku obok leżaka.
               Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że Zayn próbował skontaktować się z nią jakieś dziesięć razy. Zawsze kiedy dzwonił była zajęta czymś innym, a jej telefon był wyciszony. A gdy oddzwaniała – Zayn nie odbierał.
               Dlatego włączyła dźwięk w telefonie i postanowiła poczekać na połączenie, w międzyczasie opalając się w otoczeniu szumu fal i cichych rozmów zakochanych.
               Tylko dźwięk jej telefonu przerwał kojącą ciszę. Ściągnęła okulary przeciwsłoneczne, po czym sięgnęła po komórkę, będąc pod ostrzałem niezrozumiałych spojrzeń. Jakby mogła, to by nie odbierała. Ale w końcu dzwonił jej przyjaciel.
-Cześć – odezwała się jako pierwsza. Ponownie założyła okulary, które niezawodnie chroniły ją przed słońcem.
-Dzwonię do ciebie nieustannie od wczoraj. Czemu nie odbierasz? – mruknął rozżalony Zayn.
               Amy przewróciła oczyma i sięgnęła po swój koktajl.
-Miałam wyciszony telefon, a poza tym byłam… Zajęta – wyjaśniła. Upiła łyk przyjemnie chłodnego napoju, po czym odstawiła go na stoliczek – Stało się coś?
-Obawiam się, że mamy problem. A tak ściślej to ty masz. No, ale… Skoro jesteś na wakacjach, nie będę ci przeszkadzał. Załatwimy to sami.
-Jaki problem, Zayn? Coś z moim ojcem, psem, pracą?
-Nie, nic im nie jest. Jak wylecieliście, to prosto pojechałem do twojego mieszkania, żeby zabrać Batmana, tak jak ci obiecałem. Tak właściwie, to nie potrzebne mi były żadne klucze…
-Zayn, mów o co chodzi, nie denerwuj mnie.
-Rzecz w tym, Amy, że sam nie wiem o co w tym do cholery chodzi. Wchodzę do budynku, jadę na piętro, wychodzę z windy… Patrzę przed siebie, a twoje drzwi stoją otwarte, jak gdyby nigdy nic.
-Przecież nie zostawiłam ich otwartych – zdziwiła się niebieskooka. Po drugiej stronie rozmowy, Zayn westchnął znacząco. Wtedy zrozumiała, co tak naprawdę się stało.
-Wszystko jest do góry nogami, Amy. W salonie jest taki bałagan, że tylko usiąść i płakać. W sypialni wywrócone meble, ubrania na środku pokoju. Lustro w łazience jest zbite, kuchnia rozwalona. A ściana w przedpokoju… - Malik urwał, jakby na samo wspomnienie robiło mu się słabo.
-Co z nią? – brunetka podniosła się z krzesła, stawiając bose stopy na ciepłym piasku.
               Zayn nie odzywał się przez dłuższy moment, a do Amy powoli docierał każdy kolejny kawałek układanki. Czyli odliczanie już niedługo powinno było się zakończyć.
-Ściana jest oblana czerwoną farbą… A do niej przyczepiona jest karteczka „Pożałujesz tego”. Amy o co chodzi? Kto to mógł być?
               Brunetka wstała z leżaka i obróciła się w stronę hotelu. Nie zrobiła nawet kroku, bo przed nią stał Liam z dość… dziwną miną.
-Mieliśmy zapomnieć o wszystkich zmartwieniach – syknął cicho. Amy machnęła na niego ręką i bezgłośnie kazała mu poczekać.
-Nie mam pojęcia. Dzwoniłeś na policję?
               Liam patrzył na nią z ogłupiałą miną. Obserwował jak jego dziewczyna blednie z momentu na moment, nie wiedząc o co tak naprawdę chodzi.
-Tak.
-Zayn!
-Co? – warknął – Do cholery, ktoś ci się włamał do mieszkania. Co miałem zrobić? Posprzątać?!
               Amy przymknęła powieki, próbując zebrać myśli.
-W porządku, przepraszam.
-Hej, ale nie wracajcie wcześniej z tego powodu. Zajęliśmy się tym. Policja zrobiła zdjęcia, wiesz jak to jest w przypadku włamań. A my zaczęliśmy sprzątać i już prawie gotowe.
-Dziękuję… Boże, dlaczego to muszę być ja? – westchnęła – Muszę kończyć, dziękuję za informację.
-Trzymaj się, Amy. Poskładamy to do kupy.
               Amy skinęła głową, po czym się rozłączyła. Spojrzała przez chwilę na Liama, który kompletnie nie wiedział o co chodzi.
-Co się stało? – zapytał, łapiąc ją za dłoń.
-Muszę wrócić do Londynu. Mógłbyś zarezerwować mi bilet powrotny? Chcę wylecieć jeszcze dziś.



Taki troszkę widok na to, gdzie znaleźli się nasi zakochani.
Hm, zostawiamy ich tam do końca pobytu czy wracamy do Londynu?:)

piątek, 21 marca 2014

11.

               Amy rozejrzała się dookoła. Ciągle miała wrażenie, że ktoś za nią idzie, ale gdy się oglądała – nie było nikogo. Po raz kolejny westchnęła zirytowana. Ten strach stał się jej obsesją, czuła się okropnie idąc do domu po pracy. Na swoje szczęście założyła wygodne adidasy, więc postanowiła pokonać drogę do domu biegiem.
               Wchodząc do budynku zajrzała do swojej skrzynki pocztowej. Wyciągnęła z niej kilka listów. Nie trudziła się przeglądaniem korespondencji, postanowiła zrobić to w domu. Czuła się bezpieczniej, gdy była za zamkniętymi drzwiami budynku. Ciągle bała się tego, co może wymyślić Danielle.
               A z drugiej strony chciała już to przeżyć, by jak najszybciej móc stanąć na nogi. Albo i nie.
               Wychodząc z windy pokonała zaledwie kilka kroków. Stanęła jak wryta, patrząc wprost na drzwi wejściowe. Jej serce stanęło, by po sekundzie wrócić do pracy na pełnych obrotach. Poczuła jak jej nogi robią się z waty, ale nie pozwoliła sobie na upadek. Zacisnęła usta i podeszła do drzwi.
               „ODLICZAJ DNI DO ŚMIERCI SKARBIE” – taki napis widniał na jej drzwiach. Przymknęła oczy, wciągając głośno powietrze przez usta. Zebrała myśli, po czym otworzyła drzwi kluczem. Wiedziała, że Kate wróci za kilka godzin, więc miała szansę pozostać niezauważona.
               Nikt nie potrzebował rozgłosu, a ona tym bardziej. Rzuciła torebkę w przedpokoju, zrzuciła kurtkę i pobiegła do łazienki. Nalała ciepłej wody do niewielkiej miski. Gdzieś w szafce znalazła produkt do mycia drewna. Zabrała jeszcze ściereczkę, po czym wyniosła to wszystko przed mieszkanie. Zamknęła drzwi i zmoczyła szmatkę w wodzie zmieszanej z płynem.
               Potrzebowała dziesięciu minut by pozbyć się napisu wykonanego czerwoną szminką. Przez cały ten czas czuła jak wściekłość buzuje w jej żyłach. W tej chwili oddałaby wszystko, by stanąć twarzą w twarz z kobietą, która próbowała zniszczyć jej życie. Choć tak właściwie to mógł być każdy, kto jej nienawidził. A pewnie nazbierała ich się spora grupka.
               Kiedy upewniła się, że na drzwiach nie została żadna plama, zaniosła wszystkie rzeczy do łazienki. Wylała wodę, miskę schowała. Płyn odłożyła na miejsce, a ściereczkę wyprała w dłoniach i zawiesiła na suszarce. Wszystko to robiła jak na autopilocie, czując się wypompowaną z wszelkich uczuć.
               Nawet nie trudziła się w szukaniu ubrań na zmianę. Rozebrała się i weszła pod prysznic, puszczając gorącą wodę. Stojąc w jej strumieniach patrzyła się tępo przed siebie. Dlaczego ona? Dlaczego to właśnie jej zawsze wszystko się psuło?
               Wzruszyła ramionami. Wycisnęła na dłoń odrobinę szamponu miętowego i wmasowała go w swoje włosy. Spłukała go wodą, patrząc jak odpływa w brodziku. Umyła swoje ciało cytrusowym żelem pod prysznic, po czym pozwoliła by spłynął z niej wraz z gorącymi strumieniami. Gdzieś w oddali usłyszała dzwonek swojego telefonu. Zignorowała go, zakręcając wodę.
               Wyszła spod prysznica, owijając się w ręcznik. Wytarła włosy patrząc w lustro. Wyglądała bladziej niż zwykle, ale czuła się dobrze. Przez myśl przeszło jej, że przecież nic się nie stało. Uśmiechnęła się do siebie ponuro, owijając się w swój ulubiony szlafrok. Wrzuciła ubrania do kosza na bieliznę, gdyż nie zrobiła tego wcześniej.
               Jej telefon w dalszym ciągu dawał o sobie znać, ale nie śpieszyło jej się do odebrania połączenia. Udała się do kuchni i wyciągnęła z lodówki butelkę wina. Nalała sobie niemalże pełen kieliszek. Dopiero gdy upiła kilka łyków, mogła rozmawiać z ludźmi. Wyciągnęła z torby telefon, po czym oddzwoniła do Harry’ego, który najwyraźniej miał coś pilnego do powiedzenia.
-Amy, w końcu – westchnął chłopak zamiast powitania. Brunetka upiła łyk wina.
-Też dobrze cię słyszeć, przyjacielu – mruknęła, podchodząc do drzwi wejściowych. Wcześniej nie zamknęła ich na klucz, więc zrobiła to teraz.
-Masz chwilę czasu? Możesz wejść na skype’a? – zapytał chłopak, nadal nic nie robiąc sobie z tego, że się nie przywitał. Amy wywróciła oczyma, wchodząc do salonu. Usiadła na kanapie i postawiła kieliszek na stoliku. Z półeczki pod nim wyciągnęła laptopa i położyła go wyżej. Otworzyła go i włączyła.
-Daj mi trzy minuty – westchnęła. Rozłączyła się nie czekając na odpowiedź Harry’ego. W międzyczasie włączyła telewizor na stację muzyczną i wypiła wino ze swojego kieliszka.
               Kiedy laptop już się włączył, otworzyła Skype’a i zadzwoniła do Stylesa. Udała się do kuchni, a gdy wróciła z butelką wina Harry już siedział po drugiej stronie. Pomachała mu dłonią w której nie miała nic, po czym usiadła na kanapie i napełniła swój kieliszek.
-Wszystko okej? – zapytał Harry, patrząc jak Amy rozsiada się na kanapie i upija kilka łyków wina – Bo nie wyglądasz dobrze.
-Wyszłam spod prysznica, nigdy nie wyglądam dobrze z mokrymi włosami – wzruszyła ramionami – Co się stało?
-Potrzebuję twojej rady.
*
               -O której jest przylot? – zapytała Kate, robiąc sobie koka z włosów. Amy skończyła zapinać błękitną koszulę.
-Coś koło piętnastej – odparła, wsuwając koszulę w skórzane spodnie. Poprawiła ją na sobie, przyglądając się w lustrze.
-Mamy dwie godziny. Może pójdziemy na jakąś kawę? Niezbyt dobrze wyglądasz, a mi też przydałaby się kofeina w żyłach – zaproponowała Kate. Amy westchnęła cicho, biorąc ze swojego biurka szklankę z wodą i wcześniej przygotowaną tabletkę przeciwbólową. Położyła sobie lekarstwo na języku po czym przełknęła je, popijając.
-Kac morderca nie ma serca – burknęła, odstawiając szklankę na biurko. Zeszłego wieczoru wypiła całą butelkę wina w samotności i chyba nie wpłynęło to dobrze na jej zdrowie.  Wzięła z komody swoje kosmetyki i stanęła przed lustrem. Nałożyła podkład, by jakoś trochę ukryć ślady zmęczenia. Zrobiła sobie kreski eyelinerem, po czym wytuszowała swoje rzęsy.
-Mogłaś na mnie poczekać. Też chciałam się napić. Tylko że jak ja wróciłam to ty już spałaś na kanapie – uśmiechnęła się Kate. Amy zgromiła ją wzrokiem i wzięła nagrzaną prostownicę. Wyprostowała swoje włosy, wysłuchując monologu swojej przyjaciółki na temat tego, jak bardzo tęskni za swoim chłopakiem.
               -Czasem brzmisz jak płytka blondynka. Aż się nie chce wierzyć, że jesteś inteligentną osobą – zaśmiała się Amy, wyłączając prostownicę z prądu. Poprawiła swoje włosy, po czym schowała kosmetyki do szuflady. Założyła na rękę bransoletkę i odwróciła się w stronę Kate. Blondynka siedziała na łóżku, wymachując nogami. Ubrana była w jasne jeansy i białą koszulkę z nadrukiem.
-Ty za to czasem brzmisz jak moja babcia – wzruszyła ramionami blondynka. Amy wywróciła oczyma
-Ale refleks to ty masz całkiem niezły. Powiedziałabym, że niczym ten, którzy mają szachiści.
-Dobra, chodźmy już  na tą kawę.
*
               Wchodząc na halę przylotów, obie odetchnęły z ulgą. Tutaj nie wolno było przebywać fanom, którzy z niecierpliwością wyczekiwali swoich idoli, a także paparazzi nie mieli tutaj wstępu. Cisza i niczym nie zmącony spokój. Kilkanaście osób oczekujących swoich bliskich, rozmawiających między sobą o przeróżnych błahostkach.
               Amy zajęła miejsce na jednym z niebieskich krzesełek, postawionych w rzędzie. Kate zajęła jedno obok niej, przyglądając się białym drzwiom, w których za jakieś pół godziny powinni pojawić się chłopcy.
               Brunetka natomiast z zaciekawieniem oglądała kremowe płytki, błyszczące się tak jakby ktoś dopiero je umył. Od ostatnich kilkudziesięciu minut nie potrafiła wyzbyć się dziwnego przeczucia, że coś jest nie tak. Wiedziała, że z Liamem wszystko w porządku, ale to nie miało związku z nim. Wczorajsza niespodzianka na drzwiach nie potrafiła dać jej spokoju.
               Oparła głowę na otwartych dłoniach, wzdychając głęboko. Cieszyła się, że Kate myśli o tym, jak bardzo tęskni za swoim chłopakiem. Nie chciała, żeby uwaga blondynki skupiła się na niej. Musiałaby szybko wymyślić wymówkę, a nie miała żadnego pomysłu. Czuła pustkę, tak ogromną, że nie potrafiła sobie z nią poradzić.
               A co jeśli to pierwsze i ostatnie ostrzeżenie? Jeśli ten, kto jej groził, postanowi spełnić swoją obietnicę szybciej niż się spodziewała?  Co jeśli nie będzie musiała odliczać dni, bo stanie się to tak szybko, że nawet nie zdąży zacząć ich liczyć?
-O czym myślisz? – zapytała Kate, lekko szturchając swoją przyjaciółkę – Płaczesz?
               Amy wyprostowała się, rzucając przyjaciółce jedno z tych swoich znudzonych spojrzeń.
-A mam powód do płaczu? – zapytała, patrząc na nią z zaciekawieniem. Głos w jej głowie podjudzał dziwne uczucie w jej sercu. Przez chwilę miała wrażenie, że Kate wie o wszystkim… Ale skąd? Przecież nikt nie wiedział o sytuacji z Danielle. Nikt prócz Amy i Liama.
-Nie wiem. Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego – westchnęła Kate, strzepując niewidoczny pyłek ze swoich spodni. Grymas poczucia winy przeszedł przez twarz Amy, a jej serce ścisnęło się z żalu. Chciała powiedzieć jej wszystko, ale to brzmiało tak niedorzecznie… Danielle wyglądała na cudowną, kochaną osobę. Nikt kto poznał jej prawdziwe ja, nie uwierzy w tą dziwną historię.
-Mówię ci wszystko, słońce – skłamała niebieskooka, nachylając się lekko w lewą stronę i obdarzając swoją przyjaciółkę mocnym uściskiem. Blondynka odwzajemniła go, ale Amy wyczuła dystans między nimi.
-Coś się zepsuło Amy, dobrze o tym wiesz. Obie to czujemy – pokręciła głową Kate, wyswabadzając się z uścisku przyjaciółki. Wstała z krzesełka i poprawiła swoją koszulkę.
-Kate, ja… Nie mogę, nie teraz, proszę cię – wyjąkała niebieskooka, kręcąc głową.
-Wiesz co, ja po prostu mam tego po dziurki w nosie. Zawsze coś. Amy jest zła, Amy jest smutna, zdołowana, Amy się zaćpała. Chodźmy, pomóżmy jej! Latajmy koło niej jakby była jakimś pępkiem świata! Robię wszystko, żebyś nie czuła się tak samotna bez babci i mamy. Ale nawet ja tracę swoją cierpliwość, kiedy po raz setny nie chcesz mi o czymś powiedzieć. Nie będę za tobą latać, skoro tego nie chcesz.
               Brunetka rozchyliła usta, poruszona słowami przyjaciółki.  W tej chwili chciała powiedzieć wszystko, co działo się złego, ale tak naprawdę nie mogła, nie potrafiła. Lepiej było, gdy nikt nie wiedział, nikt się nie użalał. Mogła więc tylko siedzieć i patrzeć jak Kate odwraca się na pięcie i odchodzi na drugi koniec hali.
-I to wszystko? Tak właśnie o mnie myślisz? – krzyknęła poprzez coraz większy tłum ludzi. Blondynka odwróciła się w jej stronę i wzruszyła ramionami. Jej usta wyszeptały bezgłośne „Mam dość”. Amy skinęła głową, zaciskając zęby. Przymknęła oczy, wciągając powietrze. Podniosła się z krzesła i wyszła z hali, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
               Ostatnia informacja jaką usłyszała to, że chłopcy wylądowali szczęśliwie 10 minut przed czasem.
*
               Zarzucił swoją torbę na ramię. Jedyne czego teraz pragnął to gorący prysznic i kieliszek wina. No i oczywiście Amy u swojego boku. Rozejrzał się po hali odlotów. Mnóstwo nieznanych twarzy i jedna znajoma. Twarz Kate. Blondynka z rozmachem wpadła na swojego chłopaka, obdarzając go jednym z tych zawstydzających pocałunków, gdzie wszyscy odwracali wzrok.
-Amy nie przyszła? – zapytał, gdy Harry w końcu postanowił puścić swoją partnerkę. Blondynka posłała mu ponure spojrzenie.
-Była, ale się zbyła – mruknęła, niezbyt przyjaźnie. Liam spojrzał w bok, prosto w czekoladowe oczy Zayna. Malik uniósł brew, jednocześnie spoglądając na Kate.
-Co masz na myśli, mówiąc „zbyła się”? Coś się stało? – zapytał Liam, obdarzając blondynkę pełnym niepokoju spojrzeniem.
-Nie wiem, zejdź ze mnie. Szukaj jej na własną rękę – wywróciła oczyma Kate. Harry zmarszczył czoło, przyglądając się jej badawczo.
-Pokłóciłyście się – bardziej stwierdził niż zapytał.
-No i co w związku z tym? Sama sobie poszła, przecież jej stąd nie wyrzuciłam – burknęła pod nosem. Liam westchnął cicho, w tym samym momencie co Harry wywrócił oczyma.
-Pójdę jej poszukać, zadzwonić do niej, cokolwiek… - mruknął Liam, odłączając się od grupki przyjaciół. Machnięciem ręki dał znać jednemu z ochraniarzy, żeby przestał za nim iść.
               Wyszedł przed lotnisko i natychmiast pożałował, że to zrobił. Spojrzał za siebie, dziękując w duchu sobie i chłopakom, że zatrudnili tak upartych ochraniarzy, którzy nie dawali się odprawić z kwitkiem.
-Dziewczęta, odpuśćcie, Liam jest zmęczony – powiedział mężczyzna po jego lewej stronie. Liam uśmiechnął się przepraszająco do tłumu, jednocześnie uciekając wzrokiem na boki, gorączkowo poszukując swojej dziewczyny.
               Ze strony tłumu posypały się wyznania miłości, jego imię krzyczane kilkakrotnie oraz rozkazy, by wypoczywał. Uśmiechnął się po raz kolejny w stronę tłumu, po czym prześlizgnął się przez nie, szukając Amy.
               Stała, oparta o średniej wysokości murek. Piętą jednej nogi wystukiwała na betonie jakiś rytm. W prawej dłoni trzymała papierosa, który raz za razem wędrował do jej malinowych ust.
               Wystarczyła chwila, by zorientował się jak źle wpłynęła na nią kłótnia z Kate.
               Nawet nie dbał o to, że tłum dziewcząt obserwuje go bacznie. Po prostu podbiegł do swojej dziewczyny i rzucił torbę na ziemię. Wyciągnął papierosa z jej dłoni, wyrzucił go i zdeptał swoim butem.
-Słyszałem coś o rzucaniu palenia... Kim jesteś i co zrobiłaś z Amy? – zapytał, mrużąc lekko oczy. Dziewczyna pokręciła głową i mocno się w niego wtuliła, nie wydając z siebie żadnego dźwięku – Zepsułaś mój plan bezczelnego macania twojego tyłka – mruknął jej do ucha.
               Podziałało. Amy parsknęła śmiechem.
-Odsuń się na kilka metrów – rozkazała cicho. Liam wykonał jej polecenie, patrząc na nią z uśmiechem.
               Tym razem to ona puściła się biegiem, choć kilka razy wolniejszym. I wskoczyła mu w ramiona, pozwalając by mocno ją złapał. Objęła go nogami w pasie, a dłonie położyła na jego ramionach.
-Lepiej, skarbie? – zapytała, mrugając kilkakrotnie niczym kobieta, próbująca uwieść cudzego mężczyznę. Liam uśmiechnął się i pocałował ją na powitanie. Długo i czule. Wyczuła w tym pocałunku tęsknotę pomieszaną z ulgą.
-Tak się cieszę, że wszystko w porządku – wyszeptał do jej ucha, cały czas trzymając ją w swoich ramionach, choć jego dłonie przesunęły się wyżej niż wcześniej.
               Po chwili Liam postawił ją na ziemi, łapiąc ją za dłonie. Amy spojrzała na niego, mrużąc lekko oczy. Widziała jakiś genialny pomysł na jego twarzy, tylko nie potrafiła go rozgryźć.
-Mów, o co chodzi.
-Co? – bąknął zdziwiony Liam.
-Nie udawaj – wywróciła oczyma Amy. Liam uśmiechnął się szeroko.
-Wyjedźmy.
-Co? – wydukała brunetka. Liam wzruszył ramionami.
-Wyjedźmy. Tylko ty i ja. Na jakiś czas, odpocznijmy. Za godzinę mamy wylot.
-Ale ja nawet nie jestem spakowana!
-Kate cię spakowała wczoraj. Twoja torba jest w jej aucie.
-Liam…
-Proszę – chłopak spojrzał na nią błagalnie. Amy wzięła głęboki oddech, nie wierząc w ten idealny plan chwilowej ucieczki. Skinęła głową, nie mając innego wyjścia.
-Okej, wyjedźmy więc.



Och, no weźcie komentujcie. To dla mnie wiele znaczy. Ja siedzę i piszę dla was tyle czasu, a wy sobie tylko wchodzicie, czytacie i idziecie. :(

sobota, 15 marca 2014

10.

                 -Co robisz? – Kate wetknęła głowę do sypialni Amy. Niebieskooka wzruszyła ramionami, odkładając książkę na bok. Poklepała miejsce obok siebie, a Kate wykorzystała okazję i wskoczyła na łóżko z piskiem jak u nastolatki.
-Czytałam Annę Kareninę – wyjaśniła, uśmiechając się delikatnie. Blondynka spojrzała na nią, nie bardzo wiedząc o czym mówi, choć coś jej świtało w głowie.
-Tołstoj? – zapytała, rozkładając się wygodniej na jej czekoladowej pościeli. Amy skinęła głową, ziewając przeciągle – Skąd dopadłaś to tłumaczenie?
-Babcia składowała takie książki. Uwielbiała w szczególności Tołstoja. Swoją drogą, chciałabym to kiedyś przeczytać w oryginale. Ale chyba jest za późno na naukę rosyjskiego – wzruszyła ramionami.
-Oglądałam adaptację filmową. Wiesz, tą najnowszą. W sumie szału nie ma, ale ogólnie ludzie wychodzili zadowoleni. Końcówka beznadziejna – Kate zmarszczyła zabawnie czoło, w geście niezadowolenia. Amy zaśmiała się cicho.
-Tylko nic mi nie mów, bo zepsujesz całą zabawę – poprosiła Amy, kładąc się na lewym boku. Podparła się na łokciu, po czym spojrzała na swoją przyjaciółkę. Dobrze było mieć ją przy sobie. Nie ważne jak bardzo spieprzyła sprawę,  Kate wciąż tu była. Roześmiana, piękna i szczęśliwa. Amy uśmiechnęła się leniwie, dziękując Bogu za taką wspaniałą przyjaciółkę.
-Okej, ale Keira Knightley w roli Anny Kareniny... Człowieku, jak można być takim ideałem?
                 Amy zaśmiała się, jednocześnie wzruszając ramionami.
-Klasa sama w sobie? – zapytała, a Kate przytaknęła, uśmiechając się – Swoją drogą, tamtejsze czasy i stroje… Chciałabym chociaż raz móc zatańczyć w takiej sukni balowej, jakie nosiło się w XIX wieku…
-Powiedz swojemu księciu z bajki, żeby zabrał cię na taki bal – blondynka poruszała zabawnie brwiami. Amy trzepnęła ją delikatnie w ramię.
-To nie jest mój książę – mruknęła, kładąc się na plecach.
-To kim jest w takim razie? Romeem, Tristanem?
-Dlaczego wyjeżdżasz z takim tragizmem? – Amy spojrzała na swoją przyjaciółkę z ukosa – Skazujesz nas oboje na tragedię? Mamy umrzeć w imię miłości? Kobieto, mamy XXI wiek, tutaj lepiej jest się rozstać niż umierać.
-Sorry, nie znam więcej historii miłosnych – Kate wzruszyła ramionami, cicho się śmiejąc – To kim jest dla ciebie Liam, moja droga panno?
                 Amy parsknęła śmiechem, słysząc pytanie swojej przyjaciółki, zadane w bardzo matczynym stylu.
-Czego rżysz, kobyło? – Kate westchnęła, po czym położyła swoją głowę na brzuchu Amy – A co tu tak miękko? Przytyłaś?
-Zaraz wyrzucę cię z mojego mieszkania – burknęła Amy. Blondynka zaśmiała się po raz kolejny.                 
                 Niebieskooka odpowiedziała na to łagodnym uśmiechem. Bez względu na wszystkie docinki, nigdy w życiu nie potrafiłaby wyrzucić Kate z mieszkania.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, grubasie.
-Walnę cię!
-Dawaj, misiu.
-Kate!
-Kocham cię.
                 Amy westchnęła, po czym dla żartu walnęła przyjaciółkę w ramię.
-Liam jest dla mnie wszystkim – wyznała w końcu.
-Sherlocku, to już wiemy. Pytam o szczegóły – przewróciła oczyma blondynka. Amy posłała jej mordercze spojrzenie. Nigdy nie była dobra w dobieraniu odpowiednich słów. Niestety jej przyjaciółce nie wystarczały pojedyncze zdania. Ona musiała dostawać ustne wypracowanie, wtedy była w pełni zadowolona.
-Ugh, Kate… Nie wiem. Wiem, że jest mi lepiej, gdy budzę się w jego ramionach… Ma uśmiech i głos anioła. To, co robi dla innych ludzi… Nie da się nie kochać takiego cudownego człowieka.
-Ja jakoś go nie kocham – burknęła Kate.
-Bo ty nie masz serca – wzruszyła ramionami Amy. Szybko tego pożałowała, bo Kate uszczypnęła ją w tyłek.
-Oj durniu, chodziło mi bardziej o to, że nie widzę świata poza jednym facetem.
-Naprawdę cię wzięło, co?
Kate uśmiechnęła się rozmarzona.
-Chyba tak.
                 Wywody o miłości przerwał im telefon Amy. Brunetka sięgnęła po urządzenie, zerkając na ekran. Liam postanowił do niej zadzwonić.
-Katie, idź sprawdź czy nie ma cię w kuchni – niebieskooka zepchnęła swoją przyjaciółkę z brzucha. Zignorowała jej marudzenie o ignorancji przyjaźni na rzecz miłości. Odebrała telefon wtedy, gdy tyłek Kate znalazł się za drzwiami do jej sypialni.
                 Powitał ją czyjś śmiech. Najprawdopodobniej damski, choć pewności mieć nie mogła. Zmarszczyła brwi, zacisnęła usta, ale nie odezwała się ani jednym słowem.
-Cicho, Perrie! Chyba się dod… No, wiesz – wyszeptał konspiracyjnie Liam. Dźwięczny śmiech Zayna rozległ się po drugiej stronie, a Amy uśmiechnęła się rozluźniona. Głupie myśli w mig przestały ją otaczać i wyskoczyły przez otwarte okno.
-Halo, halo. Kochanie? Amy? Halooo… - Liam skierował swoje słowa w jej stronę. Brunetka wywróciła oczyma, wiedząc, że chłopcy bawią się na zakrapianej imprezie.
-Cześć – odezwała się. Po drugiej stronie linii zapadła cisza.
-Lou, zostaw to! – wrzasnął Harry. Amy uniosła brwi, ciekawa tego co dzieje się po drugiej stronie słuchawki – No i rozlałeś…
-Co tam się dzieje?
-Nic, sytuacja opanowana. Louis chciał pobawić się w magika i ściągnąć obrus tak, żeby na stole zostały naczynia… Nie udało się – wyjaśnił Liam, chichocząc.
-Proponuję, żebyś zadzwonił, jak już będziesz w lepszym stanie – westchnęła Amy, siadając na łóżku. Jedną ręką pociągnęła za gumkę na włosach i pozwoliła im opaść na ramiona. Natychmiast poczuła ulga, gdy ciasne upięcie poszło w niepamięć.
-Coś się stało? – impreza nagle ucichła. Jedyne co dało się dosłyszeć to lekkie trzaśnięcie drzwiami.
-Wszystko w porządku. Po prostu nie lubię rozmawiać z pijanymi ludźmi – Amy przejechała dłonią po karku i westchnęła cicho. Potrzebowała dobrego masażu, wszystko ją bolało po przenoszeniu pudeł w Domu Dziecka.
-Umh… Tęsknisz za mną? – ochrypły głos Liama rozległ się przy jej uchu. Wywróciła oczyma, zastanawiając się jaką tęsknotę ma na myśli jej chłopak.
-Kiedy wracacie? – zapytała, wstając z łóżka. Podeszła do komody i wyciągnęła z szuflady piżamę w paski.
-Pojutrze chyba. Amy…?
-Hmh? – rzuciła piżamę na łóżko, po czym podeszła do okna i zasunęła żaluzje.
-Na pewno wszystko gra? Nic się nie dzieje? Kate jest z tobą? – wyrzucił z siebie Liam, a w jego głosie pogrywało zmartwienie, zmieszane z odrobiną zmęczenia i nietrzeźwością.
-Wszystko gra, jestem po prostu padnięta. Nic się nie dzieje, jeśli chodzi ci o twoją byłą dziewczynę. Tak, Kate zgodziła się zostać u mnie na te kilka dni. Uwierzyła, że kieruje mną tęsknota za przyjaciółką, a nie strach przed psychopatką. To znaczy bardzo tęskniłam za jej obecnością, ale ja już po prostu mam wszystkiego dość. Chciałabym stąd wyjechać.
                 Położyła się na łóżku, podkulając nogi pod brodę. Położyła sobie telefon na prawym uchu. Nagle odechciało jej się wszystkiego, jak tylko przypomniała sobie, że w każdej chwili może oberwać od Danielle.
                 Liam westchnął cicho.
-Przepraszam, nie powinienem był zostawiać cię samą z przeczuciem, że ona kręci się gdzieś w pobliżu. 
-To nie chodzi o to, że zostałam sama. Mam Kate… Ale ja nic nie zrobiłam Danielle, za co ona mnie tak nienawidzi?
-Tu nie chodzi o ciebie, a raczej o mnie. Ona uważa, że wraz ze mną nie ma nic. Nie zależy jej na mnie. Tylko na moich pieniądzach… 
-Ale było wam razem dobrze.
-Dobry układ. Ja mam piękną dziewczynę, ona mnie i pieniądze. Nigdy nie chciałem takiego związku… Ale ty nie jesteś ze mną dla pieniędzy, prawda? 
                 Amy otworzyła szerzej oczy, a jej usta rozchyliły się w zdziwieniu. Jak Liam mógł w ogóle ją o to zapytać?
-Amy…?- Liam wciąż czekał na odpowiedź.
-Nie spodziewałam się takiego pytania… Sądziłam, iż wiesz, że cię kocham… - wydusiła z siebie.
-Wiem, ale zawsze dobrze jest się upewnić. Jesteś moim całym światem.
                 Brunetka uśmiechnęła się czule. Bardzo chciała mieć go teraz przy sobie. Oddałaby wiele za jedno spojrzenie w te czekoladowe oczy.
-A ty moim. Wciąż trudno mi uwierzyć, że jednak nam się udało.
-Musiało nam się udać. Przecież jesteśmy sobie pisani. To nie przypadek, że twoja babcia oddała mi pod opiekę twojego psa. 
-Co masz na myśli? – zapytała cicho. Każde wspomnienie o babci, przywoływało nieskomplikowane życie z ową staruszką. Czasy, gdy wszystko wydawało się takie proste…
-Nie pamiętam dokładnie kiedy to było, ale może tydzień przed tym jak trafiła do szpitala…? – Liam zaczął się zastanawiać nad dokładniejszą datą – Ale przyszła do naszego domu. Powiedziała, że potrzebuje pomocy w domu. Mówiła coś o tym, że macie strasznie niesfornego psa i przewrócił jeden z regałów, gdy była na zakupach. Chłopaków nie było w domu, byłem tylko ja. Ta kobieta była naprawdę pogodna, wiesz? 
                 Amy zacisnęła usta, czując jak łzy wzbierają się w jej oczach na myśl o cudownej kobiecie, która wychowała ją na taką osobę, jaką jest.
                 -Poszliśmy do waszego domu. To był ten regał w salonie, ten wąski. Podniosłem go i razem poukładaliśmy wszystkie książki. Od największej do najmniejszej. Mówiła, że jej wnuczka tak uwielbia. 
                 Brunetka zaśmiała się cicho, czując jak ciepło rozlewa się po jej sercu. Zawsze miała obsesję na punkcie układania książek. Wszystkie układała od największej do najmniejszej. Starała się przy tym, by były ułożone alfabetycznie. Autorami, tytułami… Potrafiła spędzić cały dzień, przestawiając książki na właściwe miejsce. Uwielbiała zapach starych stronic, a także tych świeżych druków. Babcia zawsze śmiała się z niej, że ma świra na tym punkcie. Ale nigdy nie miała z tym problemu, czasem nawet siadała z wnuczką na podłodze i układała wszystko alfabetycznie, dopóki nie poczuła, że reumatyzm zaczyna jej dokuczać.
                 -Pamiętam, że miała taki kochany śmiech… A jak mówiła o tobie… W życiu nie widziałem aż takiej miłości w oczach – kontynuował Liam. Amy przełknęła ślinę, starając pozbyć się wielkiej guli w gardle – Mówiła, że straciłaś mamę gdy byłaś malutka. Że przez dwa lata nie potrafiłaś się otrząsnąć. 
-Dopiero po drugiej rocznicy śmierci wyszłam z własnej woli na dwór… Pamiętam to jak dziś. Babcia tak strasznie się cieszyła, że ściągnęła ojca z pracy, żeby pokazać mu moją poprawę… Głowy nie dam, ale chyba chcieli mi załatwiać psychologa, jeśli się nie otworzę na ludzi - wyszeptała Amy, po czym zagryzła dolną wargę. Jedna z łez, nagromadzonych w oczach, nie miała już miejsca i wypłynęła z prawego oka.
-Powiedziała mi, że chciałaby, żebyś znalazła sobie chłopaka, który pokocha cię tak mocno, jak kochała cię twoja mama. Widziałem twoje zdjęcia stojące na komodzie. Mała Amy, Amelie w pierwszym dniu szkoły. W tym granatowym mundurku wyglądałaś naprawdę… Uroczo. Myślisz, że nasze dzieci też będą tak wyglądać? -  zapytał Liam, a Amy wyczuła przez telefon jego uroczy uśmiech.
-Jesteśmy za młodzi na dzieci – wytknęła mu, uśmiechając się przez łzy.
-Wiem. Ale kiedyś zmajstruję ci takiego dzieciaka, że cud malina! – parsknął śmiechem Liam, a Amy poszła w jego ślady – Wszystko było prostsze, gdy twoja babcia żyła, czyż nie?
                 Amy skinęła głową, nie odzywając się ani słowem. Liam zrozumiał.
-Oddałbym wszystkie pieniądze świata, bylebyś tylko przestała mieć tyle cholernych zmartwień.
-Jedynym moim zmartwieniem teraz jest to, że stoisz na  balkonie w krótkim rękawku i marzniesz tylko po to, żeby podnieść mnie na duchu.
-Skąd wiesz?- wykrztusił zdumiony Liam. Amy uśmiechnęła się pod nosem, jedną dłonią ocierając łzy, które zostały wywołane przez wspomnienia.
-Zgaduję – wzruszyła ramionami, a telefon spadł jej na pościel. Westchnęła cicho, po czym ponownie podniosła go do swojego ucha.
                 Po drugiej stronie usłyszała trzask drzwi. Liam przeszedł przez pokój, w którym bawiła się ekipa, po czym wszedł do innego pomieszczenia.
-Nie mogę się doczekać, aż wrócę do Londynu. Zgaduję, że leżysz teraz na łóżku… 
                 Amy przygryzła dolną wargę, uśmiechając się.
-Mogę przyjechać po ciebie na lotnisko? – zapytała, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
-A rzucisz mi się na szyję? 
-Jak mi na to pozwolisz…
-Jeśli pozwolisz, żebym podniósł cię do góry, trzymając twój tyłeczek w dłoniach… Mhm…
                 Niebieskooka zachichotała cicho.
-Tylko tyłki ci w głowie. Wstydź się!
-Nie, tylko twój mi w głowie. – oczyma wyobraźni widziała, jak jej chłopak porusza zabawnie brwiami.
-Stajesz się tak strasznie zboczony, jak wypijesz trochę więcej alkoholu… Podoba mi się to.
                 Liam zaśmiał się cicho. Uwielbiała jego śmiech. Nigdy w życiu nie słyszała bardziej uroczego dźwięku. Mogłaby leżeć i słuchać tego całymi godzinami. I jego głosu, kojąco anielskiego.
-Jesteś zmęczona?
-Jak cholera.
-Połóż się spać, skarbie. 
-A ty wrócisz na imprezę? – zaśmiała się.
-Bardzo chętnie przyszedłbym do ciebie, tylko jest jeden problem…
-Jaki?
-Jestem trochę za daleko i trochę za bardzo pijany, a ty jesteś zmęczona… Dobranoc, najpiękniejsza. 
-Dobranoc. Kocham cię.
-Nie mogę się doczekać, aż rzucisz mi się na szyję. 
                 Amy przewróciła oczyma, po czym się rozłączyła. Odłożyła telefon na szafkę, po czym wstała z łóżka. Szybko przebrała się w piżamę, po czym poszła do Kate oznajmić jej, że idzie spać i życzy jej dobrej nocy. Wstąpiła jeszcze do łazienki, by umyć zęby i wróciła do swojej sypialni.
                 Zagrzebała się w pościeli, kładąc głowę na poduszce, na której ostatnio spał Liam. Uśmiechnęła się pod nosem, przytulając ją mocniej do siebie. To musiało jej wystarczyć do momentu powrotu jej chłopaka.
                 A właściwie mężczyzny jej życia.


Trochę więcej szczęścia, z racji tego, że jest za nami 10 rozdział. Przepraszam, że nie pojawił się w tamtym tygodniu. Miałam mały zastój...
Dziesiąty rozdział chciałabym zadedykować osobie, bez której pewnie dalej siedziałabym i płakała. Majestyofswift. Nie będę tak po imieniu, bo możesz tego nie chcieć. Ale dziękuję Ci za wszystko, naprawdę jesteś świetna, uwielbiam Cię! 

sobota, 1 marca 2014

09.

                Jej spokojny sen obudziło chwilowe poruszenie na łóżku. Materac po jej prawej stronie ugiął się odrobinę pod ciężarem Liama, który właśnie postanowił usiąść. Amy obróciła się delikatnie na prawy bok i w milczeniu obserwowała jak zakłada koszulkę przez głowę. Uśmiechnęła się, widząc jego mięśnie. Kiedy zdążył je tak wyrobić?
                Obserwowała jak zakłada na siebie spodnie i pośpiesznie zarzuca skórzaną kurtkę. Przygryzła dolną wargę, gdy uświadomiła sobie, że zamierza ją zostawić na kilka dni. Przymknęła oczy, dając sobie chwilę na ogarnięcie. Będzie dobrze, przecież Danielle nic jej nie zrobi. Wszystko pójdzie po jej myśli, nikt jej nie skrzywdzi.
-Wiem, że nie śpisz – odezwał się Liam, kładąc się obok niej na łóżku. Poczuła jego dłoń na swoim policzku, więc otworzyła oczy – Stało się coś?
                Przesunęła się pod kołdrą w jego kierunku tak, że leżała teraz tuż przy jego ciele. Położyła głowę na jego ramieniu przymykając oczy.
-Nie chcę ochroniarzy – powiedziała pewnie, choć wcale tak nie myślała. Mimo wszystko wiedziała, że zwariuje jeśli ktoś będzie chodził za nią całe dnie.
-Ale to dla twojego dobra kochanie, zobaczysz, nawet nie odczujesz, że ktoś cię pilnuje. – Liam pogłaskał ją po włosach, po chwili zostawiając na jej głowie pocałunek.
-Nie chcę ochroniarzy, Liam.
-Amy…
-Nie chcę i już. Zadzwonię po Kate i wpadnie do mnie na te kilka nocy. Nie będę sama.
                Ciche westchnienie pozwalało jej domyślać się, że Payne postanowił odpuścić. Uśmiechnęła się zwycięsko, choć w rzeczywistości bała się, że towarzystwo Kate jej nie wystarczy.
-To najbardziej nieodpowiedni plan w moim życiu – westchnął chłopak – Może zostanę?
                Amy zadarła głowę do góry, patrząc na jego twarz skierowaną w jej stronę. Zmarszczyła brwi i już miała mówić, iż nie ma nic przeciwko, ale… Nie mogła przeszkadzać mu w robieniu kariery. Nie zamierzała być dziewczyną, która zabrania swojemu chłopakowi rozwijania zainteresowań czy czegoś, co pozwoli mu się wybić jeszcze bardziej.
-Jedź. Twoi fani są najważniejsi, nie możesz ich zawieść. To tylko wywiad, koncert i dzień zwiedzania. Ani się obejrzę, a będziesz z powrotem.
                Liam wyglądał na zmartwionego, ale nie pozwoliła mu dłużej się nad tym zastanawiać. Wiedziała, że jeśli będzie o tym myśleć szybko zmieni zdanie, a ona nie mogła do tego dopuścić. Podparła się na łokciu, po czym pocałowała go czule w usta. Ręka Liama znalazła się na dolnej części jej pleców. Chłopak odwzajemnił pocałunek, a to było oznaką, że Amy znów wygrała. Choć tym razem wolałaby przegrać i mieć go przy sobie.
-Ty jesteś najważniejsza. – powiedział jej, gdy spojrzeli sobie w oczy. Amy wzruszyła ramionami.
-Ale ja poczekam, a niektórzy fani raczej tego nie zrobią – uśmiechnęła się, wygrzebując się spod kołdry. Liam spojrzał na jej kuse spodenki i szeroki top w którym spała. Uśmiechnął się pod nosem. Amy spojrzała na niego przez ramię, po czym wywróciła oczyma gdy zorientowała się gdzie patrzy jej chłopak.
                Wzięła z szafki nocnej gumkę do włosów, po czym pospiesznie zaplotła sobie warkocza opadającego na jej prawe ramię. Ziewnęła szeroko, lekko się przeciągając. Udała się do łazienki gdzie umyła zęby. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lusterku czując się wyjątkowo dobrze, zważając na noc, którą spędziła na… Aktywnych czynnościach. Zachichotała cicho, zakładając cienki szlafrok.
                Wróciła do sypialni, choć tylko na chwilę.
-Co zjesz? – zapytała Liama, który przeglądał coś w swoim telefonie. Chłopak oderwał wzrok od urządzenia, spoglądając na nią z uśmiechem. Mimo tego widziała w jego oczach ślady zmartwienia. Nie mogła całkowicie odwrócić jego myśli od tego, że zostawia ją samą z jakąś wariatką, która prawdopodobnie czai się gdzieś w pobliżu.
-A mogę właścicielkę tego mieszkania? – zaproponował, chowając telefon do kieszeni. Po chwili stał naprzeciwko niej, uśmiechając się uwodzicielsko. Amy wywróciła oczyma, po czym poklepała go po policzku.
-Moje tosty bywają smaczniejsze niż ja, więc myślę, że to będzie dobry pomysł na śniadanie.
                Liam spojrzał na nią odrobinę zawiedziony, choć bardziej zadowolony.
-Mi pasuje.
                Oboje przeszli do kuchni, gdzie Amy zabrała się za przygotowywanie śniadania, a Liam zajął miejsce przy stole. Doskonały punkt do obserwacji.
                Amy zajrzała do lodówki w poszukiwaniu jakichś dodatków do tostów. Liam podszedł do niej, po czym położył na jej biodrach swoje dłonie.
-Ten szlafrok to pani nie jest potrzebny – mruknął do jej ucha. Jego palce powędrowały do paska, który delikatnie ściskał ją w talii. Rozwiązał go, a następnie opuścił. Jego dłonie znalazły się na jej ramionach, powoli zsuwając miękki materiał z jej ciała.
-Muszę iść do sklepu – oznajmiła cicho Amy, zamykając  lodówkę. Liam nie odpuszczał, składając jej małe pocałunki na szyi. Po chwili jednak odsunął się, przypominając sobie, że niewiele czasu zostało mu do wylotu.
-Pójdę z tobą – uśmiechnął się – To może jednak załóż ten szlafrok, tylko ja mogę oglądać cię w takich skąpych ubraniach.
-Daj mi pięć minut, przebiorę się. – burknęła, podnosząc szlafrok z ziemi. Usłyszała jego cichy śmiech, więc pokręciła tylko głową i pobiegła do swojej sypialni.
                Założyła na siebie białą bluzkę z bordowymi rękawami i napisami w tym samym kolorze, a do tego czarne legginsy. Rozwaliła swojego warkocza, zastępując go ciasno związanym kucykiem.  Nałożyła puder na twarz. Pomalowała rzęsy czarnym tuszem, a usta pociągnęła brzoskwiniowym błyszczykiem. Wypuściła dwa cienkie pasma włosów by opadły jej przy twarzy.
-Myślałem, że to będzie pięć minut a nie dwadzieścia. – Liam wetknął głowę do sypialni. Amy spojrzała na niego tak, jakby nie znał życia.
-Wezmę kurtkę, portfel i możemy iść – uśmiechnęła się, wydobywając z niewielkiej garderoby zielonkawą kurtkę do połowy uda. Narzuciła ją na siebie, pozostawiając niezapiętą.
                Do kieszeni włożyła swój czarny portfel i telefon. Liam już gdzieś zniknął, najprawdopodobniej poszedł założyć buty. Amy skorzystała z okazji i udała się do łazienki, by spryskać się swoimi ulubionymi perfumami.
                W przedpokoju założyła czarne botki za kotkę i była gotowa. Liam pojawił się po chwili, chowając do kieszeni kurtki telefon.
-Weźmiemy Batmana? – zapytała Amy – I tak będę musiała go wyprowadzić, więc..
-Jasne – uśmiechnął się chłopak, po czym zagwizdał by przywołać psa. Szczeniak przybiegł szybciej niżby się spodziewali. Amy założyła mu szelki, po czym przypięła mu do niej smycz. Pogłaskała psa po pysku. Wstała i wyszła z mieszkania, podczas gdy Liam przytrzymywał jej otwarte drzwi. Poczekała aż zamknie drzwi i schowa klucze do swojej kieszeni, po czym nacisnęła guzik windy.
                Będąc w środku, patrzyli na siebie w milczeniu. Liam przysunął się bliżej niej, obejmując ją ramieniem. Położyła mu głowę na ramieniu, czując się idealnie.
-O której masz samolot? – zapytała, gdy wychodzili z wieżowca mieszkalnego. Batman zaliczył pierwszy krzaczek, namiętnie go obwąchując.
-Po 21. Idziesz dzisiaj do pracy?
-Mam dzisiaj wolne za to wczorajsze… Wydarzenie – wskazała palcem na swój policzek, gdzie widoczny był szew, choć przykryła go pudrem. Kreska na jej policzku nie wyglądała dobrze, choć przynajmniej już nie krwawiła.
-Nie powinnaś była zakrywać tego pudrem – stanął przed nią, palcem przejeżdżając po gojącej się ranie – Nie wiem co wyobrażał sobie ten chłopak. Nie powinnaś tam wracać.
                Amy spojrzała na niego, po czym ostentacyjnie wywróciła oczyma.
-Po pierwsze to dzięki temu nie widać, że mam coś na policzku, a po drugie to był wypadek. Mały ma problemy, nie można go teraz zostawić. Poza tym to moje jedyne źródło dochodów, choć wciąż mam na koncie pieniądze po sprzedaży domu i mieszkania.
-Może załatwię ci inną pracę? – zaproponował Liam. Amy westchnęła cicho, wymijając go. Liam wyrównał z nią krok.
-Jeśli będę miała dość tej pracy dam ci znać. Poza tym nie potrzebuję pomocy. Jeśli będę chciała zmienić pracę, to zrobię to. Nie drąż tematu.
                Chwilę później znaleźli się w supermarkecie, gdzie Amy wzięła na ręce Batmana. Nie chcieli go przywiązywać do słupka, a jedyny sposób by pies wszedł do sklepu, to trzymanie go przy sobie by nie narozrabiał.
                Liam pchał wózek, co rusz wrzucając do niego to, co kazała mu wziąć Amy. Śmiali się przy tym wiele razy, szczególnie wtedy gdy Liam jakimś cudem strącał jakiś produkt na ziemię, po czym szybko go podnosił i odstawiał na półkę.
                Niedługo zajęło fanom zorientowanie się, kto znajduje się w tym samym supermarkecie co oni.
-Przepraszam… Liam? – usłyszeli za swoimi plecami, gdy wybierali wino do obiadu. Chłopak obrócił się, wcześniej wkładając do wózka butelkę wina.
-Cześć – odezwał się. Kątem oka zauważył jak Amy odeszła na bok, podchodząc do działu, w którym mogła znaleźć karmę dla Batmana.
-Ja… Nie myślałam, że tu cię spotkam… Czy… Mogłabym zdjęcie? – młoda dziewczyna, która przed nim stała, wyglądała na mniej więcej 16 lat. Duże, zielone oczy patrzyły na niego z nadzieją.
-Jasne – uśmiechnął się, a dziewczyna wyciągnęła swój telefon. Zrobili sobie wspólne zdjęcie, a gdy chowała swój telefon do kieszeni, zobaczył coś dziwnego na jej przedramieniu.
                Pokręcił głową, widząc cienkie blizny. Jedna kreska pod drugą. Kilka wypukłości pozostawionych po przeszłości, chwilach bezradności. Potrzebował chwili by zebrać w sobie odwagę i złapać ją za nadgarstek. Podwinął rękaw jej sweterka, który miała na sobie. Tak jak się spodziewał, tego było więcej. I to nie same blizny, ale też świeże rany.
-Ja… Ja muszę iść – zająknęła się dziewczyna. Liam spojrzał w jej oczy, które nagle przepełniły się łzami, jakby bała się, że usłyszy coś złego. Chłopak przejechał palcem po bliznach, po czym pokręcił głową.
-Nie rób tego. – poprosił cicho – Jesteś naszą fanką, tak?
-Od początku… Ja, Liam… Przepraszam. – wyjęła swój nadgarstek z jego uścisku, po czym opuściła rękaw swetra na miejsce. Pośpiesznie otarła oczy, po czym uśmiechnęła się bezradnie – Muszę iść.
-Poczekaj – pokręcił głową. Dziewczyna spojrzała na niego, nie wiedząc o co mu chodzi – Nie wiem co się dzieje w twoim życiu i wiem, że mi tego nie powiesz. Ale zrób to dla nas. Okej? Nie kalecz swojego ciała, jesteś najcudowniejszym człowiekiem na świecie. Jak  masz na imię?
-Liz – powiedziała, a dolna warga zaczęła jej drżeć. Kilka łez spłynęło po jej policzkach, ale mimo to się uśmiechała. Uszczęśliwiło ją to, co jej powiedział. Liam uśmiechnął się do niej, po czym mocno ją przytulił.
-Słuchaj Liz, jeśli następnym razem będziesz miała ochotę zrobić sobie krzywdę, pomyśl, że jesteśmy tu dla ciebie tak jak ty jesteś z nami. Nie wolno ci robić sobie takich złych rzeczy, okej? Jesteś w stanie mi to obiecać?
                Liz skinęła głową, starając się nie płakać.
-Kocham cię, Liam. – powiedziała cicho.
-Ja ciebie też mała – uśmiechnął się.
-Pozdrowisz ode mnie Amy?
-Jasne – skinął głową. Dziewczyna podziękowała, po czym pożegnała się i odeszła. Patrzył jeszcze chwilę w miejsce, w którym stała. Nie chciało mu się wierzyć, że ludzie są zdolni do tego, by okaleczać swoje ciało. Było przecież tyle sposobów, by odreagować stres.
                Amy podeszła do niego, po czym wrzuciła do wózka kilka opakowań puszek z karmą dla szczeniaków.
-Masz pozdrowienia... – Liam wskazał głową w stronę miejsca, gdzie wcześniej stała Liz.
-Dzięki… Nie do wiary co dzieje się teraz z nastolatkami… To znaczy sama jestem jednym z nich, ale nigdy w życiu nie wzięłabym żyletki do ręki, by zrobić sobie krzywdę.
-Widziałaś?
-Trudno było nie słyszeć, jak prosisz ją żeby przestała. Dobrze zrobiłeś – uśmiechnęła się do niego. Chłopak spojrzał na nią i skinął głową, czując się odrobinę lepiej.
-Idziemy do kasy? – uśmiechnął się, obejmując Amy jednym ramieniem, a drugim łapiąc za rączkę sklepowego wózka. Amy skinęła głową i stanęła na palcach, całując chłopaka w policzek.
-Jesteś najlepszym mężczyzną na świecie, wiesz? 



OMM CZEŚĆ! :D
Dlaczego tak mało komentarzy pod poprzednim komentarzy? Co jest, hę?
KOMENTUJCIE:) 
Btw nie wiem kto to zrobił, ale dzięki Wam jestem nominowana do 1D Awards, w kategorii "Najlepsza kontynuacja" za co ogromnie Wam dziękuję, jeju nie spodziewałam się:) Żeby wygrać potrzebuję waszych głosów. Zagłosujecie na mnie?
Wejdźcie na bloga >>One Direction Awards<< i tam znajdziecie informację, gdzie macie głosować. Oddać głos możecie kilka razy :) 
Dziękuję! xx